ꓚ⌊⌋ 𝚁𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊ł 𝚌𝚣𝚝𝚎𝚛𝚗𝚊𝚜𝚝𝚢 ⌊⌋ꓛ

1.1K 67 26
                                    

»»————- ★ ————-««

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

»»————- ★ ————-««

ℕ𝕚𝕖𝕤𝕫𝕔𝕫𝕖𝕣𝕠𝕤́𝕔́ 𝕞𝕠𝕫̇𝕖 𝕥𝕪𝕝𝕜𝕠 𝕟𝕚𝕤𝕫𝕔𝕫𝕪𝕔́ 

꧁꧂

Derek stał na przeciwko okien. Z intensywnością wpatrywał się w telefon, który trzymał w dłoni. Na wyświetlaczu widniał numer do Morany. Jego kciuk unosił się nad zieloną słuchawką. Chciał do niej zadzwonić albo chociaż napisać, ale tego nie zrobił. Szybko schował telefon do kieszeni, aby nie korciło go by się z nią skontaktować. Minęło osiem dni odkąd ostatni raz ją widział. Po ich pierwszym wspólnym razie, nie rozmawiali przez ten czas z sobą. Sam chciał zainicjować spotkanie, ale nie odważył się nawet przyjść do szpitala aby chociaż ją zobaczyć, nie mówiąc już o rozmowie w cztery oczy. Nie potrafił wyrzucić jej z swojej głowy. Łowcy nie byli na razie problemem, jej nic nie zagrażało, więc powinien był cieszyć się że dłużej nie musi ciągnąć z nią znajomości. Jednak prawda była taka, że serce mówiło co innego niż rozum. Nie rozumiał czemu tak szybko zapałał do niej sympatią, choć nie planował tego. Próbował odrzucić uczucia, ale nie ważne jak bardzo się starał, nie potrafił o niej zapomnieć.

— A ty nadal stoisz w tym samym miejscu i myślisz czy do niej zadzwonić. — do loftu wszedł Peter. Gdy wychodził, Derek stał w tym samym miejscu co teraz. — Dała ci kosza. To chyba oczywiste, skoro nie zadzwoniła, ani nie napisała. I dobrze wyszło. Życie w pojedynkę jest zdecydowanie lepsze. — stwierdził z uśmieszkiem na ustach, ale jego siostrzeniec tego nie widział ponieważ stał do niego tyłem. Peter ruszył ku schodom, ale gdy zamierzał stanąć na pierwszym stopniu, zatrzymał się. Zerknął na Derek'a, wyczuwał jego podenerwowanie i coś jeszcze, czego nie potrafił zidentyfikować. Starszy Hale westchnął. Nie był typem pocieszyciela i wolał unikać ckliwych rozmów, ale z racji że są rodziną, musiał się zmusić do choćby wykazania odrobiny zainteresowania problemami Derek'a.

Peter podszedł do Derek'a, ale zachował dwumetrowy dystans. Brunet ewidentnie nie był w dobrym humorze, choć i tak czego można było spodziewać się po Derek'u. 

— Nie mów że coś do niej poczułeś. — odezwał się Peter. Zauważył że Derek zacisnął mocno szczękę. Starszy Hale westchnął z rozczarowaniem. To było do przewidzenia. Nie ważne jak zimnego i obojętnego Derek grał na zewnątrz, w środku był znacznie wrażliwszy niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. — Zapomnij o niej. Jeszcze znajdziesz sobie kogoś lepszego. Wokół jest mnóstwo pięknych kobiet. Skoro tak bardzo chcesz być z kimś, wystarczy założyć sobie konto na jakimś portalu randkowym. Nie odpędzisz się wtedy od kobiet. — uśmieszek zagościł na jego twarzy. Derek spojrzał na niego morderczym wzrokiem dającym jasno do zrozumienia aby Peter się przymknął. Jednak szatyn tak łatwo nie zamierzał zamknąć ust. — Nie była dla ciebie odpowiednia...

— O co ci chodzi? — zapytał ostro Derek i spojrzał w bok, na wuja. — Na początku droczyłeś się twierdząc że uroczo razem wyglądamy, a później zacząłeś mówić złośliwe komentarze na jej temat. Dlaczego nagle każesz trzymać mi się od niej z dala, choć wcześniej nie byłeś przeciwny?— przyglądał się uważnie wujowi, ale ten miał idealnie wyuczoną mimikę twarzy, nie pokazał po sobie choćby odrobiny zdenerwowania. Idealny kłamca i manipulant. Jednak Derek znał jego gierki. Peter nigdy nie robił i nie mówił czegoś bez powodu, wszystko zawsze sprowadzało się do tego aby zyskać jakąś korzyść.

Pośrednik między życiem, a śmiercią | D.H. | ZakończonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz