Jak dwie jasne latarnie
Błyskiem dostrzegam spojrzenie
Nie spoglądam, nie patrzę
Udaję, że niewiele wiem
Z melancholijnym westchnieniem
Przerażeniem wzrok unoszę
Zestresowana tym, co zaraz się stanie
Konsekwencji skutki utajnione
Wciąż nie ujawinione
Karą wszystko zatracę
Zatracę, chociażby na zawsze
Paniczny cień już pada
Niewdzięczności mijają lata
Marzenie pozostaje niespełnione
To jedynie skrajne życzenieNie trzeba się trwożyć
Za wątpliwością podążyć
Nie mam więcej sił
By składać zbyt wiele obietnic
Poświęcę każdą rzecz i nadzieję
Nareszcie będzie lepiej
Czas w tym momencie staje
Mrok ogarnia i serce
Jak gniew silny pulsuje
Tak sobie tego nie daruję
Raniące są czyny
Wszystko w oczach się mieni
Pozostanie to najdłużej
W myśli mojej niewdzięcznej
Smutku pamięci rozdwojonej
Co noc budzi to samo westchnienieTchnienia co serce ściska
Jak nikczemna ta prostota
Nie żałuję swej słabości
Iż tak łatwo mi błąd popełnić
Chcę ten dzień szybko zakończyć
Myślą, czy wstanie jesteś mi wybaczyć
Nic nie zastąpi chwil porad uwikłanych
Jedna moje pragnienia umożyła
I myśl jedna ciągle krążyła
Żałuj, żeś w ten układ weszła
Teraz po tym tylko gorycz zapewniona
Chcę, abyś o tym nigdy się nie dowiedziałaCóż może być pożytecznego
Kiedy tajemnice tańczą tango
Gdy wypełzają niczym wąż
I ogniem radość zżerają
Bo w pamięć szybko zapadają
Jednak chroni to co cenne
Najgorszej prawdzie ujawnić nie możeOczekiwałam tego dnia
Ten zamęt uwalnia
Czuję już złą aurę
Już dopełnia wolę.
Nagrody dla ciebie
Pozyskać nie jestem wstanie
Widząc, że ufasz mi bez granicznie
Prawdy ci nie mówię
Na dobrą sprawę
Wiedz, że zranić cię nie chcę
Zadam ci tylko większe zmartwienie
Przykrywam to wszystko
By tego nie widać było
Nie obronię przed stratą
Chociaż niewiele mi już pozostało
Moich marzeń i tego, co mi zabraniasz
Niedługo pozostanę z tą uderęką samaŻałuj więc czynu tego
Nadwyraz przykrego
Nie powinnaś nigdy powracać
Do okropnego wykazu owego
Wtedy tylko gniew tobą włada
Staram się jak tylko mogę
Swoje marzenia daleko oddaliłam
Jednak ty wciąż powtarzasz to zdanie
Dlaczego jest to tak bardzo niemożliwe
Staram się wynagrodzić to nadaremnie
Wybaczenia jest to nie godne
Najlepiej kary wynaczonej
Tylko to na myśli mi pozostało
By do wyznania prawd nigdy nie doszłoZnów okropny widzę widok
I złowieszczy już kształtuje wzrok
Niepewności twarz już bladnieje
Oczy już wpadają w wibracje
Czasu oddawać poświęconego
Nie trzeba zwracać straconego
Przykrości ból zadany nie obejmie cię
Nie stwiedzisz, że ja winna jestem
Nie zabierzesz mi niczego
Zresztą nie masz czego
Samej ciężar podniosłam
Niczego nie rozumiałamSerce tango rozpoczyna
Ostatnia ginie nadzieja
I smutku ostatni widzę wyraz
Nie tą postać jednak przybrało
Karę otrzymam nie raz
Nigdy miejsca to nie miało
Dlaczego to się zdarzyło
Czego mi karę sprawiedliwą
Obdarzasz szkodliwą
Winą nieudowodnioną
Na pulpit widoczną
Nie wiesz, jak cierpię
Nie widzisz jak się trwożę
Nie czujesz tego, co ja
Nie współczujesz, przeciwnie
Rozmywasz radości dnieWiem, że to nigdy nie przeminie
I niezapomniane wciąż będzie
W pamięci korzenie zapuści
Zapomnieć nie pozwoli
Jak tulipany czarne
W prezencie ofiarowane
Smutek, gniew przełamujące
Czerń jak żal za tajemne skrywanie
Chociaż się wie niewiele
Dlaczego to tutaj widnieje
Niesprawiedliwie posądzenia
Godne wyjaśnienia
Nikt nie dowie prawdy
Nie ma kary bez winy
Przyczyny nie widać
Szansa ocalona
Jedynie tylko ojca gniew
Wiele pamięta
Nigdy mu myśl nie została ujawniona
O moich problemach
W sercu je skrywałam
Wciąż teraz pamiętny wiersz o tulipanach
Czarnych jak otchłań radość żegnaNastrój dobry
Chociaż poruszony
Zobaczyła tajemne skrycie
Gdyż na widok serce smutnieje
Zarazem szybciej bije
Gdy zaraz o tym wspomnę
Sekretu wątek
Jakkby świata był koniec
Podwojona ta wieść była
Bardziej zdradliwa
Przyzwyczaiłam się jednak do tego
Nie żal mi strat wszystkiego
Ten proces w moje życie wszedł
Od dnia pewnego gościł
Listopada dzień piąty
Na tym kończą się radości wątkiDrugi poziom się zaczyna
Jeszcze więcej smutku tchnienia
Pokończyła się lekkość, spokój ducha
Teraz wszystko wyjdzie na jaw
Z dniem dzisiejszym znikną znowu
Radość wieczna i zraniona łza
Czemuż to na wieki nie pochłonie
Czego nie opuści na zawsze
Dlaczego ciągle rodzi się na nowo
Jakby cały czas się wznawiało
Niech to wchłonie, niech nie wraca
Co tak bardzo rani serca
Już dopełnia się wola
I pamiętna stanie się ranaJutro koniec byłby zmartwień
Tajemnice zachowane
Wszystko do sekretu sprowadzone
I wysilać trzeba bardziej
Niepokoić się i drżeć z obawy więcej
Zakończony byłby świat
Pełen trosk i czasu strat
Niechaj zniknie z mej pamięci
Która mnie tak męczyDopełnia się wola
Nie zostanie wyznaczona żadna kara
Skończyło się pełne gniewu poranki
I łez rzeki
Czas, aby się cieszyć
Nic nie będzie w stanie mnie ograniczyć
Wygasza się moje cierpienie
Odejdzie i niech nie wraca
Aby ponownie mnie gnębić się nie stara
Lepiej w niewiedzy trwać
I niczego nie żałować
Błagam tylko o rzecz jedną
By na wieki działać to przestało
Oraz aby awaria strony
Zażegnała te przykre konflikty...Wciąż chcesz dostęp
I krążyć jak tą przepaścią jak sęp
Nad doliną samotności
Z czym się nie mogę pogodzić
I mimo to, że już to zwyczajność
Decyzja, jaka będzie zależność
Przyjmowałam cierpienia
Nie mając nic do stracenia
Wmawiałam, że to będzie codziennie
Jedynie z tym obejść się muszę
Wieść smutna, ale i radosna
Nareszcie będę wolna
Niech ta myśl obezwładni te pragnienia...
CZYTASZ
Unforgetable
PoetryOstatni z wierszy, w którym zwierzam swoje cierpienia wywołane jednym szkolnym zebraniem, a potrafi ono pozornie zranić niejedno wrażliwe na krzywdę i karę serce...