Bryce oparła głowę na dłoni, słuchając uważnie profesor McGonagall i co chwilę pisząc ważne informacje. Brooke, która siedzi obok niej wygadała na znużoną tą lekcje. Kiedy zadzwonił dziwnej Bryce spakowała się i chciała wychodzić, ale usłyszała głos McGonagall.
- Panno Anderson, mogłaby panu zostać na chwilę? - zapytała, a Bryce niepewnie kiwnęła głową i podeszła do biurka nauczyciela. McGonagall wskazała na krzesło przed sobą, a Bryce usiadło - Doszły mnie słuchy, że miała pani mały... wybuch złości.
Bryce spojrzała na nauczycielkę jakby spadła z księżyca. Skąd McGonagall mogła się o tym dowidzieć? To wiedzieli tylko jej przyjaciele.
- Skąd pani wie? - wyjąkała, a profesor McGonagall odchrząknęła.
- Panna Parkinson powiedziała to profesorowi Snape'owi, a profesor Snape poprosił mnie, żeby porozmawiać o tym z panią - wytłumaczyła.
- Aha - mruknęła.
- Często się to pani zdarza? - zapytała.
- Nie - odpowiedziała krótko.
- Co wywołało u ciebie takie zachowanie? - zadała kolejne pytanie.
- Nie chce o tym rozmawiać - powiedziała, a profesor McGonagall kiwnęła głową - Czasem jak za dużo się dzieje to... zdarza mi się wybuchnąć. To nic wielkiego, pani profesor. Naprawdę. Nie musi pani o tym ze mną rozmawiać. Już mi lepiej.
- To się może powtórzyć - powiedziała, a Bryce już poczuła, że się denerwuje.
- Naprawdę pani profesor. Wszystko jest w jak najlepszym porządku - powiedziała Bryce.
- Gdyby coś się działo, proszę przyjść i mi o tym powiedzieć. Wiem, że nie jestem opiekunem twojego domu, ale chce pani pomoc - powiedziała.
- Rozumiem, pani profesor - powiedziała Bryce - Dziękuję.
Bryce wyszła z klasy nauczycielki lekki rozzłoszczona. Nie chciała, żeby nauczycielka wtrącała jej się w życie. Nie chciała o tym rozmawiać ani z profesor McGonagall ani z nikim innym. Ślizgonka ruszyła w stronę damskich toalet. Weszła do środka i odkręciła kran. Przemyła twarz zimną wodą i wróciła na resztę lekcji.
***Pokój wspólny ślizgonów był pusty i zimny. Bryce siedziała pod kocem pisząc wypracowanie z eliksirów. Brooke była znowu na spotkaniu klubu ślimaka i sama nie widziała gdzie jest Theo. Zgubiła go po ostatniej lekcji. Sam chłopak nie miał najlepszego humoru, co nie często mu się zdarzało.
Wejście do pokoju wspólnego ślizgonów się uchyliło, a do środka wszedł Draco, a za nim Theo. Draco wyglądał na niespokojnego, a Theo szeptał coś do niego. W końcu się rozdzielili. Theo usiadł na kanapie obok Bryce, a Draco ruszył do dormitorium.
- Co się stało? - zapytała Bryce, a Theo machnął tylko ręką.
- Nic takiego - powiedział - Dobrze się czujesz? - zapytał już po enty tego dnia.
- Theo, naprawdę wszystko dobrze - powiedział - Nie wpłynę na decyzje rodziców.
- A co McGonagall od ciebie chciała? - zapytał.
- Pansy poszła powiedzieć o moim wybuchu złości i chciała porozmawiać - powiedziała i westchnęła cicho - Mam do niej iść jeśli znowu się to zdarzy, a ja ciągle jestem zdenerwowana i już mnie to tak męczy, Theo. Jeszcze co do tego dochodzi rozwód rodziców. Ciągle o tym myślę.
- Może idź do pani Pomfrey, da ci coś na uspokojenie - powiedział łagodnie, a ona pokręciła.
- Dam sobie jakoś radę. Już nie raz sobie radziłam z tym - powiedziała i wróciła do pisania wypracowania.
- No proszę, kto wrócił! - powiedział Theo po dłuższej chwili milczenia - Blaise Zabini. Jak było na spotkaniu klubu ślimaka?
- Okropnie nudno - powiedział siadając na kanapie obok Theo.
- Bo nie ma tam Hesty? - zapytał Theo, a Blaise uderzył go mocno z łokcia w brzuch. Theo zgiął się w pół, a Bryce cicho się zaśmiała.
***Bryce obudziła się zalana łzami i potem. Oddychała szybko i nierównomiernie. Miała wrażenie, że brakowało jej powietrza. Mokre od potu włosy kleiły jej się do twarzy. Musiała wyjść z dormitorium. Myślała, że tam się udusi. Wybiegła z dormitorium. Kręciło jej się w głowie i ledwo widziała gdzie idzie. Wpadła na czyjąś klatkę piersiową. Wszystko miała zamazane. Ktoś złapał ją za ramiona.
- Oddychaj.
Słyszała go, ale czuła się jakby była oddalona od niego o parę kilometrów. Nogi ugieły się pod Bryce, ale chłopak ją złapał. Zamknęła oczy, kiedy poczuła pod słabą kanapę.
- Co się stało? - zapytał Draco, kiedy oddech Bryce wrócił do normy i powoli się uspokajała.
Bryce nie pamiętała co się stało. Coś jej się śniło. Nie pamięta co i dlaczego wpędziło ją w taki stan. Zrobiło jej się zimno. Była w pokoju wspólnym ślizgonów. Panował w nim półmrok.
- Nie wiem - powiedziała zachrypniętym głosem - Nie pamiętam.
Trzęsącymi się dłońmi odgarnęła włosy z twarzy. Czuła się słabo.
- Śniło mi się coś - powiedziała po chwili - Nie pamiętam co.
Bryce zaczęła się trząść. Draco położył dłoń do jej czoła. Dziewczyna była blada i wymęczona, jakby przebiegła jakiś maraton.
- Masz gorączkę - powiedział - Idź się połóż, lepiej.
- Dziękuję - wymamrotała, kiedy pomógł jej wstać z kanapy. Nogi dalej miała jak z waty.
Draco kiwnął głową. Bryce weszła do dormitorium i położyła się w łóżku. Jej kołdra była mokra, ale jej to nie przeszkadzało. Zasnęła od razu jak się położyła.
CZYTASZ
Maniery Ślizgona | Draco Malfoy
FanfictionBryce Anderson nie miała łatwego dzieciństwa. Niemal codziennie słyszała kłótnie rodziców, czego najbardziej w świecie nienawidziła. W Hogwarcie mogła odetchnął od tych wszystkich kłótni i spędzać czas z przyjaciółmi. Ona i Draco Malfoy nigdy nie mi...