11|Chapter 11

145 7 0
                                    

_________________________________________

Your hands they move like waves over me
Beneath the moon, tonight, we're the sea

-The sea & the Rythm, Iron & Wine
_________________________________________

11|La Push
_________________________________________

Nawet typowa, pochmurna pogoda nie dała rady zepsuć nastroju chłopaka tamtej niedzieli.
Wstał po spokojnie przespanej nocy, wziął prysznic bez większych problemów, ze smakiem zjadł śniadanie i z uśmiechem na ustach oraz podekscytowaniem w sercu ruszył na parking szkolny.
Wiatr kąsał jego odkrytą skórę, gdy praktycznie biegł w stronę miejsca spotkania. Poprawił kurtkę, bluzę i golf, by ochronić się przed mroźnym powietrzem, choć ten chłód napawał go nostalgicznym poczuciem dzieciństwa. Ściszył muzykę w słuchawkach, by odrobinę lepiej usłyszeć odgłosy natury.
Dźwięki i szepty w jego głowie były dziś zaskakująco ciche, ani razu nie poinformowały go o nadchodzącym niebezpieczeństwie.
Przeszedł koło domu Charliego i Belli, aby pospieszyć brunetkę i w jej towarzystwie udać się pod szkołę, by spotkać resztę.
Po kilku minutach czekania Issie wyłoniła się zza drzwi z szarą czapką zaciągniętą na uszy i różową kurtką szczelnie owiniętą wokół jej ciała. Uśmiechnęła się do brata i pożegnawszy się z ojcem, dołączyła do czarnowłosego.
Obydwoje skierowali się w stronę szkoły, prowadząc między sobą jedną z mało znaczących rozmów.
Trochę ponad kwadrans później znaleźli się w miejscu docelowym, gdzie przy poturbowanym po wypadku granatowym vanie stali już Tyler, Eric, Mike, Angela i Jessica. Powitali się serią żółwików, przytulasów i ksywek nadanych po nazwach różnych stanów.
- Jeszcze tylko Leith I Aiden - poinformowała przyjaźnie Jess, spoglądając na zegarek, który Mike nosił na nadgarstku. - Jak zwykle się spóźnią - sarknęła zdecydowanie mniej zadowolona.
Dziewczyna jak się okazało miała absolutną rację, bo dwójce spóźnialskich znajomych kolejne 15 minut zajęło dotarcie na parking.
- Sorki - przeprosiła Leith, wysiadając z czerwonego audi. Powitała wszystkich krótkimi objęciami. Gdy stanęła przy Tristanie, wpierw uśmiechnęła się do niego szyderczo, a potem zwróciła wzrok na podchodzącego w ich stronę blondyna. Mrugnęła do niego porozumiewawczo, po czym złapała go pod ramię. - Byliśmy trochę zajęci - dodała głosem przepełnionym wymownością.
Blondyn spojrzał na nią z góry i wykrzywił usta w szelmowskim uśmiechu. Ułożył dłoń na talii dziewczyny, przyciągnął ją do siebie i pocałował z zażartością.
Triss automatycznie skrzywił się i spojrzał na resztę swoich towarzyszy, którzy niezręcznie rozglądali się dokoła. W końcu Tyler odchrząknął i z odrobiną zdegustowania rzucił:
- Przestańcie sobie zjadać twarze. Lepiej ruszajmy, bo nam fale uciekną!
Para oderwała się od siebie na tyle, że każde z nich mogło coś wreszcie powiedzieć.
Wszyscy zaczęli ustalać kto z kim pojedzie, bo przez deski surfingowe, koce i torby w vanie Tylera były tylko 4 miejsca siedzące. Po zadziwiająco krótkiej wymianie zdań zdecydowano, że Tyler zabierze Mike'a, Jess i Angie, a Aiden zawiezie Leith, Erica, Bellę i Trissa.
Czarnowłosy nie był zachwycony taką perspektywą, ale nie miał zbytnich argumentów by móc się wykłócać, więc bez zbędnego narzekania wsiadł na tylne siedzenie samochodu.
Chwilę potem obok niego znalazła się Bella i posłała mu spojrzenie dodające otuchy, a na koniec na fotelu koło okna usiadł Eric.
Chłopak nieznacznie skinął głową i zapiął pasy bezpieczeństwa.
Zaraz po tym do pojazdu wsiadł kierowca a wciąż uśmiechnięta Leith usiadła na miejscu obok.
Samochód ruszył tuż za vanem Tylera.
Aiden włączył radio wyraźnie nie zamierzając zajmować się rozmową. Położył jedną dłoń na udzie swojej dziewczyny i wykrzywił usta w dumnym uśmiechu.
Triss przewrócił oczami, choć w duchu uznał to zachowanie za przesłodkie. Wiedział jednak, że cały ten związek to tylko gra pozorów. Teraz już z w pełni uświadomił się o tym, że Jasper miał rację: Leith podoba się Tristan.
Cóż - pomyślał - Tak czy inaczej z nią nie będę... Poza tym Aiden naprawdę ją lubi...
Zapatrzył się na rzędy mijanych drzew, ich brązowe pnie mknące za oknem oraz zielone liście kołyszące się na wietrze. Podniósł dłoń do ust i zaczął skubać dolną wargę, chcąc powstrzymać się od nucenia piosenki płynącej z radia.
Opony szumiały na mokrym betonie, wiatr wiał w przeciwną stronę, rozmywając krople deszczu po tafli szyb.
W samochodzie przez długi czas panowała nieznośna cisza, ale wkrótce potem Eric, wyraźnie mający dość napiętej atmosfery, zaczął rozmawiać na temat balu. Głównie prowadził pasjonujący monolog, co jakiś jednak czas Leith wtrącała się w jego słowa, a zdecydowanie rzadziej, ale wciąż częściej niż Swanowie, do wypowiedzi bruneta swoje trzy grosze wtrącał Aiden.
Tristan uważnie przysłuchiwał się blondynowi i zauważył, że chłopak jest naprawdę inteligentny i ma zdecydowane poczucie humoru. Śmiał się z głupich komentarzy Erica, sam również komentował wszystko co tylko było możliwe. Zdawał się być naprawdę miłym i mądrym człowiekiem, który potrafił rozmawiać z każdym na dowolny temat.
Trudno było Trissowi nie polubić chłopaka. Uśmiechał się na kolejną z rzędu wredną uwagę, skierowaną w stronę bufetu, który miał zostać przygotowany przez ludzi z kółka kulinarnego - podobno siostra Aidena zagrzewała w nim miejsce wiceprezeski, a ich wypieki smakowały, jak to nazwał Blondyn: "czymś, co wyszło spod ręki piekarza z uczuleniem na mąkę".
Zanim Aiden zaczął opowiadać o jednym z ciast, które kiedyś upiekła jego siostra i które według chłopaka prawie pozbawiło go kubków smakowych, skręcił w kolejną alejkę i wjechał na szeroki parking.
Betonową ulicę i jej rozszerzenie gdzie nie gdzie pokrywały kałuże, cały parking był otoczony gęstą trawą, błyszczącą od rosy i deszczu. Kawałek za parkingiem rozciągał się szumiący, ciemny las a pare metrów przed betonem za niewielkim pagórkiem rozciągało się morze. Jego szare fale burzyły się i odbijały od piasku, malując na nim wstęgi piany. Spowite gęstą mgłą wysepki, wystające ponad płynące fale wydawały się ponure i ciemne, owiane tajemnicą. Wilgotne wydmy pokrywały patyki, szyszki i wodorosty, ułożone w chaotyczną mozaikę. Fale szumiały i pluskały z każdym płynnym ruchem. Kropelki słonej wody pędziły w powietrzu, chlapiąc wszystko wokół delikatną bryzą.
Tristan bez zawahania wyszedł z samochodu, gdy tylko silnik zgasł.
Podszedl na kraniec wydmy i wpatrzył się w wodę zatoki. Dawno go tu nie było. Zdawało się, że upłynęły lata, odkąd stał na tej plaży u boku Rodericka, Sama i Embrego, dekady upłynęły odkąd stał w tym miejscu z ojcem, wieczności odkąd był tu z Bells.
A teraz znów tu jest - w miejscu z dziecinnych wspomnień, w miejscu, w którym był wolny w otoczeniu rodziny i znajomych.
Zapach soli morskiej i mokrego piasku wypełnił mu płuca, gdy wziął głęboki wdech. Skrzek mew latających wysoko w powietrzu przyprawił go o uśmiech.
- Pływasz, czy nie? - usłyszał za sobą pytanie. Odwrócił się od morza i spojrzał na kolegów.
Na skraju otwartego vana siedziały Bella i Angie z nogami przykrytymi kocem. Tyler i Mike, którzy przebrali się w domu, teraz stali pozbywając się kurtek i butów. Eric z łatwością wciągał na siebie grubą piankę do nurkowania, natomiast Jess zniknęła z drugiej strony wozu, zapewne żeby przebrać się z dala od spojrzeń chłopców.
Aiden stał już prawie przebrany i wciągał na dłonie grube rękawice. Uśmiechał się przyjaźnie do Trissa, a jego pytanie było w pełni szczere. Leith stała za nim, zapinając jego strój.
Blondyn podziękował jej krótkim buziakiem w policzek, po czym odwrócił się na powrót w stronę czarnowłosego. W jego błotnisto zielonych oczach kryła się nuta niepewności, ukrytej za grubą ścianą przyjaznego blasku.
Widział was w tej alejce - pomyślał Triss - Wie, że wiecie... Chce być pewien, że nie masz nic przeciwko...
Tristanowi zrobiło się żal Aidena. Oczywiście, mógł się mylić co do intencji Leith, ale póki co wszystko wskazywało na to, że Triss i Jasper mają rację.
Ona go nie kochała, wykorzystywała jedynie, a Aiden nie zasłużył na takie traktowanie. Przynajmniej z tego co Tristan zdążył zauważyć przez ostatnie dni.
Spojrzał się na niego porozumiewawczo, tak by chłopak zrozumiał ten prosty przekaz: "nie zamierzam wchodzić Ci w drogę".
Zapomniał już nawet, że Aiden zadał mu pytanie.
- Nie pływa - odpowiedziała za niego Bella, wyraźnie zdając sobie sprawę z tego, że jej brat nie myślał o tym pytaniu. - Otwarte wody to nie jego bajka...
- Nie umiesz pływać? - zapytała rozbawiona Leith, posyłając mu kolejny złośliwy uśmiech.
- Umiem - sarknął, przewracając oczami. - Nie przepadam jednak za pływaniem w lodowatej wodzie, w środku lutego i w dodatku z gipsem na ręce - podniósł rękę do góry pokazując wszystkim obecnym pomazany gips, tak jakby żadne z nich wcześniej go nie widziało.
- Kłamca - parsknęła Issie, a Tristan momentalnie spiorunował ją wzrokiem.
Ani mi się waż...
- Boi się wielorybów.
Triss mlasnął niezadowolony i zażenowany. Może nie wstydził się tego aż tak bardzo jak innych rzeczami, ale to był dość dziwny, irracjonalny strach. Był jednak wdzięczy, że Bella zdecydowała się powiedzieć o tym dziwnym sekrecie a nie o prawdziwym powodzie, dla którego Triss nigdy publicznie nie pływał.
- Ty wredna mała... - nie skończył bo przerwała mu fala śmiechu reszty.
- To za wczorajsze spóźnienie - wytłumaczyła rozbawiona brunetka.
Czarnowłosy już chciał się awanturować, że przecież to nie jego wina, bo to Cullenowie zatrzymali ich w galerii, ale zanim zdążył choćby o tym pomyśleć, usłyszał koło siebie pytania dotyczące jego małego sekretu.
- Ma to od dziecka. Odkąd przeczytał "Mobby Dicka" i "pinnocio".
- Boisz się, że wieloryb cie połknie, co, Minnesota? - rzucił rozbawiony Mike.
Tristan szturchnął go w ramie i skrzywił twarz.
- Jak któreś z was skończy w jelicie jakiegoś płetwala - mruknął grożąc wszystkim palcem i starając się ukryć śmiech. - To zobaczymy kto się będzie śmiać.
- Pozdrowimy twoich kolegów, jeśli jakiegoś spotkamy - zaoferował Aiden, przybijając Belli piątkę.
Brunet przewrócił oczami i usiadł na podłodze vana. Pstryknął dziewczynę w ramię, na co ta odwróciła się i ze zdenerowaniem rozczochrała mu włosy.
Oburzony tym gestem Triss fuknął jakieś przypadkowe przekleństwo i zaczął starannie układać splątane kosmyki, co z resztą mu nie wychodziło. Wilgoć powietrza zmieniła włosy w fale i sprężynki, która za nic w świecie nie chciały podporządkować się palcom chłopaka. Nie, żeby chciały to robić nawet przy suchej pogodzie.
Podczas gdy Tristan starał się doprowadzić niesforną fryzurę do porządku, ktoś uderzył w vana. Zza otwartych na oścież drzwi wychyliła się czyjaś opalona twarz, zaraz potem długie, kruczo czarne włosy a na końcu muskularne ciało.
Jacob uśmiechnął się przyjaźnie i przywitał z wszystkimi począwszy od już przebranej Jess, a skończywszy na schowanym w samochodzie Trissie.
- Śledzisz mnie? - spytała Bella na powitanie.
- Jesteś w moim rezerwacie - odpowiedział brunet, rozkładając szeroko ręce. Zaraz potem zza jego pleców wyszło dwóch innych chłopaków o niemalże identycznych, długich, czarnych włosach, ciemnych, krzaczastych brwiach oraz karmelowej karnacji. Jedynym co ich odróżniało od siebie był wzrost - jeden z chłopaków przewyższał wszystkich zebranych.
- Sammy! - szepnął Triss, nie wierząc własnym oczom. Pędem wysiadł z vana i rzucił się nastolatkowi na szyję.
Sam pachniał zupełnie tak, jak Swan go zapamiętał - węglem, lasem i deszczem oraz jego ulubionymi od lat perfumami.
- Proszę, proszę - powiedział młody Uley z odrobiną niedowierzania i radości. Objął nastolatka ramionami i poklepał go po plecach - Toż to moje małe łabędziątko! - zaśmiał się i postawił chłopaka z powrotem na ziemię.
Triss odsunął się od niego i przyjrzał mu się uważniej.
Sam był o wiele wyższy niż wcześniej, miał pewnie ze 2 metry wzrostu. Jego włosy były teraz dłuższe i grubsze, ale wciąż w kolorze smoły. Twarz miał smukłą o twardych rysach, skórę śniadą z licznymi pieprzykami. Wyglądał mężniej, bardziej dorośle i poważnie, ale w jego czekoladowych oczach kryła się zawadiacka dziecinność i troskliwość, którą Triss dobrze znał.
Koło Sama stał Embry, którego Tristan również objął i ku swojemu zdziwieniu zauważył, że dotąd niższy od niego chłopak teraz nad nim górował. Jak większość Quileute'ów miał zapuszczone włosy i ciemną karnację oraz równie brązowe oczy. Na jego ustach gościł figlarny uśmiech a w oczach kryła się ta sama zajadłość i determinacja co przed laty.
- Matko, ale się zmieniliście - wyznał Triss, podążając wzrokiem z Sama do Embry'ego i z powrotem.
- Ty też - rzucił prędko Embry. - jesteś jeszcze bledszy niż dotąd. Co wy w tej
Minnesotcie nie macie żadnego solarium!?
Wszyscy parsknęli śmiechem.
Dopiero po kilku sekundach Triss zorientował się, że nikt poza Bellą i nim samym nie zna nowych kolegów. Szybko wszystkich sobie przedstawił i tym razem stanął pomiędzy Samem a Embrym, zaczynając z nimi rozmowę.
- Czyli dotrzymacie im towarzystwa? - spytała Jessica, kończąc przygotowania i wskazując jednocześnie głową na bruneta i Angelę, a potem kiwając w stronę Belli. - Jej randka nie wyszła...
Tristan zmarszczył brwi, dziwiąc się na słowo "randka". Reszta również wydawała się zaskoczona tymi słowami i popatrzyła pytająco na blondynkę.
- Zaprosiła Edwarda.
- Z uprzejmości - od razu wytłumaczyła się dziewczyna. Spuściła oczy i zaczęła bawić się kawałkiem kurtki, chcąc pozbyć się zawstydzenia.
- Cullenowie tu nie przychodzą - warknął zdenerwowany Embry, na co Jacob i Sam zgromili go wzrokiem.
Nikt jednak nic więcej nie powiedział.
Mike, Jess, Eric, Aiden I Tyler pobiegli w stronę morza. Chwilę po nich Jake i Bella udali się na spacer po plaży, więc w vanie zostali tylko Triss i Angie oraz towarzyszący im Sam i Embry.
Młodszy z nich i panna Weber pogrążyli się w fascynującej konwersacji. Widać było chemię, rodzącą się między nimi, dlatego Sam i Triss oddalili się o kilka kroków i stanęli przy barierce nad skarpą.
Z początku wymieniali się ostatnimi przeżyciami, wspominali czasy dzieciństwa, przypominali sobie dni, w których Sam wraz z Rodem zajmowali się Trissem, Embrym i Jacobem.
- Co Embry miał na myśli mówiąc, że Cullenowie tu nie przychodzą? - zaczął młody Swan po znaczącej chwili milczenia. Chłodna bryza dała się we znaki, a ręce chłopaka zaczęły drżeć z zimna, więc szczelniej otulił się kurtką, żałując, że nie wziął ze sobą dodatkowego koca.
Sam westchnął przeciągle i po kilku minutach ciszy, przerywanej jedynie szumem fal i krzykiem mew, zaczął:
- Pamiętasz nasze legendy plemienne, które Ci kiedyś opowiadałem?
Tristan przytaknął i usiadł na barierce, przysuwając się bliżej do nastolatka, żeby trochę się ogrzać.
- Według nich nasz ród pochodzi od wilków - wytłumaczył, na co Czarnowłosy kiwnął głową. Pamiętał tę historię. - Natomiast Cullenowie są wrogim plemieniem "białych twarzy", które od lat jest z nami w konflikcie...
- Myślałem, że przeprowadzili się tu z Alaski - wyznał, marszcząc brwi.
- W to nie wątpię, ale ich przodkowie tu mieszkali...
Ta teoria miała sens, ale wciąż nie odpowiadała na pytanie, które nurtowało nastolatka.
Gdy po raz kolejny zadał je Samowi, ten spuścił wzrok i zaczął przyglądać się trawie.
W jego postawie było widać niepewność, trwogę i coś na kształt zmieszania.
- To tylko historyjka, którą opowiada się dzieciom na dobranoc - tłumaczył dalej. - Lata temu wódz naszego plemienia nakrył Cullenów na polowaniu na naszym terenie. Wiedział czym są I jak są niebezpieczni jako "białe twarze", więc chciał ich wypędzić, ale oni zarzekali się, że są inni I nie zrobią nikomu krzywdy. Wódz im zaufał i podpisał pakt, na mocy którego nie wolno im wchodzić do rezerwatu. - Sam westchnął. - To legenda, jednak jak w każdej legendzie jest tu ziarno prawdy - rzucił Tristanowi przelotne spojrzenie i podrapał się po brodzie. - "Białymi twarzami" nazywano wszystkich Europejczyków, ale przodkowie Cullenów specjalnie się nam narazili. Pojawili się na naszym terenie i chcieli go zawłaszczyć, więc Z nienawiścią uznaliśmy ich za symbol kolonizacji i nazwaliśmy "białymi twarzami" zgodnie z tradycją. - zatrzymał się na chwilę. Triss poczuł nienawiść do swoich przodków. Do rasistów, kolonizatorów, ludzi białych jak on sam, za to, że odbierali innym, a zarazem równym sobie, terytoria, wolność i spokój. Jednak w całym tym obrzydzeniu nie znalazł niechęci stricte do Cullenów. Uznawał ich za potomków pokolenia, które popełniło błędy, zupełnie tak jak siebie.
- Czyli to tylko wymyślna oprawa nienawiści do kolonizacji? - dopytał, starając się zabrzmieć jak najmniej przygnębiająco.
Sam uśmiechnął się i kiwnął głową na potwierdzenie.

_________________________________________

Soo, jak mówiłam jest nowy rozdzialik
Sorry za błędy, bo wstawiałam na szybko

Miłego dzionka i smacznej kawusi :33

-akkizu

Scarred Skins | j.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz