16.

61 8 1
                                    

Baji obudził się kilka godzin później. Tak przynajmniej myślę, sądząc po tym, jak bardzo dłużył mi się czas. Nie zmieniło to wiele, bo nadal udawałam, że śpię, ale coraz bardziej zdawałam sobie sprawę, że nie mogę tego robić w nieskończoność.

W końcu, kiedy wyszedł z pokoju i podszedł do łazienki, postanowiłam w końcu stanąć na równe nogi. Musiałam przygotować się do tej rozmowy.

Wychodząc z sypialni, zauważyłam, że mieszkanie składa się z niewielu pomieszczeń. Tylko korytarz, łazienka, pokój, w którym spaliśmy i kuchnia z jadalnią i salonem. Wydawało by się, że mieszkanie jest niewielkie, ale ostatnie pomieszczenie było ogromne. Wypełnione białymi meblami, z oknami na całą ścianę, co sprawiało, że było tam niezwykle jasno.

W kuchni oprócz zwykłego blatu przy meblach, była jeszcze taka 'wysepka', coś jak w barach. Chyba właśnie na to była stylizowana, bo przy niej stały wysokie obrotowe krzesełka.

Po drugiej stronie zobaczyłam ekspres do kawy, więc postawiłam zrobić sobie jedną. Słyszałam, jak Baji zakręca wodę pod prysznicem, więc jemu też postanowiłam przygotować napój. Nie wiedziałam jaką pija, więc dostał czarną z odrobiną cukru.

Kiedy usłyszałam, jak otwiera drzwi, na szybko się jeszcze poprawiłam. Nie zmienia to faktu, że wyglądałam jak siedem nieszczęść, ale nie miałam zbyt wielu możliwości, żeby doprowadzić się do porządku. Miałam brudną twarz, brudne ubrania, brudne włosy. Wszystko poobijane i całe w sadzy, czy czymkolwiek zostałam pokryta przez ten niedorzeczny pożar.

Chwilę później Baji wszedł do kuchni. Nie zdziwił się, że mnie widzi. Chyba słyszał ekspres do kawy już w łazience.

- Mógłbyś założyć coś poza ręcznikiem - rzuciłam, szybko odwracając od niego wzrok. Kto normalny chodzi po domu mokry, tylko z ręcznikiem na biodrach. I to z takimi cudownymi, mokrymi włosami. I z tak pięknymi rzęsami, na których zostały kropelki wody, zupełnie, jak rosa na źdźbłach trawy....
To przez zmęczenie tak ględzę.

- A ty mogłabyś wziąć prysznic - sięgnął po kubek z napojem. Ja swój wypiłam na dwa łyki, ale wciąż czekałam w kuchni. Nie miałam pomysłu, gdzie indziej miałabym pójść. - A i na przyszłość: wolę kawę z mlekiem.

- Jasne - przewróciłam oczami, wcale nie po to, aby nie patrzeć na jego tors.

Mam nadzieję, że w tamtym momencie obrócił się do mnie i zobaczył mój środkowy palec, nim weszłam do łazienki.

W środku zauważyłam, że już przygotował mi ubrania na zmianę, przy których stał szampon i żel do mycia. Zdziwiło mnie, że były to nowe żele, musiał je kupić specjalnie dla mnie, skoro były dla kobiet. Lub dla kogoś innego, kto powinien tam być zamiast mnie.

Odkręciłam gałkę prysznica i puściłam lodowatą wodę. To było bez sensu. Z rana miałam go przeprosić, a nie się z nim droczyć. I przede wszystkim chciałam podziękować za te wszystkie rzeczy...

Łzy napłynęły mi do oczu. Baji tyle dla mnie zrobił. Czym ja mu się odpłaciłam? Marnymi dodatkowymi dniami przed i tak nadchodzącą walką? Sarkastycznymi komentarzami? I na dodatek wychodziło na to, że zostałam przybłędą bez domu zdaną na jego łaskę. Świetnie.

Naprawdę chciało mi się płakać, ale po mojej twarzy spłynęły najwyżej dwie łzy. Po tym wszystkim czułam się niesamowicie pusto. Rzeczywiście coś straciłam, ale nie chodziło o dom. Być może miałam jakieś ukryte resztki nadziei, że Kisaki może mnie oszczędzić. Był zły, nienawidziłam go, ale spędziliśmy razem tyle lat... A jednak stojąc pod zimną wodą, dotarło do mnie, że to jak to wszystko było pozbawione znaczenia.

Ale nie powiedziałam ostatniego słowa. Kisaki pożałuje i do żadnej bitwy między Wanhalą i Toman nie dojdzie. Kupiłam trochę czasu już wcześniej, więc dałabym radę poczynić lepsze przygotowania, porozmawiać z większą ilością ludzi.

Obserwowałam cię wiele lat, Kisaki. Jeżeli jest coś oprócz bólu, czego mnie nauczyłeś, wiedz, że to wykorzystam. To i wiele więcej.

Wzięłam normalny prysznic. Umyłam ciało, włosy, kilka razy przemywałam twarz, aż nie poczułam się gotowa, by wyjść.

Ubrania od mojego gospodarza ograniczały się do jego (wielkiej) białej koszulki i krótkich spodenek, przy czym górna część garderoby była na tyle długa, że zakryła całą dolną, przez co wyglądałam dziwnie. Tym bardziej, że dał mi do tego jakieś puchate kapcie-króliczki. Przynajmniej były słodkie.

Wyszłam z mięciutkim ręcznikiem na głowie. Gdyby był większy, cała bym się nim owinęła.

Bruneta zastałam siedzącego na kanapie, wgapionego w telefon. Zdążył wysuszyć włosy i związać je w kucyk. Nogę oparł o kolano i rozwalił ręce na oparciu. W tym wydaniu wyglądał zupełnie inaczej - jak normalny człowiek. Przypominał kogoś, kto wpasowywał się w koncept zwykłego świata, jaki był również poniekąd moim światem, jeszcze kilka dni temu.

Usiadłam na fotelu, naprzeciwko niego. On podniósł na mnie wzrok, po czym odwrócił się do okna po jego lewej. Być może trochę za szybko, żebym uznała to za wyluzowane zachowanie.

- Przepraszam - wymamrotałam. - Za wszystko, co wydarzyło się od pożaru.

- Spoko - rzucił od niechcenia, by chwilę później zapadła głucha cisza.

Wątpiłam, że domyślił się, o co mi chodziło. Chyba po raz pierwszy zaczęło się robić między nami naprawdę niezręcznie. Przyłapałam się na ściskaniu w pięści skrawka jego koszulki.

- Wczoraj w nocy... - zaczęłam, chcąc wypełnić tę pustą przestrzeń.

- Przykro mi - wyrzucił z siebie szybko, jakby nie chciał, żebym dokończyła zdanie. - Z powodu twojego domu i w ogóle.

Zaskoczyło mnie to, więc skończyłam znów gapiąc się na niego bez słowa. Odpowiedziałam tylko dlatego, że tak wypadało. Te kondolencje nie miały najmniejszego sensu w tamtym momencie.

- Tak, dzięki. I dziękuję też, że mnie stamtąd zabrałeś. Gdyby nie ty... - głos ugrzązł mi w gardle. Nie chciałam myśleć 'co, gdyby nie on'.

- To on, prawda?

- Tak, Kisaki to zrobił. Jestem pewna. Nie wiem, ile widziałeś, ale był tam wczoraj, nawet kiedy to się już działo. Wyglądało na to, że dobrze się bawił.

- Ten gnój - Baji wyrzęził przez zaciśnięte żeby. Palce prawej dłoni też miał zwinięte w pięść, jakby przejmował się tym jeszcze bardziej niż ja.

Ten fakt trochę mnie zaniepokoił. Oczywiście życie mojego byłego mnie nie obchodziło, ale z brunetem sprawa miała się nieco inaczej. Gdyby naprawdę chciał zrobić coś poważnego Kisaki'emu, spotkałaby go dotkliwsze konsekwencje. Jest silny, ale przecież nawet kogoś tak wspaniałego można złamać i jeżeli ktoś miałby to zrobić, niestety był to Tetta.

Nagle Baji poderwał się z miejsca i szybkim krokiem przemaszerował do drzwi na korytarzu.

- Gdzie idziesz? - wstałam, ale nie podeszłam do niego bliżej niż kilka kroków.

- Kupię ci farbę do włosów.

- Po co?

- Z tego co mówisz, twój wspaniały chłopak myśli, że nie żyjesz. Lepiej dla ciebie jeśli tak zostanie.

- I niby zmiana koloru włosów wystarczy?

Brunet prychnął.

- Wiem, że prędzej, czy później będziesz chciała wyjść z tego mieszkania. Chcę mieć pewność, że cię nie rozpozna. Przynajmniej nie tak od razu. Zrobimy ci metamorfozę!

Otworzył drzwi i zaraz po przekroczeniu progu, trzasnął nimi za sobą. Stałam jakiś czas w miejscu, analizując sytuację i próbując zignorować to dziwne ciepło, które ponownie rozpaliło mi klatkę piersiową.

---

1118 słów

Baji x Reader |Chcę Walczyć...| Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz