8.

419 44 14
                                    

Weszliśmy do środka w milczeniu. Baji nawet nie pytał o zgodę, bo z mojego wyrazu twarzy dało się zapewne czytać jak z otwartej książki. Prawdopodobnie z bladymi obrazkami. Tak więc dałam mu swego rodzaju ciche przyzwolenie, które przerwało tylko "przepraszam za najście" i odgłos kroków.

Byłam jak w transie. Nawet nie pamiętam, kiedy zamknęłam drzwi, zrobiłam nam obojgu herbatkę i usiadłam na fotelu, który ustawiony byk naprzeciw kanapy, na której siedział brunet z wyczekującym wyrazem twarzy.

Wróciłam do rzeczywistości, dopiero kiedy kubek herbaty zaczął parzyć mnie w ręce, przy okazji zaczerwieniając moje dłonie. Odłożyłam go szybko, ledwie powstrzymując się przed wyrzuceniem go w powietrze.

- Skąd wiesz? - spojrzałam na niego niepewnie, dając mu tym dosłowne potwierdzenie, chociaż zgadywałam, że wcześniej sam się domyślił, widząc moją reakcję.

- Obiło mi się o uszy, że ma dziewczynę - odwrócił wzrok, co pozwoliło mi przypuścić, że miał przez to na myśli, że podsłuchał, jak Kisaki z kimś o tym rozmawia. - pasowałaś do opisu. Zresztą wątpię, że jest ktoś gorszy od niego, a twój chłopak nawet z opowiadań był sukinsynem - gdybym miał go łagodnie określić.

- Aha - wyszeptałam bardziej w przestrzeń niż do niego, nadal nie do końca wierząc, że to coś to prawda. Nie. Na pewno to tylko koszmar. Nie ma Bajiego, nie ma Kisakiego, nie ma problemu, a ja mam na imię Gieniek i mieszkam w wiosce smerfów jako konkubina Klakiera i..... nie no, co ja pierdolę? - Dlaczego...

- Bo wiem, że chcesz się zemścić, ale myślę, że lepiej, jeśli sam go zleję, zanim... coś innego się stanie.

- Niby co? Zniosę to, tak długo, jak będzie trzeba. Przywalę mu ja, żeby odwalił się raz na zawsze.

- Nie chodzi o ciebie - Baji przygryzł wargę i ściągnął brwi jeszcze mocniej, a jego wzrok stał się co najmniej dwa razy bardziej zdeterminowany. - Z resztą nie miałem zamiaru pytać - wstał i spojrzał na mnie z góry.

Nie widziałam go jeszcze takiego, ale to właśnie było to, co czułam, kiedy po raz pierwszy go spotkałam. Sama jego postawa zdawała się mówić "jestem silniejszy, nie próbuj się sprzeciwiać". Ta 'aura' była przytłaczająca.

- Nie - też wstałam, chcąc stanąć  przed nim twarzą w twarz. Nie było to dla mnie łatwe, bo biła od niego pewnego rodzaju dominacja. Czułam jednak, że jeśli czegoś nie zrobię, cały mój świat się rozpadnie. Świat, którego podstawą był wstyd, złość i chęć zemsty. - Baji, obiecałeś. Dam radę. Poprawię się.

- Nie chodzi o ciebie - powtórzył, tym razem z pewnym wyrzutem. Jakby chciał powiedzieć, że byłoby to egoistyczne. Ale dlaczego? To była moja sprawa. Chyba że to "coś innego" też tego dotyczyło. Bardziej niż mogłam się spodziewać. - Chciałem tylko dać znać, żebyś potem nie szukała swojego chłopaka. Prawdopodobnie znajdzie się w miejscu, na jakie zasługuje.

- Co? Ty chyba nie zamierzasz go...

- Wychodzę - nie dał mi dokończyć i nim dotarło to do mnie, on stał już pod drzwiami. - A, jeśli mi się uda, to pewnie będziemy musieli przerwać treningi na jakiś czas - wyszedł, a drzwi z lekkim hukiem dały mi to boleśnie do zrozumienia.

Co on? Nie chce go chyba... zabić?

Nogi same wyrwały mi się do biegu. W swojej zdecydowanie rekordowej prędkości dotarłam do drzwi i otworzyłam je tak mocno, że przez krótką chwilę myślałam, że wylecą z zawiasów.

Wstrzeliłam przed dom, ale jedyne co zobaczyłam, to plecy mojego niedawnego rozmówcy, oddalające się na motorze - zbyt szybkie i dalekie, żebym mogła je dogonić.

Stanęłam jak wryta. Jedyne co cisnęło mi się na usta to

- BAJI, TY PIERDOLONY ZDRAJCO! - niezamierzenie to wykrzyczałam. Może i lepiej. Nie wiedziałam, czy usłyszał, ale już mnie to nie obchodziło.  Zastanawiałam się, co ze sobą zrobić.

Weszłam z powrotem do domu. Ponownie zamknęłam drzwi - tym razem na klucz. Czując, jak łzy pojawiają się w kącikach moich oczu, oparłam się o wejście za plecami i powoli zjechałam w dół, zatrzymując się dopiero przy samej podłodze.

Wcale nie obchodziła mnie ewentualna śmierć Kisakiego. Przeciwnie - żywiłam do niego taką nienawiść, że uważałam, iż w pełni mu się to należało. Ale to nie tak miało być. Ja miałam mu dowalić, a nie ktoś inny go zabić. To było ponad wszystko. Poza tym Baji na pewno pójdzie do więzienia, jeśli to zrobi.

Wiedziałam, że najpierw na jakieś tak swoje zebranie Toman, więc miałabym czas na ostrzeżenie chłopaka. Jednak wciąż tylko część mnie - ta, która martwiła się o bruneta, chciała wykonać ostrzegawczy telefon. Cała reszta mojego 'rozumu' mówiła "niech ginie, giń, tak będzie lepiej".

Nie mówiąc o tym, że Baji mnie rozczarował. Zaczynałam mu ufać i widzieć w nim przyjaciela. Mogłam się domyślić, że tak będzie. Ale bolało mnie serce, bo wiedziałam, że gdzieś tam chciałam wierzyć, że on na prawdę mnie polubił i że nasze spotkanie to nie tylko pretekst do lepszego poznania, jeśli mogę tak to określić, Kisakiego.

Z jednej strony zbliżenie się do mnie i tak nic by nie dało, bo osoba, z którą chodziłam, miała mnie w dupie, ale jakoś nie potrafiłam wyrzucić z głowy wizji, że nigdy nie miał zamiaru się ze mną zadawać.

Jeśli on, to może Chifuyu też?

Pogrążona w ciemności, z przemęczenia, zasnęłam skulona pod drzwiami, leżąc na ziemii. Ostatnią moją myślą, którą pamiętam, było "jeśli żyłam dla zemsty, co ja tu jeszcze..." a potem tylko ciemność. Nie pamiętałam, czy coś mi się wtedy śniło, ale jeśli tak - na pewno był to koszmar.

~

Obudziłam się, dopiero kiedy zadzwonił mój budzik. Nie nastawiałam go ostatniej nocy, ale tak, aby dzwonił od poniedziałku do piątku, więc takimi rzeczami nie musiałam sobie zaprzątać głowy. Bardziej dołowała mnie myśl, że muszę iść do szkoły.

Na moje szczęście, nawet w tym stanie (umarlaka, który niechętnie opuszcza grób) zdążyłam się przygotować. To dlatego, że alarm miałam ustawiony na godzinę wcześniej niż teorytycznie powinnam. Po prostu z rana lubiłam jeszcze poczytać książkę - tak, była to moja pasja, ale co w tym dziwnego? Książki są cudowne. Tak czy inaczej, moja codzienna nadprogramowa godzina pozwoliła mi się ogarnąć. W miarę.

Przed opuszczeniem domu, spojrzałam w lustro. Wyglądałam w miarę normalnie. Miałam jedynie poobijane ciało, ale z moim chłopakiem (być może już byłym) to było na porządku dziennym. Niecodzienne za to były moje spuchnięte od płaczu oczy. Zbyt czerwone na 'alergię'.

Westchnęłam. I tak nikt się tym nie przejmie. Nauczyciele zawsze ignorowali moje rany, ludzie z klasy też udawali, że nie widzą. Czyli tak teoretycznie ich nie było. Teoretycznie, bo ból pozostawał. Zawsze.

Miałam już wyjść, ale dostałam wiadomość. Nie chciałam patrzeć na ekran, w obawie co tam zobaczę.  Kisaki? Baji? Nie ważne - i tak oznaczało to kolejny ból. Fizyczny lub psychiczny, w zależności od osoby, której imię zobaczyłabym, być może, na wyświetlaczu.

Opuściłam dom i pokierowałam się w stronę szkoły aka więzienia. Postanowiłam, że zobaczę wiadomość dopiero na miejscu. W razie czego będę otoczona ludźmi - względzie bezpieczna, przynajmniej teoretycznie.

W klasie odłożyłam torbę i wyjęłam z niej telefon. Ulżyło mi, kiedy zobaczyłam nadawcę wiadomości. To był Chifuyu. Miałam wrażenie, że lekko się rumienię, ale kiedy odczytałam treść, moja twarz z pewnością pobladła. 

[Od: Chifuyu]
[Baji odszedł z Toman. Wiesz coś o tym? Potrzebuję Twojej pomocy.]
---
1135 słow
Chciałam wstawić wcześniej, ale sen niestety wygrał...

Ten rozdział miał wyglądać nieco inaczej, ale ostatnio nie mogę się skupić. Mam nadzieję, że następne będą lepsze.

Trzymajcie się ciepło i do następnego <3

Baji x Reader |Chcę Walczyć...| Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz