30|Chapter 30

115 7 0
                                    

_________________________________________

I am dead it is too late
I will fight 'till my last breath
But in the end I am facing
death

- Facing Death, ChewieCatt

_________________________________________

30| Zabójcze plany

_________________________________________

Ludzi roiło się jak mrówkek w mrowisku. Tabun kroków, szum ciągniętych walizek, elektroniczny dźwięk powiadomień o odlotach i rozmowy telefoniczne rozbrzmiewały wszędzie. Każdy, kto mijał ich grupę przy siedzeniach, niby ukradkiem przypatrywał się wampirom, a oni śledzili przechodniów wzrokiem, by w razie czego wypatrzeć niebezpieczeństwo.
Tristan maskował cały hałas kawałkami "The Smiths", bo szum wydawany przez ludzi nakręcał jego paranoję. Zapewne tylko przez emocjonalne sztuczki Jaspera jeszcze stamtąd nie wyszedł.
Przetarł oczy dłońmi, by pozbyć się resztek snu.
Gdy obudził się poprzedniego wieczoru, Jaspera przy nim nie było. Miejsce na pościeli było lodowate i nie odtajało, więc musiał wstać kilka minut wcześniej. Drzwi do pokoju były otwarte na oścież, a z salonu dobiegały głośne rozmowy, co było zdecydowanie dziwne. Gdyby wampiry chciały, mogłyby przeprowadzić rozmowę tak cicho, że nawet siedząc w tym samym pomieszczeniu Triss nic by nie usłyszał.
Zaniepokojony podniósł się z łóżka i podreptał do salonu.
Alice, z typową miną wyroczni delfickiej, siedziała na kanapie, martwym wzrokiem obserwując otoczenie. Celia trzymała ją za ręce i starała się zadawać jej pytania. Bella, która sądząc po roztrzepanych włosach również dopiero co wstała, przestępując z nogi na nogę, z niepokojem wpatrywała się w wampirzyce. Jasper, który jak dotąd również starał się rozmawiać z Alice, podniósł się z klęczek i podszedł do Tristana.
- Co jest? - spytał blondyna, przecierając zmęczone oczy.
- Alice ma wizję - Triss posłał mu sarkastyczne spojrzenie, pochylając głowę w bok. - Widziała Jamesa w jakimś pokoju przed włączonym telewizorem, a potem w sali pełnej luster.
Czarnowłosy westchnął przeciągle i prawie bezwiednie zaczął skrobać bliznę. Zorientował się, że to robi dopiero gdy blondyn odciągnął jego dłoń od szyi.
- Co to znaczy?
- Że James podjął decyzję, która doprowadzi go do tych dwóch miejsc. - stwierdził
Alice nagle się odwróciła i tylko dzięki temu, że jej usta się poruszyły Triss wiedział, że się odezwała. Jasper zniknął na ułamek sekundy, a gdy wrócił, w wampirzym tempie wymieniał się informacjami z kimś po drugiej stronie telefonu. Nie kończąc rozmowy, Krążył po pokoju, a bieg od drzwi do okna zajmował mu jakąś sekundę. Celia podsunęła Alice kawałek kartki i wcisnęła jej w dłoń ołówek, żeby brunetka mogła naszkicować widziane w wizjach miejsca.
Bella nerwowo obgryzała paznokcie, nie odrywając wzroku od rysunku.
- Wizje Alice nie są przypadkiem obiektywne? - rzucił czarnowłosy do Celii. Dziewczyna jako jedyna w pokoju wydawała się być zdatna do rozmowy.
- Widzi wiele wersji wydarzeń, zależnych od wielu podjętych decyzji. Jeśli zmieniasz decyzję, zmienia się wizja. - wytłumaczyła, ale Triss najwyraźniej nie wyglądał, jakby zrozumiał, więc dodała - Widzi, że idziesz jakąś drogą. Gdy stajesz na skrzyżowaniu, widzi każdą możliwą wersję twojej przyszłej trasy, choć nie zawsze widzi dokąd dokladnie prowadzi. Dopiero gdy się zdecydujesz, wszystko zaczyna się rozjaśniać.
Tristan przytaknął. Zrozumiał za pierwszym razem, ale nie miał odwagi, by jakoś na to wszystko zareagować. Pochylił się nad stolikiem do kawy, by lepiej przyjrzeć się szkicowi. Proste, kwadratowe pomieszczenie ze ścianami pełnymi luster, nieoczekiwanie przypomniały mu sen. Gdyby nie poręcz, szafa stereo i drewniany, zdobiony łuk, dałby głowę, że to właśnie tam uciekał przed Jamesem.
- To sala baletowa - zauważył Bella. Jasper szepnął coś do telefonu i zjawił się przy nich.
- Byłaś tam?
- Brałam tam lekcje za dzieciaka - odpowiedziała, dotykając łuku na rysunku. - Nie było tam tyle sprzętu, ale łuk jest identyczny.
- Szkoła jest tu, w Phoenix? - dopytał na tyle głośno, że osoba po drugiej stronie telefonu na pewno wszystko usłyszała.
- Tak, kilka przecznic od mojego domu.
Blondyn przygryzł wnętrze policza po czym z rezygnacją rzucił telefon Alice. Brunetka zaczęła opowiadać swoje wizję, co można było poznać jedynie po ruchu jej warg. Chwilę później podniosła się z kanapy i oddała telefon Belli.
Dziewczyna popatrzyła się na nią krzywo i nieufnie przyciągnęła urządzenie do ucha. Gdy tylko usłyszała głos po drugiej stronie telefonu, z ulgą westchnęła i wyszła do sąsiedniego pokoju porozmawiać. Edward, pomyślał Tristan.
Sytuacja robiła się coraz gorsza.
- Jazz? - Celia najwyraźniej nie mogła wytrzymać stanu niewiedzy.
- James jest naprawdę niegłupi - przysunął się bliżej Trissa. - Trzyma się na tyle daleko, by Edward nie mógł usłyszeć jego myśli. Victoria przez jakiś czas śledziła Esme i Rosalie, ale najwyraźniej zorientowała się, że to podstęp. Wróciła do Forks i sprawdziła miejsca, w których bywacie, ale nie zrobiła nic specjalnego. Pewnie upewniała się, że to tylko stare tropy. Szkoła, szpital, biblioteka. Kręciła się wokół waszej ulicy - Tristan zamarł. Serce przyspieszyło w jego piersi. - Esme ją śledziła, ale ruda uciekła do Jamesa. - Chyba wreszcie wyczuł strach bijący od chłopaka, bo poklepał go po głowie i posłał mu pocieszający uśmiech. - Nie martw się, Rose pilnuje waszej rodziny. Nic im nie będzie.
Jeden kłopot z głowy.
Triss ufał Rosalie i był pewien, że skoro 5 wampirów jest o kilka minut drogi od jego domu, to jego rodzinie nic się nie stanie. Nie ważne, że nie powinien już ich tak nazywać, wciąż nie pozwoliłby, żeby cokolwiek im się stało. Celia posłała mu spojrzenie pełne współczucia, a jednocześnie niedowierzania. Fakt, słyszała rodzinną kłótnie i najprawdopodobniej była pewna, że Jasper o wszystkim wie. Ale się myliła.
Tristan pokiwał przecząco głową, tak by tylko ona zauważyła.
Skoro sprawa rodziny została zażegnana, najwyższy czas by zająć się Victorią i Jamesem.
Cokolwiek postanowili, gdziekolwiek teraz byli, zjawią się w Phoenix.
- Jak wygląda to drugie miejsce z wizji? - szepnął do Alice. Dziewczyna splotła palce w piąstki.
- Ledwie je widzę. Jedyne światło to blask telewizora, a w zasięgu wzroku jest tylko James. - wyraźnie zawiedziona spuściła wzrok na rysunek sali baletowej. - Nie wiem nic więcej.
- Skąd ten skurwiel wie, gdzie jesteśmy? - zdenerwowała się Celia. Wstała z kanapy i zaczęła krążyć po pokoju, zupełnie jak Jasper pare minut temu. Najwyraźniej nauczyła się tego od niego.
- Chwila, mówiłeś że gdzie była Victoria? - zwrócił się do blondyna, natchnięty nagłym olśnieniem. Zimne jak lód poczucie niepokoju przebiło jego serce niczym ostrze. Założył ręce na piersi, błądząc wzrokiem po zarysowanych kartkach papieru.
Złotowłosy zrobił zdezporientowaną minę.
- W szpitalu, w szkole...
- Jak szybko potraficie biegać? - przerwał mu.
- A co to ma do rzeczy? - Celia nagle się odwróciła i stanęła koło kanapy. Blondyn zmarszczył brwi.
- To zależy od wielu czynników. - zaczął, ale zauważył minę Trissa. - Edward jest z nas najszybszy i potrafi wyciągnąć tak z 150 na godzinę w dobrych warunkach.
Czarnowłosy przytaknął, przypominając sobie odpowiednie liczby i formuły, a potem na prędce zaczął liczyć w myślach.
- Dasz radę narysować to drugie miejsce? - podniósł wzrok na Alice.
- Nie teraz. Jeśli James nie zmieni planów to wizja będzie wyraźniejsza w miarę, jak on zdąża do jej spełnienia. Może niedługo lepiej to zobaczę.
- Możesz nam w końcu powiedzieć, o czym myślisz? - spytał go Jasper, wyraźnie sfrustrowany brakiem wyjaśnień.
- Chyba ich nie docenialiśmy - stwierdził w końcu. - Victoria nie sprawdzała miejsc, w których bywamy. A przynajmniej nie tylko po to, by upewnić się, że ślady są stare. Ona szukała informacji. - Celia zmarszczyła brwi, stając koło Jaspera. - O Belli i mnie. Pewnie przejrzała akta zmiany szkół. Teraz wie, że mieszkałem w Minneapolis, a Bella w Phoenix. Mogę się złożyć, że zna adresy naszych domów.
- No tak, ale równie dobrze mogli pojechać do ciebie - zauważyła Alice.
- Ale tego nie zrobili, bo powiedzieliśmy im, gdzie będziemy.
Jasper zrobił zdziwnioną minę.
- Powiedzieliście, że tu będziecie? - oburzył się.
- Nie było innego wyjścia - wytłumaczył Triss, robiąc kilka kroków w tył, by nie znaleźć się w zasięgu wampira. - Rodzina nie zgodziłaby się, byśmy wyjechali do obcego miasta. A Phoenix by wypaliło, gdyby nie ta ruda suka.
Blondyn fuknął.
- To nie ma znaczenia. Bieg wiele im zajmie, a poza tym będą musieli znaleźć nas w takim mieście. Nie ma szans, że wpadną na nasz trop tak szybko. - uspokoił się trochę. - A gdy tu trafią, już nas nie będzie.
Teraz to Tristan się dziwił.
- Co? - wyjąkał.
- Edward będzie tu jutro po południu. - wsadził ręce do kieszeni, jakby chciał sam sobie dodać pewności siebie. Posłał czarnowłosemu poważne spojrzenie. - On, Bella, ty i ja wsiadamy w pierwszy lepszy samolot i nie wracamy, dopóki James i Victoria nie skończą na stosie.
- O nie, chwila, chwila - zbulwersowany chłopak zrobił krok do przodu. Zmarszczył brwi. - Przecież nie...
- Nie marnuj energii na sprzeciwy - przerwał mu Jasper - wylatujemy czy tego chcesz, czy nie.
- Jasper, przecież masz największe doświadczenie... - Celia starała się coś wskórać, ale blondyn niewiele sobie zrobił z tego komentarza. Popatrzył się na nią chłodno, a dziewczyna drgnęła, jakby właśnie zobaczyła, że jedzie w jej stronę rozpędzony pociąg.
- 6 utalentowanych wampirów chyba sobie da radę z dwójką nomadów - zauważył sztywno. Jego głos był teraz niższy i chrapliwy, jak gdyby chłopak warczał.
- Nie będę wyjeżdżał niewiadomo gdzie na niewidomo ile...
Jasper w ułamku sekundy znalazł się koło niego. Złapał jego podbródek, by unieść go do góry i choć zrobił to naprawdę delikatnie, Triss miał wrażenie, że blondyn zaraz roztrzaska mu żuchwę. Oczy miał czarne jak smoła, zdeterminowane i odrobinę desperackie. Dyszał, choć nie potrzebował powietrza. Przez myśl Tristana przeszło, że pewnie obudził jakąś część Majora, bo Jasper, nawet zdenerwowany, nie wyglądał dotąd tak przerażająco.
- Zrobisz to, czy tego chcesz, czy nie - szepnął upiornym tonem. Chłód jego oddechu zmroził Tristanowi krew w żyłach. Powietrze zastygło mu w płucach. Stał jak sparaliżowany, z rękoma bezwładnie opuszczonymi wzdłuż ciała. - Nie pozwolę Ci tu zostać, nie ważne co powiesz, czy zrobisz. Wyjedziesz stąd, jasne?
Czarnowłosy wiedział, że to dla jego dobra. Był w pełni świadomy, że Jasper bawi się jego emocjami, by wmanipulować go w podjęcie najlepszej decyzji. Wiedział, że to upiorne zachowanie, starannie dobrane słowa to tylko gra, która ma być dodatkowym bodźcem. Ale mimo tego strasznie się bał. Nawet pewność, że Jasper go nie skrzywdzi ani trochę nie pomagała.
- Ale, Jazz... - wyjąkał. Łzy zebrały się w kącikach jego oczu. Bał się jechać gdzieś w nieznane, do innego kraju. Jego pierwszy wyjazd z granice nie powinien wyglądać w ten sposób.
Zmusił się, by podnieść ręce do góry i zacisnąć palce na bluzie wampira, tak jakby dzięki temu mieli tu zostać.
- Jeśli zajdzie taka potrzeba, zmuszę cię - głos wampira nie brzmiał ani trochę łagodniej.
Skoro tak czy inaczej tam pojadę, czemu czekasz na moją zgodę? - spytał się w myślach.
- Ale...
- Zasniesz i obudzisz się daleko stąd - zagroził, stając jeszcze bliżej chłopaka tak, że stykali się ramionami. Triss był pewien, że to tylko puste słowa, ale Jasper zdawał się być zupełnie poważny. - Więc jak będzie?
Dopiero to przekonało bruneta. Perspektywa obudzenia się za granicą bez wspomnień, jak się tam dostało była jeszcze bardziej przerażająca.
Może nie będzie tak źle? - próbował się pocieszyć.
Jeszcze dwie minuty temu uznałby, że może być całkiem spoko. Z dala od Jamesa i Victorii, ale za to z Jasperem. Wszędzie z nim, bo nie byłoby innej opcji. Nawet, zapewne, obściskujących się Bellę i Edwarda przeżyłby w takich warunkach. Ale teraz, gdy był świadomy do czego blondyn się posunie, by postawić na swoim, perspektywa wyjazdu wydawała się być okropna.
- Okej... - wyszeptał zrezygnowany. Rozluźnił dłonie, rozejrzał się wokół, by oderwać się od wciąż górującego nad nim wampira i zorientował się, że byli sami. Drzwi do jego pokoju były wciąż tak, jak je zostawił, więc Celia i Alice zapewne siedziały teraz z Bellą. Spuścił wzrok i chciał wrócić do pokoju, ale Jasper zmusił go, by znów patrzyli sobie w oczy. Jedną dłoń położył mu na szyi.
- Grzeczny chłopiec - wymamrotał blondyn, teraz o wiele łagodniejszym tonem. Z czułością, dziwną z perspektywy tego, co się działo przed chwilą, opuszkami palców starł łzy z polików Trissa. Rysy jego twarzy i oczy wróciły do swoich bardziej delikatnych wyrazów.
Mimo tego, że przerażenie zniknęło tak szybko, jak się pojawiło, Tristan nie chciał dłużej siedzieć w tym pokoju. Wrócił do siebie, zatrzaskując drzwi do sypialni. Z torby wygrzebał MP3, ignorując przy tym wyłączoną komórkę, ukrytą pod ubraniami. Pewnie ma kilka nieodczytanych wiadomości i nieodebranych połączeń. A może rodzina naprawdę się go wyrzekła i miała w głębokim poważaniu, gdzie chłopak teraz jest?
Nie miał ochoty sprawdzać tej teorii, więc rzucił się na łóżko i zagrzebał w pościeli.
Mylił się. Był środek nocy, nie wieczór, jak sądził. Oznaczało to, że spał jakieś 15 godzin. Wytrąciło go to z równowagi. Nigdy tyle nie sypiał, chyba, że po wypadku. Nawet w wakacje spał mniej niż teraz.
Może to wina Jaspera? Może po prostu sprawił, że chciało mu się spać? A może to przez to, że na kilka dni przed ucieczką niewiele spał? Albo przez emocje? Wszytko mogło być przyczyną, a zastanawianie się nad tym nie miało większego sensu.
Jedyny problem, jaki Triss przez to napotkał był taki, że nie był śpiący. Nie mógł poprostu zasnąć i zapomnieć o wszystkim, co się przed chwilą wydarzyło.
Bawił się sznurkową bransoletką, wpatrując się w sufit. Rosyjska piosenka przypomniała mu Alexa i chłopak zdał sobie sprawę, że powinien z nim pogadać. Pogratulować sukcesów. Skoro nie miał już domu, musiał jakoś znaleźć sobie miejsce i pracę, by utrzymać się przy życiu. Może Rosjanin mu pomoże?
Spędził tak kilka minut, uśmiechając się do siebie na nieliczne miłe wspomnienia.
Skrzypnęły zawiasy w drzwiach, ale Tristan nie zamierzał podnosić wzroku, bo dobrze wiedział, kto do niego przyszedł.
Blondyn, poruszając się bezszelestnie, podszedł to łóżka i usiadł na krańcu materaca. Patrzył się tępo w podłogę, a dłonie miał splecione przed sobą.
- Powinieneś coś zjeść - choć zapewne miało to brzmieć jak luźna sugestia, było raczej nakazem.
- Jeśli odmówię, wepchniesz mi jedzenie do gardła na siłę? - odburknął mu chłopak, nie kryjąc obrzydzenia. Przekręcił się na drugi bok, by teraz wpatrywać się w zasłonięte okno.
- Nie wiem, czy chcesz się o tym przekonać - zażartował wampir, choć jego głos nie brzmiał, jakby był rozbawiony.
Triss fuknął pod nosem, zwijając się w kłębek pod kołdrą.
- Nie mamy innego wyjścia - wyjaśnił cicho blondyn.
- Skoro Alice widziała, że James będzie w tej głupiej sali baletowej, czemu nie możecie tam na niego zaczekać?
- Jeśli zdecydujemy się tam pójść, wizja Alice się zmieni. - materac stęknął, gdy wampir ruszył się, żeby zmienić pozycję. Siedział teraz po turecku na łóżku, twarzą zwrócony do okna. - Jeśli spróbujemy tam pójść, jego tam nie będzie.
- Wciąż możemy tu zostać - zauważył Tristan, odwracając się w drugą stronę. - Phoenix to wielkie miasto. Szanse, że nas znajdą są nikłe.
- Ale nie zerowe. James jest tropicielem. Jego zmysły są na tyle dobrze rozwinięte, że może wyczuć czyjś zapach o wiele lepiej niż jakikolwiek inny wampir.
- Może I lepiej - zauważył brunet. - Sam do nas przyjdzie, więc zostaje tylko go zabić.
- I narazić niewinnych ludzi na śmierć?
Tristan przygryzł wargę i zaczął nerwowo bawić się palcami. Nie chciał wyjeżdżać, ale najwyraźniej to była jedyna opcja.
- I nie mogłeś mi tego normalnie wytłumaczyć? - spytał szeptem, w końcu spoglądając w oczy chłopaka. - Musiałeś mi grozić porwaniem?
Wampir gniewnie zmarszczył brwi.
- A pozwoliłbyś mi coś powiedzieć?
Czarnowłosy wolał, żeby cisza mówiła sama za siebie.
- Nie chce stąd wyjeżdżać gdzieś w nieznane - wyznał. - Nie lubię nowych miejsc. Są takie... obce i nieprzewidywalne. Nie będę wiedział jak się zachować, a jeśli stanie się coś, przez co zostanę sam, chyba rozpłaczę się na środku ulicy...
Blondyn złapał go za ręce.
- Zobaczysz, nie będzie aż tak źle. Poza tym, jadę tam po to, żeby nie zostawić cie samopas. - pocieszył go Jasper. - Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. - Tristan zaśmiał się pod nosem. Blondyn odwzajemnił uśmiech, po czym wyciągnął rękę, by złapać dłoń chłopaka. Ze skruszoną miną dodał - Przepraszam, Triss... Trochę mnie poniosło...
Brunet przytaknął i ścisnął dłoń chłopaka. Jakim cudem potrafił wybaczyć blondynowi w tak krótkim czasie? Czamu tak bardzo mu ufał?
- A teraz serio. Powinieneś coś zjeść.
Dopiero zapach makaronu z serem sprawił, że Triss zrobił się głodny. Nawet to, że danie zdążyło wystygnąć mu nie przeszkadzało.
W telewizji leciał jakiś serial o teorich spiskowych na temat Hitlera, ale Triss nie zwracał na niego uwagi. Skupiał się na jedzeniu i patrzeniu jak Alice rysuje.
Ona i Celia kilka minut temu przyszły do salonu. Brunetka zaczęła szkicować miejsce z drugiej wizji, podczas gdy Celia zajmowała się paleniem skrawków papieru w dłoniach tak, by nie uruchomić czujników dymu. Bella siedziała pod prysznicem.
Z każdym pociągnięciem ołówka, pokój nabierał kształtów. Szafka z telewizorem, zakryte okno, płyty i sprzęt stereo.
Tristan usiadł na kolanach, pochylając się nad rysunkiem. Czuł się jakby ktoś dźgnął go w serce.
Zamek w drzwiach od łazienki otworzył się z kliknięciem.
- O kurwa - wyszeptał, gdy Alice naniosła na papier szkic kanapy. - Bella...
Dziewczyna spojrzała się na niego zdezorientowanym wzrokiem, ale podeszła do ławy. Sceptycznie przyjrzała się rysunkowi. Celia i Jasper, zaalarmowani tymi słowami poprawili się na swoich miejscach.
- Na tej ścianie wisi telefon - powiedziała Bella, dotykajac miejsca na papierze. Ołówkowa kreska rozmazała się pod jej wilgotnym palcem.
- Skąd wiesz? - spytała Alice, podnosząc na nią wzrok.
- To mój dom. Tu w Phoenix.
- O Boże... - wyszeptała Celia, podnosząc się z ziemi. Podbiegła do komody i zabrała z niej telefon. - Musimy powiadomić resztę...
- Chwila, a Renee? - Triss zwrócił się do siostry. - Mówiłaś, że mają wracać z Philem z Jacksonville.
Bella zbladła i opadła na kanapę. Zaczęła szeptać do siebie, żeby opanować nerwy.
- Dzwoń do niej!
- Nie mam jak, Tan! Telefon został w domu!
Chłopak zerwał się z miejsca, żeby pobiec do pokoju po swoją komórkę. Włączył ją.
- Myślisz, że nie zgubiła swojej? Wiesz, z nią nigdy nie wiadomo. - Bella pokiwała głową.
- Szkoda czasu, dzwoń do Phila - poradziła.
Tristan z niecierpliwością czekał aż urządzenie zacznie działać. Wyświetlacz w końcu rozbłysł, a na ekraniku pojawiła się ikonka baterii z czerwoną belką.
- Jaja sobie robicie - warknął do siebie z nieukrywaną rezygnacją. Rzucił komórkę na blat stolika i założył ręce na piersi. Jasper w ułamku sekundy znalazł się przy nim i położył mu dłoń na ramieniu. Chyba miał zamiar powiedzieć coś pocieszającego, ale Celia, która właśnie zakończyła rozmowę, podeszła do nich z drugiego końca pokoju.
- Edward, Carlisle i Emmett mają samolot dopiero za kilka godzin. - zrelacjonowała. - Szybciej się nie da.
Blondyn zabrał od niej telefon i podał go Belli.
Dziewczynie trzęsły się dłonie. Wystukała numer telefonu Renée, ale nie odpowiadała. Phil też nie odebrał.
- Co teraz? - spytała rudowłosa.
- Dzwoń na domowy. - rozkazał Tristan. - I tak będą musieli tam pojechać I założę się, że pierwsze co zrobi Renee, to sprawdzi nagrania z sekretarki.
Bella wstała z kanapy i klikając w cyferki, krążyła wokół pokoju. Jej twarz wykrzywiona z obawy i stresu wyglądała jak maska teatralna.
- Część mamo - zaczęła po kilku elektronicznych piknięciach, nerwowo przeczesując włosy. - Tu Bella. Wiem, że to dziwne, ale coś Ci grozi. Jak tylko to odsłuchasz zadzwoń. - podyktowała numer telefonu Cullenów, a potem powtórzyła go po raz drugi. - Wszystko ci wytłumaczę, ale dopiero jak do mnie zadzwonisz. - westchnęła ciężko, patrząc na brata załzawionymi oczami - Kocham cie, mamo.
I się rozłączyła. Przez chwilę w pokoju panowała cisza pełna napięcia. Bella beznamiętnie wpatrywała się w telefon, Celia i Alice siedziały koło siebie na sofie, pogrążone we własnych myślach, Jasper stał koło Tristana, wciąż trzymając dłoń na jego ramieniu. W końcu czarnowłosy wyrwał się z transu i poszedł do łazienki się ogarnąć, a gdy wrócił wszyscy patrzyli się w wiadomości w telewizorze, choć bez krztyny zainteresowania.
Ruszyli się ze swoich miejsc dopiero przed południem, gdy telefon Cullenów znów się rozdzwonił. Edward poinformował ich, że za kilka godzin wylądują. Wszyscy wstali, żeby zabrać rzeczy.
Jasper poszedł ich wymeldować, podczas gdy Alice grzebała w przyszłości a Celia ich pilnowała.
Tristan kończył ścielić łóżko, gdy usłyszał dzwonek telefonu. Chwilę później do pokoju weszła Bella z miną męczennicy. Oczy miała absolutnie przerażone.
- Tak, mamo - wyszeptała do urządzenia. W dłoni trzymała zwitek kartek hotelowych i ołówek. Podeszła do komody i zaczęła skrobać jakąś wiadomość na papierze. - Oczywiście, mamo. Nic mi nie jest. - pokazała wiadomość bratu.
To James. Ma Renée. Ty I ja. Sala baletowa. Mamy być sami, inaczej ją zabije.
Tristanowi krew zamarzła w żyłach. Oddech mu się urwał, a serce zaczęło kołatać mu w piersi, jak zdenerwowany ptak w klatce z kości.
- Jasne, już go daje - zapewniła drżąco. Wyciągnęła dłoń z komórką w jego stronę.
Trzęsąc się ze strachu, odebrał od niej urządzenie i przyciągnął je do ucha.
- Cześć, ciociu - przywitał się z udawaną pogodą ducha.
- Oj, oj, jaki grzeczny chłopiec - zadrwił James. Nawet nie wiedząc jego twarzy, Triss wiedział, że sadystycznie się uśmiecha. - Zaczynam zauważać, cóż takiego on w tobie widzi.
Tristan skrzywił się, przełykając przerażenie. Zacisnął dłoń w pięści.
- Nic nam nie jest, naprawdę - zapewnił.
- Nawet nie trzeba ci nic tłumaczyć, jak widzę - dodał z obrzydliwą aprobatą - Skoro taki z ciebie inteligent, wierzę, że pozbędziesz się swoich ochroniarzy i zabierzesz siostrzyczkę do mnie.
- Nie ma sprawy, zadzwonię później.
- Oj tak, mamy niewiele czasu - zaśmiał się - Mam nadzieję, że nie muszę Ci przypominać co się stanie, jeśli zawiedziesz.
- Nie, nie, nie ma takiej potrzeby.
- Wspaniale - głos wibrował mu z ekscytacji. - W takim razie do zobaczenia wieczorem!
Po drogiej stronie zabrzmiał dźwięk rzucania słuchawki na widełki.
Tristan złapał Bellę za ramiona i popatrzył jej w oczy. Byli bardziej niż przerażeni, ale nie musieli nic mówić, by wiedzieć jedno: muszą spotkać się z Jamesem.
- Mam nadzieję, że wystarczająco ją uspokoiliśmy - wyraził, pragnąć, by Bells zrozumiała aluzje.
- Jasne, ale i tak będzie dzwonić - zagryzła wargę. - Pomożesz mi z pakowaniem? Jasper zaraz pewnie będzie z powrotem.
Triss przytaknął, w myślach starając się ułożyć plan ucieczki. W pokoju Belli, używając przyniesionych przez dziewczynę kartek powypisywali listy pożegnalne. Chłopak złożone kartki dla rodziny oraz Alexa i Eliota wsunął na dno swojej torby, a list zaadresowany dla Jaspera włożył do kieszeni bluzy, którą zabrał z jego garderoby.
Bella wygrzebała pieniądze ze skarpety, żeby znaleźć jakiś środek transportu, a potem napisała mu mniej więcej jak wylądować na parkingu dla taksówek na lotnisku.
Ledwo się uwinęli, a Jasper wrócił i niemal odrazu zapakowali się do samochodu.
Lotnisko, pełne ludzi, hałasu i smrodu okropnie drogich hot-dogów, było jedynym, co sprzyjało Swanom w ucieczce. W tak wielu twarzach, zapachach i dźwiękach łatwo było zgubić dwóch nastolatków.
Nie mogli mieć planu, bo Alice łatwo by ich przejrzała, dlatego musieli zdać się na los i instynkt.
Jasper nie odstępował Trissa na krok. Siedział pochylony w plastikowym fotelu tak, by praktycznie zaglądać nastolatkowi przez ramię. Tristan nie był pewien, czy wampir czuje jego niepokój, czy po prostu nadgorliwie wypełnia rolę osobistego ochroniarza.
Czarnowłosy przechylił głowę w jego stronę, oferując mu jedną słuchawkę - propozycja była bezsensowna, ale miała na celu upewnić blondyna, że to tylko stres związany z perspektywą podróży.
Jasper, który wszystko doskonale słyszał i bez słuchawek, odmówił z łagodnym uśmiechem. Jednak jego oczy zdradzały, jak zdeterminowany i zdenerwowany był.
Tristan patrzył na ekran z tablicą przylotów, by śledzić lot z Seattle.
Pasek pokazał, że samolot wyląduje za 20 minut, gdy Bella zerwała się z siedzenia.
- Trochę zgłodniałam - oznajmiła, wymownie wpatrując się w wampiry. - Tan, chcesz coś?
Brunet nie wiedział, jak ma im się udać ten manewr. Nie mogli tak poprostu pójść razem I zniknąć. Któreś z wampirów mogło przejrzeć ich plan. Zwłaszcza, że właśnie wtedy Alice miała większe szanse, żeby zobaczyć ich decyzję. Jedyne, co w tej sytuacji mogło się udać, to plan oparty na czystym prawdopodobieństwie i zaufaniu sobie nawzajem.
- Subway? - zaproponował. - Pamiętasz co brałem w Minnie's? - ta sugestia nie była ani trochę przypadkowa. Na tym lotnisku nie było restauracji z sieci Subway i zarówno Bella jak i Tristan o tym wiedzieli. Chłopakowi chodziło o coś innego. Gdy Bells przyjeżdżała do Minneapolis w wakacje i akurat chcieli gdzieś uciec we dwójkę, ale tak by Hannah lub Cedric nie zorientowałi się, że włóczą się gdzieś po nocy, mówili, że idą do subwaya. Jeden z tych lokali znajdował się w podziemnym pasażu handlowym - Minnie's - dokładnie 10 minut drogi od domu Trissa.
Czarnowłosy błagał w duchu, by Bella zrozumiała tę podprogową informację - uciekają za 10 minut. Nigdy nie mieli problemu z komunikacją, nawet niewerbalną, ale to miał być prawdziwy sprawdzian ich więzi.
- Jasne - potwierdziła dziewczyna, uśmiechając się lekko. Alice wstała z siedzenia, żeby pójść za nią. - Mam nadzieję, że się nie obrazisz - zwróciła się do niej - Ale wolałbym iść z Jasperem. Czuję się tak jakoś...
Blondyn, oszołomiony tym stwierdzeniem, odchrząknął. Popatrzył pytająco na Tristana, jakby pytał się swojego szefa, czy pozwoli mu wyjść na papierosa. Triss błysnął słabym uśmiechem.
Żeby, zapewne, być absolutnie pewnym, że brunet nagle nie zniknie z tego krzesła, Jasper chwycił jego podbródek w palce i nakierował jego twarz na swoją. Posłał mu poważne spojrzenie, przy którym nawet "masz się stąd nie ruszać" bledło jak świetlik pod reflektorami. Jakby tego było mało, z jego gardła wyrwało się dziwne zaborcze warknięcie, a potem chłopak zniknął jak cień, podążając za Bellą.
Tristan, wyjęty spod działania chłopaka, potrzebował dobrej minuty wmawiania sobie, że musi uciec, zanim się opanował. Niemalże odliczał sekundy, stając się nie myśleć nad tym, jak wyrwać się Celii i Alice. Dopiero, gdy minęło trochę ponad 8 minut od odejścia Belli i Jaspera, wyjął z uszu słuchawki.
- Skoczę do łazienki - stwierdził. Celia i Alice, które najwyraźniej były pewne, że groźby ich brata skutecznie wybiły Tristanowi ucieczkę z głowy, zmarszczyły brwi.
- Nie możesz poczekać aż Jazz wróci? - spytała rudowłosa.
- Sory, ale moje ciało tego nie kontroluje - rzucił sarkastyczne. Otworzył plecak i wcisnął do niego słuchawki, po czym wręczył go Celii. - Weź go nie zgub. Bez niego nie przeżyje - zagroził poważnym tonem, nie tylko dlatego, że to była prawda. Poprostu spróbował zastosować psychologiczną sztuczkę i miał nadzieję, że się udała.
- Ide z tobą.
Tristan wzruszył ramionami. Dobrze, że Bella poszła z Jasperem, bo inaczej blondyn na pewno wszedłby za nim do łazienki. Celia natomiast musiała się zatrzymać przy drzwiach.
Na szczęście, jak najczęściej w męskiej, nie było kolejki, ale kilku facetów kręciło się po pomieszczeniu. Dwóch z nich paliło przy kracie wentylacyjnej, więc zapach dymu mieszał się z ostrym smrodem publicznej toalety - jego zapach napewno się tu zgubi. By zagłuszyć nierówny oddech Tristan odkręcił kran, potem spuścił wodę w jednej z kabin i odkręcił drugi kran. Po drodze do zapasowych drzwi odpalił też pobliskie suszarki do rąk, ignorując mężczyzn patrzących na niego jak na wariata. Wybiegł przez drzwi i pędem przedostał się do windy. Wszedł do niej, a gdy się odwrócił zobaczył Bellę, biegnącą w jego stronę. Zatrzymał automatyczne drzwi ramieniem.
Nie powitali się w razie gdyby Jasper I Celia mogli ich usłyszeć. Zjechali na parking, przebiegli brudną od spalin i wody uliczkę i wypadli na chodnik. Jakaś para właśnie wychodziła z taksówki, więc wepchali się na ich miejsca. Bella podała taksówkarzowi adres. Mężczyzna się skrzywił.
- To na drugim końcu miasta.
- Proszę jechać jak najszybciej.
Ruszyli z piskiem opon.
Słońce powoli zachodziło. Niebo malowało się na piękne odcienie różu i pomarańczu. Nieliczne chmury odbijały się na tle zachodu słońca. Ciepłe powietrze, gorące promienie i ogromne miasto pełne zgiełku nie były miejscem i okolicznościami, ktore Tristan wybrał by w dniu swojej śmierci. Wolałby umrzeć w środku głuchego lasu, z drzewami szumiącymi w górze, z zielenią pochłaniającą jego ciało, z chłodem, z mlecznym obłoczkiem jego ostatniego tchnienia rozwiewającym się na wietrze. Odejść w ciszy, samotności, by nikomu więcej nie wadzić i rozłożyć się w miejscu, do którego nikt nie dosięgnie i w którym nikt nie zakłóci jego spokoju.
Tak, to byłaby śmierć idealna. Ale bywał w gorszych, śmiertelnych sytuacjach. Przy tym wszystkim, idealna śmierć wydawała się nieosiągalnym marzeniem.
Ale musiał przyznać - śmierć za kogoś, kogo się kocha wydawała się dobrą śmiercią, a malowniczy pustynny krajobraz pięknym miejscem, by zatonąć w nicości.

_________________________________________

W końcu zbliżamy się do jakiejś akcji... Nareszcie hehe
Zbliżamy się też powoli do końca książki...

Mam nadzieję, że wam sje podoba choć Jasper wychodzi tu na dość pojebanego toxic brutala, ale cóż to chyba taki jego los lol

Edit wattpad nie chce mi dodać medii do rozdzialu😑😑😑 więc pewnie dodam jak przestanie się zachowywać jakby mu nie pasował mój internet

Życzę wam wszystkim zdrowej Wielkanocy a co ważniejsze mokrego dyngusa bo to już za jakieś 15 minut odkąd piszę tę notkę

Życzę wam wszystkim zdrowej Wielkanocy a co ważniejsze mokrego dyngusa bo to już za jakieś 15 minut odkąd piszę tę notkę

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Miłego jajcowania i mokrego dyngusowania :33

-akkizu

Scarred Skins | j.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz