ꓚ⌊⌋ 𝚁𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊ł 𝚝𝚛𝚣𝚢𝚍𝚣𝚒𝚎𝚜𝚝𝚢 𝚙𝚒𝚎𝚛𝚠𝚜𝚣𝚢 ⌊⌋ꓛ

606 43 21
                                    

»»————- ★ ————-««

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

»»————- ★ ————-««

ℤ𝕖𝕞𝕤𝕥𝕒 𝕥𝕠 𝕫𝕘𝕦𝕓𝕒

꧁꧂

Dróżka prowadząca do kościoła w lesie, nie była przejezdna. Byli zmuszeni iść pieszo, przez co stracili cenny czas. Plan nie był skomplikowany. Będą musieli zmierzyć się z czterema demonami i powstrzymać Elijah'a przed przyzwaniem kolejnej mrocznej istoty. 

Stiles i Lydia zostali w tyle, w walce niewiele by pomogli. Chris nie miał wystarczającej ilości srebrnych sztyletów, jedynie jeden. On miał srebrne naboje, a Allison strzały, więc inni mieli złapać i przytrzymać opętanych aby ułatwić im celne strzelenie.

Im bliżej byli kościoła, tym mocniej Morana wyczuwała demony. Cztery. W czarnowłosej zapłonął gniew. Pragnęła zemsty. Mrok, który poczuła wtedy w łazience ponownie w niej zagościł. Tym razem pozwoliła mu przejąć nad nią kontrolę. Chciała pomścić Derek'a. Przez to racjonalne myślenie odeszło na dalszy plan.

Czarnowłosa zatrzymała się w miejscu, co po chwili zrobili pozostali.

— Coś jest nie tak? — odezwał się Scott. Morana spojrzała na niego, a później na pozostałych. Nie mogła ich wysłać do wali bez dodatkowej ochrony.

— Niech wszyscy będą na chwilę cicho, muszę się skupić. — czarnowłosa przymknęła powieki. Rozłożyła ramiona na boki. Na jej dłoniach zapłonęły fioletowe żyłki. Z jej falców wyłoniły się świecące cienkie fale, które rozciągnęły się. Każda z nich połączyła się z cieniami każdego z grupy. Fale wchłonęły się w cienie. Morana otworzyła oczy, a jej dłonie przestały świecić. Cienie zaczęły się ruszać. Nagle odłączyły się od swoich właścicieli i przybrali ludzkie formy. Ich okrągłe małe ślepia świeciły się na fioletowo i kształtem przypominali swoich właścicieli. — Będą was chronić. — oznajmiła Morana.

— A gdzie twój? — odezwała się Allison. Dziewczyna była zaskoczona, podobnie jak inni. Te cieniste istoty zarazem wywoływały niepokój, ale również fascynację. Młoda Argent zauważyła że Morana nie miała swojego cienistego obrońcy.

— Mój już nie istnieje. — Morana starała się nie wyglądać na przybitą, ale strata Drago, jej towarzysza, była bardzo bolesna. Nie była wstanie przywrócić go, ani tym bardziej ożywić swojego cienia, którego częścią był niegdyś Drago.

Nikt już nic więcej nie powiedział. Ruszyli w dalszą drogę. Wszyscy czuli silne napięcie, stres, mrok, który emanował w tej części lasu.

Drewniany niewielki kościółek znajdował się po środku lasu. Niegdyś był miejscem gdzie ludzie przychodzili czcić Boga, teraz był opuszczony i został wykorzystany do ściągnięcia złej istoty zza drugiej strony. Przed budynkiem stały cztery osoby. Ciała opętane przez demony, trochę się zmieniły. Nie wyglądali jak zombie, a bardziej demonicznie. Ich skóra w niektórych miejscach poczerniała i miała łuski. Ich gałki oczne były całkiem czarne, a u palców mieli pazury. 

Pośrednik między życiem, a śmiercią | D.H. | ZakończonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz