15.

175 14 6
                                    

W uszach usłyszałam okropny pisk i poczułam, że nagle lecę w tył, niesiona przez falę uderzeniową. Było to niesamowicie bolesne, gdy z całym impetem uderzyłam o ścianę, nie mogąc nawet zamortyzować upadku. Po otworzeniu oczu ukazał mi się widok, którego nigdy nie zapomnę.

Dym na początku zasłonił mi nieco pole widzenia, ale już po chwili z oparów wyjawił się błysk. Ogień. Czułam jego ciepło i smród i przysięgam, że nigdy nie bałam się tak jak wtedy. Nie tylko gorąc wydobywający się z niego był przytłaczający, ale i duszący opar, który utrudniał mi wzięcie oddechu.

Zobaczyłam jak schody, po których przed chwilą schodziłam, były trawione przez ogień, podobnie jak drzwi piwniczki, gdzie miałam zamiar wejść. Najwięcej tego gówna wydobywało się jednak z mojego pokoju. Gdybym w nim została, na pewno już bym nie żyła - znowu cudem uniknęłam śmierci.

Nigdy nie byłam w takiej sytuacji, ale pamiętając obejrzane filmy, zasłoniłam sobie usta i nos koszulką i, jak najniżej ziemi, zaczęłam się czołgać do wyjścia. Ubranie brata pomogło mi swobodniej oddychać, ale nie nadawało się już do późniejszego założenia - sadza zniszczyła koszulkę doszczętnie. Już nie miałam po nim pamiątki.

Byłam w połowie drogi, kiedy usłyszałam kolejny huk. Szafa, przed którą się czołgałam, zachwiała się niespodziewanie i zaczęła lecieć w moim kierunku. Próbowałam się odsunąć, ale nie udało mi się. Ciężki mebel unieruchomił mi nogi, przygniatając je do podłoża. Próbowałam jeszcze się szarpać, ale nie miałam siły.

I wtedy go zobaczyłam. Szafa sama się nie przewróciła. Kisaki stał za nią z pogardą i satysfakcją wymalowaną na twarzy. Migoczące czerwone światło oświetlało go tak, że wyglądał jak ucieleśnienie gniewu i zniszczenia.

Na chwilę wstrzymałam oddech, przestałam się ruszać, bo czas stanął dla mnie w miejscu.

A więc to tak wygląda piekło?

Mój chłopak przykucnął nade mną i coś do mnie powiedział. Jego słowa były tak ciche, że dotarły do mnie dopiero po czasie. Choć to może ja byłam tak bardzo ogłuszona.

- Trzeba było nie utrudniać mi roboty - chociaż wypowiedział je cicho, były tak bardzo przepełnionego jadem, że uderzyły mnie, jakby ktoś sprzedał mi liścia. - Naprawdę myślałaś, że nie domyślę się, że to ty zadzwoniłaś po gliny? Żałosne.

Nie wiedziałam co powiedzieć. Czy myślałam, że ułożyłam dobry plan? Nie wiem, może chciałam w to wierzyć. Ale ostatecznie Kisaki miał rację. Przynajmniej nie połączył tego z Takemichim. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby to jemu stała się krzywda za moje głupie pomysły. A skoro "utrudniam mu robotę", to chyba przynajmniej jutrzejsza bitwa się nie odbędzie.

Błagam, chociaż tyle. Tylko to mogę zrobić, Baji.

Nie mogłam się ruszyć, ale uśmiechnięta gęba tego chuja przyprawiała mnie o mdłości. Nie myśląc długo, splunęłam mu w twarz. Co miałam do stracenia? Rodzice nigdy się mną nie martwili, brat miał swoje życie, nie miałam zbyt wielu przyjaciół, teraz straciłam nawet dom. A Baji... Z nim i tak gorzej już nie będzie. Nawet gdyby Kisaki zabił mnie tu i teraz, to i tak lepsze od spłonięcia żywcem. Może nawet byłabym wdzięczna.

Nic takiego się jednak nie stało. Chłopak wymamrotał pod nosem "ohyda" i tylko przywalił mi w twarz. Nie wiem, czy tamto uderzenie było tak silne, czy to przez ten dym, który zaczął zatruwać mi płuca, ale zaczęłam tracić przytomność. Zobaczyłam jak przez mgłę, że Kisaki odchodzi, a potem chyba zemdlałam.

Prawdopodobnie leżałam tak jakiś czas, aż nagle poczułam, że ktoś mnie podnosi, łapiąc mnie za placami o pod nogi, zupełnie jak pannę młodą. Nadal nie byłam w pełni świadoma i tylko czasem docierały do mnie jakieś bodźce. Pamiętam jak wyszliśmy z domu i smród dymu zastąpił taki przyjemny zapach... Potem chyba znowu straciłam kontakt ze światem, bo następne co pamiętam, to jazdę motocyklem. Siedziałam z przodu, a osoba z tyłu mocno przyciskała mnie do siebie, żebym nie spadła. Była taka ciepła...

Potem tylko chwilę, gdy zostałam położona na łóżku. Wiem, że ten ktoś chciał odejść, ale nie pozwoliłam mu na to - rozpłakałam się jak małe dziecko. Musiało to wyglądać naprawdę żałośnie, ale chyba zadziałało na mojego wybawiciela. Położył się obok mnie i przytulił. Pogłaskał mnie po głowie i powiedział:

- Będzie dobrze, promyczku.

I wtedy rozpłakałam się już na dobre. Z moich oczu wypłynęła lawina łez, a z gardła wydobył się żałosny szloch. Jedyną osobą, która mnie kiedykolwiek tak do mnie powiedziała, był Chifuyu. Nazywał mnie tak kiedyś w dzieciństwie, kiedy byliśmy sąsiadami. Serce mi zamarło, kiedy uprzytomniłam sobie, że widzi mnie w takim stanie. Było mi wstyd, a jednocześnie tak strasznie się cieszyłam. Jednak miałam kogoś, na kogo mogłam liczyć.

Wtuliłam się w niego tak mocno, jak tylko potrafiłam.

- Dziękuję Chifuyu... - wymruczałam, po czym pozwoliłam sobie w końcu zasnąć. Zapadłam w sen w ramionach, w których w końcu poczułam się bezpieczna.

~

Kiedy obudziłam się rano, pierwszym co chciałam zrobić, była rozmowa z przyjacielem. Przeciągnęłam się i oparłam o ramię. Spał obok mnie, odwrócony tyłem i przykryty kołdrą tak, że nie byłam w stanie go zobaczyć. Nie chciałam go budzić, ale pragnęłam chociaż zobaczyć jego twarz. Nie mogłam się doczekać, żeby przytulić go, gdy wstanie.

Ostrożnie ściągnęłam kołdrę z jego głowy. Momentalnie poczułam potrzebę, aby zapaść się pod ziemię i nigdy nie wychodzić. Chifuyu przecież nie ma czarnych włosów.

~

Przez następną godzinę leżałam po drugiej stronie, jak najbliżej krawędzi łóżka, i zastanawiałam się jak to możliwe. Baji był co prawda niedaleko, więc to by miło sens. Z tym że dlaczego po mnie wrócił? Usłyszał wybuch, czy dowiedział się o planach Kisakiego? Jakkolwiek by nie było, widział jak płaczę i wiję się z rozpaczy. Widział wszystko.

I pomógł mi.

A ja nazwałam go imieniem przyjaciela. Co za idiotka! Jak mogłam się tak pomylić? Czemu w ogóle liczyłam, że to on? Czemu nie trzymałam mordy na kłódkę? I co ja mu teraz powiem? Przecież dowie się o moich uczuciach do Chifuyu, jestem skończona.

Wtuliłam twarz w poduszkę, zbyt zawstydzona, żeby móc patrzeć na niego lub chociażby na mieszkanie. Wspomnienia ostatniego wieczoru pojawiły się w mojej głowie i przeszła przeze mnie całą gama emocji. Od strachu i żałości ze spotkania z Kisakim i podpalenia mojego domu, do tego poczucia bezpieczeństwa, jakie dał mi Baji.

"Będzie dobrze, promyczku" - te słowa nagle odtworzyły się w mojej głowie. Skoro to brunet mnie uratował, te słowa też musiały należeć do niego. Ale jak? Skąd wiedział o tym przezwisku? Może powiedział mu Chifuyu, tylko że... Dlaczego ON go użył?

---
1024 słowa

Tak się kończy moje planowanie wstawiania rozdziałów co tydzień...
Cieszę się, że przynajmniej teraz znalazłam trochę czasu, żeby to napisać, chociaż nie brzmi to do końca tak, jak bym chciała.

Miłego czytania i mam nadzieję, że do następnego<3

Kiedyś

Baji x Reader |Chcę Walczyć...| Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz