Obudziłam się, powoli otwierając oczy. Stopniowo przyzwyczaiłam wzrok do światła i wyciągnęłam przed siebie ręce, delikatnie mrucząc podczas przeciągania.
Od razu zorientowałam się, że wcale nie jestem u siebie. Nadal znajdowałam się w kasynie, na tej samej skórzanej kanapie, delikatnie otulona białym, milutkim kocykiem.
Gwałtownie rozejrzałam się na boki, nikogo nie zastając w swoim otoczeniu.
Zostawił mnie?
Odgarnęłam rozgrzany przez siebie materiał na bok i wstałam, podchodząc do drzwi.
Zamknięte.
Rzuciłam krótkim przekleństwem i wzdychając ponownie zeskanowałam pomieszczenie. Parę metrów od kanapy, stało ogromne, ciemne biurko, praktycznie uginające się pod ciężarem papierów. Na pojedynczych regałach za meblem stały rożne ramki, teczki czy pliki. Tuż obok już dobrze mi znanej, wysokiej szafki z segregatorami stały 2 fotele.
Moment. Tam gdzieś musi być mój telefon!
Szybko zrobiłam parę kroków i uklękłam, podpierając się rękoma. Schyliłam się i dokładne przeszukałam podłogę w miejscu, gdzie wczoraj upuściłam urządzenie.
Kiedy je znalazłam ekran był pęknięty, ale po naciśnięciu przycisku mogłam go swobodnie odblokować. Sprawdziłam, czy nic innego nie zostało uszkodzone i popatrzyłam na zasięg. 2 kreski.
Ucieszona weszłam w listę kontaktów i odszukałam numer Vanessy. Niestety nie odebrała ani za pierwszym, ani za drugim razem.
Pieprzyć ludzi w związkach, wy macie jeszcze przyjaciół.
Przejechałam ostrożnie palcem, aby znaleźć imię mojego przyjaciela, ale zanim się z nim połączyłam, ekran się wygasił, a telefon przestał działać.
Bateria.
Czas zaopatrzyć się w ładowarkę bezprzewodową.
Wplotłam w palce we włosy i zakłopotana usiadłam na podłodze. Wolałam, pukałam, ale nie spotkało się to z żadna reakcja. Ale on musiał wrócić. Zawsze wracał.
***
Kiedy czas mijał, siedziałam z kilkoma segregatorami przy nogach i przeglądałam ich zawartość. Sama nie wiem, dlaczego tak bardzo mnie to interesowało.
Przerzucałam kartkę po kartce. Wydruk z banku przeplatał się rachunkami za prąd, a treści różnił tylko rok.
Po otwarciu kolejnego, moje źrenice lekko się powiększyły, a brwi momentalnie zmarszczyły. Jedna kartka zapisana była zupełnie inaczej.
Najemca budynku: Rey Roberts.
Dokładnie tak samo nazywała się dziewczyna Van.
***
Leżałam na kanapie, myśląc o dokumentach, które przejrzałam.
Przez to, ze mój tata często przynosił pracę do domu, dużo rozumiałam z prawniczych zapisków.
Zastanawiało mnie, dlaczego na pozostałych stronach najemcą nazywano Stelle Garnt, a nie ostatnio poznana przeze mnie dziewczynę. Wyglądało to jak błąd, jakieś niepoprawne dane.
Zanim jednak zdążyłam ponownie sięgnąć po pozostałe zapiski, usłyszałam naciśnięcie klamki.
Moim oczom ukazał się białowłosy, trzymający w ręku kubek i talerzyk z rogalikiem.
- Luke musiał coś załatwić. - rzucił, stawiając jedzenie na stoliku. Wyglądał dokładnie tak jak wczoraj, kiedy razem graliśmy. - Jak zjesz możesz iść do siebie. - po tych słowach głośno odetchnęłam z ulgą. Bałam się, że będą chcieli mnie przetrzymywać.
- Dobrze. - odpowiedziałam, nie będąc w stanie podziękować za posiłek. Nie im.
***
Dojechałam do domu, kompletnie nie zatrzymywana przez żadnego z przyjaciół Luke'a. Dziwiło mnie to, ale szczęście z jakim przekroczyłam próg własnego, bezpiecznego mieszkania przysłoniło wszystkie inne emocje.
Od razu zadzwoniłam do serwisu w sprawie mojego telefonu. Umówiłam się jutro na wymianę szybki i usiadłam na kanapie, chcąc porządnie ochłonąć.
Nie mogłam jednak w pełni odpocząć. Przetwarzałam wszystkie dane z wczoraj, odtwarzając pojedyncze momenty w swojej głowie.
Najbardziej zapamiętałam minę chłopaka, kiedy omówiłam dalszego pocałunku. Czy on naprawdę spodziewał się, że posunę się jeszcze dalej?
***
Przez dwa dni nie odnotowałam żadnej dziwnej sytuacji. Nie odebrałam też ani jednego sms'a. Mimo, że nie chcę się do tego przyznawać - już parę razy zastanawiałam się, dlaczego tak było.
Dał sobie spokój? Może wystarczyło powiedzieć tylko "nie"?
W jednej minucie potrząsnęłam głową, wyrzucając z niej wszystkie myśli, związane z blondynem. Nie powinnam nawet tego analizować, powinnam wyjść z uśmiechem na zewnątrz i powtarzać sobie w duchu, że jest szansa na powrót do normalnego życia.
Jednak tego nie zrobiłam i siedząc na kanapie wahałam się czy nie napisać do Luke'a.
Jesteś kretynką, Elle.
***
Czwartego dnia bez żadnego sygnału, wzięłam się za siebie. Wstałam, zrobiłam sobie porządne śniadanie, włączyłam ulubioną płytę "Arctic Monkeys" i już o 10 byłam gotowa na umówione wczoraj spotkanie z Chris'em.
Tym razem odbędzie się ono bez Caroline.
Amen.
Kiedy chłopak jak zwykle napisał, że już czeka przed domem, spojrzałam w lustro po raz ostatni i wyszłam, chowając klucze do torebki.
- Hej, hej. - przywitałam radośnie bruneta w momencie w którym zamknęłam drzwi jego auta.
- Z jakiej okazji taki dobry humor? - zapytał ze śmiechem, całując mnie lekko w policzek.
- W końcu jedziemy do "The Dads"! - odparłam, wypowiadając nazwę naszego ulubionego baru z jeszcze większym uśmiechem na twarzy.
Ten tylko skinął i szybko zawiózł nas na miejsce. To były najlepiej spędzone godziny w ostatnim tygodniu.
***
Wzięłam prysznic i zamknęłam uchylone okno, wiedzac, że w nocy powinno padać.
Położyłam się na materacu, okrywając się kołdrą i wtulilam twarz w poduszki.
Ostatni raz włączyłam piosenkę, która od rana chodziła mi po głowie i zasnęłam ze słuchawkami w uszach.Przebudziłam się w nocy, czując jak kawałek pościeli zostaje wysuwany spod mojego ciała. Mruknęłam coś niewyraźnie i powoli otworzyłam oczy, przewracając się na drugi bok.
Przełknęlam śilnę, rozpoznając jego sylwetkę i charakterystyczny zapach perfum, wymieszanych z tytoniem.
Leżał obok mnie, podpierając głowę na ręce.Jak zwykle pojawia sie znikąd, burząc wszelkie mury, które wokol siebie zbudowałam.
Było ciemno, ale cały czas patrzyłam w jego strone, czekając aż coś powie. Chciałam usłyszeć wytłumaczenie, jakiekolwiek słowo wypowiedziane głosem, którego tak dawno nie słyszałam.
- Już myslałam.. - zaczęłam, widząc, że on jedyne milczy.
- Że Cię zostawiłem. - dokończył szybciej ode mnie, delikatnie śmiejąc sie na końcu.
- Dlaczego wróciłeś? - zapytałam, chociaż najchętniej wykrzyczałabym mu to prosto w twarz, ocierając spływające łzy, duszone we mnie od momentu w ktorym go tu zobaczyłam.
- Żeby Cię chronić. - wyszeptał, a jego ręka lekko się poruszyła, odnajdując swoje miejsce na moim nadgarstku.
- Przed czym?
- Przed moim życiem, kochanie.
No to jest kolejny :) Końcówka troszku banalna, ale dosyć istotna ;)
Dziękuję wszystkim gwiazdkujacym, jestescie cudowni :) do następnego, kochani! X
CZYTASZ
See you soon
Fanfiction"Do zobaczenia wkrótce, kochanie" Historia o dziewczynie i chłopaku... Ale czy taka typowa, skoro samo ich spotkanie jest ustalone od poczatku do końca, lecz tylko przez jedno z nich?