14

184 20 6
                                    

- Czyli co, nie masz już zamiaru go zajebać? - wyglądał na zirytowanego. Nie podobało mi się, dokąd zmierzała ta rozmowa.

- Od początku nie miałam takiego zamiaru. Mówiłam o zemście - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, ale szczerze: nie miałam całkowitej pewności co do tych słów.

- A potem co? Liczysz, że odczepi się tak po prostu?

Spuściłam głowę. Nie myślałam o tym w ten sposób. Przemawiała przeze mnie złość, więc nie martwiłam się o przyszłości. W każdym razie nie pod tym kątem.

- Najlepiej gdyby został aresztowany - stwierdziłam. Ale ton mojego głosu raczej nikogo by nie przekonał.

- Chcesz go pobić, a potem zaprowadzić na policję i bez żadnych dowodów udowodnić, że to nie ty, a ten zmasakrowany człowiek to zła osoba, tak? Nie mówiąc już o jego umiejętnościach manipulacyjnych.

Odwróciłam wzrok.

- Słyszysz chyba jak beznadziejnie to brzmi? - kontynuował. - Żeby to się udało, policjanci musieliby być głupi i ślepi, a on musiałby zostać zakneblowany i zamknięty w celi bez okien, bez możliwości rozmawiania z kimkolwiek.

- Wiec zostanie mordercą to lepsza opcja? - wyrzucałam. Mój głos zabrzmiał bardziej oskarżająco, niż tego chciałam. Nie odważyłam się spojrzeć mu w oczy.

- Załatwienie jednej osoby, w zamian za uratowanie pewnie z kilkunastu innych? Nie brzmi głupio - wzruszył ramionami i zobaczyłam, że znów chce zacząć iść.

- Baji, jesteś gimnazjalistą. Notorycznie o tym zapominasz. Chyba wszyscy o tym zapominamy.

- Więc nie dostanę kary śmierci. Kazutora nie dostał.

Nie wiedziałam już, jak go powstrzymać. Nie chciałam, żeby odchodził sam, bo przypieczętowałoby to moją bezsilność.

- Obiecałeś, że tym razem będzie inaczej - wygarnęłam mu. - Myślałam, że po prostu odprowadzisz mnie do domu. Obiecałeś.

Baji westchnął głośno, co najmniej jakbym kazała mu przebiec maraton.
Nie odezwał się jednak, tylko skinął na mnie głową, bym do niego dołączyła. Zrobiłam to, widząc promyczek nadziei.

- Jutro porozmawiajmy o tym na spokojnie, w porządku? - zapytałam. Oboje inaczej wyobrażaliśmy sobie następny dzień, ale on na szczęście nie był tego świadomy.

Milczał długo, patrząc przed siebie. Może wcale nie miał ochoty na interakcję ze mną. Patrząc na przebieg naszej rozmowy, wcale bym się nie zdziwiła.

- Po twoim spotkaniu z Mikey'm.

Zaskoczyło mnie to, ale tylko przytaknęłam. Miałam nadzieję, że do tej rozmowy rzeczywiście dojdzie.

~

Pożegnałam się z Baji'm i zatrzasnęłam za nim drzwi. Nie miałam już siły. Moje życie, przez Kisaki'ego, nigdy nie było łatwe, ale odkąd pojawił się w nim brunet, doszło do niego o wiele więcej zmartwień. Czułam się wykończona samym istnieniem, a martwienie się o niego nie pomagało.

Pragnęłam po prostu pogrążyć się w błogiej bezmyślności. Rodziców nadal nie było w domu, więc nie mogłam odciągać się od myśli rozmową z kimś. Z nimi co prawda ta rozmowa i tak nie byłaby miła, ale przynajmniej odwróciłaby moją uwagę.

Postanowiłam, że najpierw się przebiorę, a dopiero później coś zjem. Planowałam wziąć kąpiel, więc z pokoju potrzebowałam zdecydowanie za dużej koszulki (która była jak sukienka nocna), należącej do mojego brata. Zostawił ją, gdy wyjeżdżał na studia, a - jako że była to jedyna normalna osoba w moim domu - chciałam mieć pamiątkę. Od tamtej pory używałam jej jako piżamy.

Otworzyłam drzwi do pokoju i weszłam do środka. Wydawało mi się, że usłyszałam przy tym jakieś pęknięcie, ale tak marzyłam o kąpieli, że nie zwróciłam na to szczególnej uwagi. Zgarnęłam koszulkę z szafy i wyszłam z pokoju. Znajdywał się on na piętrze, tak samo jak łazienka, więc cieszyłam się z faktu, że nie muszę męczyć się na schodach. Przynajmniej na początku, bo okazało się, że rodzice nie byli na tyle bystrzy, by kupić szampon.

Wściekłam się, ale jeszcze nie krzyknęłam. Choć byłam tego bliska. Postanowiłam zajrzeć do schowka pod schodami, z nadzieją, że może jednak jakiś został. Wzięłam koszulkę ze sobą i z irytacją zeszłam na dół. Prawie równo z tym, jak dotknęłam nogą podłogi na parterze, usłyszałam szybkie pikanie. Zatrzymałam się i obróciłam w stronę piętra. Wydawało się wydobywać z mojego pokoju.

Zastanawiałam się, czy pójść to sprawdzić, ale nagle ustało. Zapadła cisza, w której słychać było tylko stary zegar z salonu.

A potem nastąpił wybuch.

---
652 słowa

Im dłużej ten fanfik się ciągnie, tym bardziej nie wiem, o czym ja tak właściwie piszę. Mam nadzieję, że jakoś utryzmam to w granicach realiów Tr.

Chociaż patrząc na mój zryty mózg, może być trudno.

Anyway, enjoy <3

Baji x Reader |Chcę Walczyć...| Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz