ꓚ⌊⌋ 𝚁𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊ł ó𝚜𝚖𝚢 ⌊⌋ꓛ

1.1K 64 6
                                    

»»————- ★ ————-««

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

»»————- ★ ————-««

ℙ𝕣𝕒𝕨𝕕𝕒, 𝕜𝕥𝕠́𝕣𝕒 𝕨𝕪𝕤𝕫ł𝕒 𝕟𝕒 𝕛𝕒𝕨

꧁꧂

Promienie słońca przebijały się przez korony drzew. Powoli zbliżało się późne popołudnie. Morana spacerowała leśną ścieżką. Rezerwat w Beacon Hills był na prawdę ładnym miejscem. Natura była piękna, choć i w niej można było dostrzec smutek przemijania. Wszystko miało swój początek i koniec. Była to najnormalniejsza rzecz na świecie, a i tak ludzie pragnęli wieczności. Nie dostrzegali piękna w życiu, które było wyjątkowe nie dlatego że trwało, a dlatego że przemijało. Było czymś czego nie dało się odtworzyć na nowo. Było jedyne w swoim rodzaju, niepowtarzalne.

Morana zwolniła. Przy ścieżce dostrzegła małe błękitne kwiatki. Usychały. Przykucnęła przy nich. Uniosła dłoń i opuszkiem palców pogładziła płatki roślin. Kwiatki nagle nabrały mocniejszego błękitu, uniosły się ku górze, a ich liście stały się bardziej zielone. Ożywiła je. Uśmiechnęła się gdy poczuła delikatną, ale przyjemną woń kwiatków. Wstała po czym ruszyła dalej. Włożyła dłonie do kieszeni ciemnofioletowej zamszowej ramoneski. Miała na sobie czarny golf oraz w tym samym kolorze jeansowe spodnie z lekkimi przetarciami. Założyła wygodne sportowe buty aby przyjemnie jej się spacerowało. 

Czarnowłosa uniosła głowę gdy z drzew wzbiły się w powietrze ptaki. Zastanawiała się jako to byłoby móc latać, wzbić się w przestworza, uciec od wszystkiego, nie przejmować się niczym.

Zwolniła kroku, a po chwili całkiem się zatrzymała. Spojrzała w bok. Na ziemi trzy metry od niej zobaczyła mały cień na ziemi. Poruszał się i ewidentnie chciał aby za nim poszła. Kobieta ruszyła w jego kierunku. Cień zaczął szybko poruszać się po ziemi w jakąś stronę. Czarnowłosa ruszyła truchtem za nim, który przerodził się po chwili w bieg. Wiedziała co ten obłok oznacza. Czasami gdy była niedaleko kogoś kto był bliski śmierci, widywała ten cień.

Morana wybiegła zza drzewa gdy nagle na kogoś wpadła. Zderzyła się z kimś. Zaczęła lecieć do tyłu, ale silne dłonie złapały za jej ramiona i przytrzymały ją w miejscu, ratując przed upadkiem. Spojrzała w górę. Promienie słońca przebijały się przez konary drzew tworząc za tą osobą oślepiającą poświatę. W pierwszej chwili nie poznała go.

Czarnowłosa rozchyliła lekko wargi. Gdy chwile zaskoczenia minęły, kobieta cofnęła się, przez co Derek musiał ją puścić. 

Wpatrywali się w siebie, jakby żadne z nich nie sądziło że jeszcze się zobaczą.

Morana nerwowo założyła kosmyk włosów za ucho gdy ten przykrył jej czoło i trochę lewe oko. Mimo że uczesała włosy w wysoki kucyk, to niesforne kosmyki wymykały się z gumki i z złośliwością utrudniały jej widoczność.

Derek stał przypatrując się jej. Był zaskoczony spotkaniem jej w lesie. Gdy ją zobaczył jako pierwsze chciał się uśmiechnąć. Jednak powstrzymał się. Miło wspominał ich wspólne chwile, choć nie było ich wiele, ale ten moment był zdecydowanie zły na to spotkanie.

Pośrednik między życiem, a śmiercią | D.H. | ZakończonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz