Rozdział 17

222 13 0
                                    

Bryce siedziała w pokoju wspólnym ślizgonów, który świecił pustkami. Była skupiona na pisaniu wypracowania na eliksiry do momentu, w którym Theodore Nott nie wpadł do pokoju wspólnego. Zaskoczył Bryce od tyłu. Na jego twarzy było widać uśmiech. Ale to nie był kpiący ani wymuszony uśmiech. To był jego najszczerszy uśmiech.

- Nie zgadniesz co się stało! - krzyknął Theodore siadając obok Bryce - Ja i Brooke mamy randkę w walentynki!

- Zaprosiła cię!

- Tak! Kompletnie nie wiem gdzie i co i jak, ale powiedziała, że coś wymyśli! To nie jest ważne! Mam randkę z Brooke!

- Tak się cieszę, Theo - powiedziała uśmiechając się szeroko.

- Ja też. Nawet nie wiesz jak bardzo - powiedział Theo.

Bryce szczerze była zaskoczona. Szczególnie, że Brooke nie wydawała się ostatnio zbyt chętna by zaprosić Theodore'a na randkę. Ufała przyjaciółce, ale ostatnio zachowywała się jeszcze dziwniej niż zwykle i zaczynało ją to martwić. Nie chciała poruszać tego tematu. Nie chciała denerwować Brooke.

Walentynki to nie było ulubione święto Bryce. Rok temu, kiedy wokół unosił się romantyczny klimat, Bryce zerwała z chlopakiem, który ją wprost dręczył. W tym roku postanowiła nie chodzić walentynek. Zarzuciła torbę na ramię i razem z Brooke i Sarą wyszły z dormitorium.

- Bryce! - zawołał ją od razu Draco. W dłoni trzymał książkę eliksirów - Musiałam zapomnieć wczoraj. Znałem ją w tutaj - wskazał na stolik.

- Dzięki, Draco - powiedziała posyłając mu delikatny uśmiech.

Bryce schowała książkę do torby i wyszła z pokoju wspólnego. Draco znowu nie poszedł na śniadanie. Bryce zastanawiała się czemu olewa lekcje i pory posiłków. Rzadko kiedy widywała go na lekcjach i nie wierzyła w wymówki Theodore'a i Blaise'a, którzy ciągle tłumaczyli go, że się rozchorował. W tym momencie Draco zdecydowanie nie był chory. Nie był tak blady, jak w poprzednie dni, w którym Bryce go widziała. Czasem naprawdę wygadał na chorego. Miał wory pod oczami i był blady, ale teraz zdecydowanie wyglądał lepiej.

Bryce usiadła w Wielkiej Sali. Theodore dalej miał znakomity humor, który rozsiewał wokół. Obok Blaise'a siedziała Hesta, która podzielała dobry humor Theo. Niestety Blaise wciąż miał swój sławny grymas na twarzy. Bryce nie zjadła dużo, bo nie czuła się zbytnio głodna.

Ich pierwszą lekcją były eliksiry. Bryce weszła do zimnej sali z eliksirów. Profesor Slughorn podał eliksir, który mieli przygotowywać, a Bryce otworzyła podręcznik. Na pierwszej stronie od razu zobaczyła karteczkę.

Wesołych walentynek

Bryce wpatrywała się parę sekund w kartkę. Wiedziała, że to od Draco. W końcu kto inny dotykał jej książki. Uśmiechnęła się pod nosem i włożyła karteczkę do kieszeni. Skończyła swój eliksir najszybciej i była z siebie bardzo zadowolona.

Bryce wróciła do pokoju wspólnego ślizgonów z nadzieją, ze zastanie tam Draco. Chciała mu podziękować za walentynkę, a Draco nie było ani w pokoju wspólnym, ani w dormitorium. Czekała na niego w pokoju wspólnym aż wróci, ale długo go nie było. W końcu wyszła chcąc go znaleźć, ale sama nie widziała gdzie Draco może przebywać. Ostatnio lubił przebywać sam. Poszła do jednego z miejsc, które kojarzyły jej się z Draco. Była to wieża astronomiczna. Stał wpatrując się w niebo. Nie miał na sobie kurtki, był w samej koszuli.

- Szukałam cię - powiedziała stając obok niego.

- Czemu? - zapytał nie odrywając wzroku od nieba.

- Chciałam ci podziękować za walentynkę - powiedział, a na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu - Czemu tak często tu jesteś?

- Lubie patrzeć w gwiazdy. Uspokoja mnie to - powiedział.

- Mogę cię spytać o coś, Draco? - zaczęła, a chłopak kiwnął głową - Co się z tobą ostatnio dzieje?

- Jestem taki jak zawsze - powiedział.

- Nie, Draco. Jesteś o wiele bardziej smutny. Jesteś zdenerwowany i spięty cały czas. Wszyscy się martwią o ciebie.

- Och daruj sobie - powiedział ostro - Daruj siebie takie gadki. Nic mi nie jest. Jestem taki jak zwykle. Nic się nie zmieniło. Jak przyszłaś tu prawić mi takie gadki, to proszę, idź sobie.

- Nie, Draco - powiedziała stanowczo.

- Jestem po prostu zmęczony, dobra? Wszystko mnie wykańcza i tyle - powiedział i przetarł twarz dłonią - Nie potrafię spać w nocy. Nie potrafię, że na niczym skupić. Proszę cię, nie drąż tematu. Nie chcę o tym rozmawiać.

- Jasne - powiedziała - Chodź, idziemy. Już późno i zimno. Będziesz chory.

- Mi tu dobrze - powiedział, a Bryce pociągnęła go mocniej za rękę - Chcesz mi ramię urwać czy co?

- Inaczej byś się nie ruszył - powiedziała ciągnąć go po schodach.

Było już po ciszy nocnej. Draco i Bryce szli najciszej jak się dało, żeby tylko nikt ich nie usłyszał.

- Słyszałeś? - zapytała zatrzymają się.

- Do cholery, Bryce, idź - szepnął Draco popychając dziewczynę.

- To kotka Flicha - szepnęła - Zaraz Filch tu przyjdzie. Znajdzie nas i dostaniemy szlaban.

Draco przeklnął pod nosem i pociągnął Bruce za rękę. Biegli do pokoju wspólnego ślizgonów.

- Następnym razem nie panikuj - powiedział, kiedy znaleźli się w pokoju wspólnym.

Pokój wspólny o dziwo nie był pusty. Na kanapie leżał Theo z tak smutną miną, z jaką Bryce go nigdy nie widziała. Wyglądał na pijanego.

- Theo, co się stało? - zapytała do chłopaka, który właśnie wypuścił dym papierosa z buzi.

- Brooke stroiła sobie ze mnie żarty - powiedział ponownie się zaciągając.

- Co ty mówisz? Powiedziała mi, że podobasz jej się.

- Najwyraźniej nie - powiedział - Dałem się nabrać. Myślałem, że flirtuje ze sobą, bo chce ze mną być, a ona robiła sobie tylko żarty.

- Musisz się położyć, Theo - powiedziała.

- Zabiorę go do dormitorium - powiedział Draco pomagając Theo wstać z kanapy.

Bryce wróciła do dormitorium chcąc porozmawiać z Brooke, której nie było. Bryce była zdenerwowana na samą myśl rozmowy z nią. Naprawdę myślała, że Theo podoba się Brooke i czuła żal do samej siebie, że tak bardzo popychała go ku Brooke.

Maniery Ślizgona | Draco Malfoy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz