14|Chapter 14

162 10 0
                                    

_________________________________________

It is sometimes an appropriate response to reality to go insane.

- Philip K. Dick

_________________________________________

14|Seria niefortunnych zdarzeń

_________________________________________

Ani Bella ani Tristan nie przepadali za chodzeniem na zakupy. Było to dla nich nieprzyjemne, nawet gdy byli w swoim towarzystwie.
Dziś jednak, odziwo, siedzieli już drugą godzinę w butiku w port Angeles, czekając cierpliwie aż Angela, Jessica i Leith w końcu zdecydują się na swoje kreacje na bal.
Triss wciąż zastanawiał się jakim cudem się tu znalazł.
A no tak - Bella.
Jej zawsze udawało się namówić Tristana na swoje pomysły. I vice versa.
Gdyby nie brunetka, Triss zapewne siedziałby teraz na lodowisku. Nie musiałby wpatrywać się w chodnik za szybą, żeby nie wyjść na podglądacza. Nie musiałby słuchać 42 z kolei pytania pokroju "Do twarzy mi w tym?", które co chwilę zadawała któraś z dziewczyn. Nie musiałby odliczać ciągnących się w nieskończoność minut, by wrócić do domu.
- Co myślisz o tej Bells? - spytała nagle Jessica.
Brunetka odwróciła wzrok od swojej książki i obrzuciła blondynkę zdezorientowanym spojrzeniem.
- Jest ładna - odpowiedziała bez przekonania, uśmiechając się delikatnie.
- Mówiłaś tak o każdej poprzedniej sukience. Naprawdę za tym nie przepadasz - sapnęła zrezygnowana blondynka. - Dobrze więc, Triss, co o niej myślisz?
Czarnowłosy trochę zakłopotany spojrzał na dziewczynę.
Jess miała na sobie różową sukienkę na ramiączka, stojąca po jej prawej Angie ubrana była w bardzo podobną, ale w kolorze lawendowym. Leith natomiast nie było w pobliżu.
Brunet przechylili głowę na bok, przyglądając się nastolatkom, starając się jednocześnie nie wyglądać dziwnie.
- Ta poprzednia była lepsza, Jess, pasowała ci do włosów - wyszeptał zakłopotany i odwrócił się w stronę Azjatki. - Powinnaś częściej ubierać się na fioletowo. Do twarzy ci.
- To właśnie, Bella, nazywa się konstruktywna krytyka - zażartowała Angela. - Ucz się od mistrza.
Issa wywróciła oczami i kopnęła bruneta dla zabawy w udo. Ten tylko burknął pod nosem jakieś niezrozumiałe przekleństwo.
W tym czasie Leith zdążyła wyjść z przebieralni w długiej, granatowej sukience w białe wzory. Blondynka posłała przyjaciołom spojrzenie wyższości i stanęła dumnie przed lustrem.
Tristan nie mógł zaprzeczyć. Wyglądała pięknie.
- Musisz ją kupić - stwierdziła Angie.
Leith uśmiechnęła się pod nosem, wyraźnie zadowolona z reakcji jej towarzyszy. Założyła kosmyk włosów za ucho i delikatnie wygładziła materiał sukienki.
- Myślicie, że Aidenowi się spodoba? - spytała niewinnie, posyłając Tristanowi spojrzenie z ukosa.
- Dziewczyno - krzyknęła Jess. - Chyba byłby szaleńcem gdyby nie padł przed tobą na kolana!
Triss poprawił się na swoim miejscu.
- Jessica ma rację - uśmiechnął się. - Wyglądasz pięknie.
Cała reszta, nawet Bella, przytaknęła zahipnotyzowana.
Młodej Salivann bardzo podobały się te pochlebstwa. Na tyle, że dziewczyna przez długi czas wpatrywała się w swoje odbicie, wysłuchując jak Jess i Angie posyłają w jej stronę komplementy.
- Hej - zaczął brunet, wstając z parapetu i zabierając swoją kurtkę i plecak z siedzenia. - Obrazicie się jeśli na chwilę się od was odłączymy? Chcieliśmy iść do księgarni.
- Jasne że nie. Spotkamy się w restauracji.
Bella zabrała swoje rzeczy i zarzuciła kurtkę na ramiona. Triss poczekał aż będzie w pełni ubrana po czym chwycił ją za nadgarstek i wyprowadził z butiku.
- Czemu tak nagle wyszliśmy? - zagadnęła dziewczyna, gdy kierowali się w dół ulicy. - Równie dobrze mogliśmy wyjść pół godziny temu.
Tristan westchnął przeciągle I przeczesał dłonią włosy.
- Leith - wydukał po chwili. - Zaprosiła mnie na bal. Odmówiłem jej, ale ona wciąż nie wie dlaczego. Czuję się dziwnie gdy się tak na mnie patrzy.
Bella nie zadawała już więcej pytań. Dobrze wiedziała o co chodzi. Znała swojego brata jak własną kieszeń. Ufali sobie i nie potrzebowali zapewniać siebie nawzajem o tym, że będą dla siebie oparciem w każdej niemiłej sytuacji.
Nie minęło 10 minut a znaleźli się przy sklepie, który chcieli odwiedzić. Bella zaprowadziła ich po schodkach do środka, minęła sprzedawcę zza lady i od razu udała się w sobie tylko znanym kierunku.
Triss poszedł w przeciwną stronę, posyłając uprzejmy uśmiech stronę właściciela. Przeszedł wzdłuż długiego regału, omiatając wzrokiem okładki w poszukiwaniu czegoś, co zwróci jego uwagę.
Po dłuższej chwili przeglądania przypadkowych historycznych dzienników z czasów II wojny światowej w końcu znalazł inny dział.
Przymknął oczy i delikatnie ułożył dłoń na pierwszej książce. Zaczął iść wzdłuż półki, przesuwając palcami po linii równo ułożonych okładek.
Serce waliło mu w piersi, na usta wkradł się delikatny uśmiech. Chłopak poczuł dziwna ekscytację, która powoli zaczęła wprawiać go w przyjemny nastrój i osiągnęła swój szczyt gdy chłopak stanął w miejscu. Powoli otworzył oczy i wyciągnął książkę, przy której się zatrzymał.
"Bestiariusz - stworzenia nadprzyrodzone, podania, wierzenia i legendy" - autor anonimowy, Washington, USA
Uśmiechnął się w duchu z nadzieją, że jego wybór nie był nietrafiony.
- Skończyłeś? - spytała Bella, pojawiając się nagle za chłopakiem.
Ten pokiwał głową na potwierdzenie i podniósł książkę do góry, pokazując jej tytuł brunetce.
Ta uśmiechnęła się lekko, wiedząc dokładnie na jakiej podstawie czarnowłosy dokonał wyboru. Szybko jednak dziewczyna odwróciła się z powrotem w stronę, z której przyszła I ponagliła chłopaka, żeby jak najszybciej dokonał zakupu.
Chwilę potem obydwoje wyszli z ksiagarni, oglądając się po ciemniejącym niebie.
Tristan zarzucił kaptur na głowę i wrzucił nowy nabytek do plecaka.
- Ciemno się zrobiło - stwierdził pod nosem, gdy schodzili po schodach. - Lepiej się pośpieszmy.
Bella przyznała mu rację, złapała go za ramię i prowadziła w dół uliczki.
W tym właśnie momencie w sercu Tristana pojawił się niepokój. Dziwne głosy i szumy w jego głowie stały się głośniejsze. Powietrze zaczęło robić się cięższe, a świat rozpływał się w mgliste cienie.
Czarnowłosy zatrzymał się gwałtownie i szybkim ruchem zciagnął plecak z ramienia. Otworzył zamek i zaczął przeszukiwać przegrody. Chwilę zajęło zanim natrafił na to czego szukał.
Wyciągnął czarny przedmiot z torby i wcisnął go w dłoń Belli.
Dziewczyna omiotła czarną kostkę wzrokiem, a chwilę potem spojrzała na bruneta podejrzliwie.
- Skąd wytrzasnąłeś paralizator?
- Dostałem od Ceda po... - posłał dziewczynie wymowne spojrzenie i pomachał dłonią w powietrzu, jakby chciał jej pokazać o czym myślał. - Wiesz, o co mi chodzi.
Brunetka pokiwała głową, ale mimo jej wyraźnego zdegustowania zacisnęła przedmiot w dłoni i schowała go do kieszeni
- Mam przez to rozumieć, że znów masz jednen z przejawów pajeczego zmysłu? - prychnęła pod nosem.
- Załóżmy że tak.
Choć obydwoje bardzo pragnęli, by nic złego się nie wydarzyło i by w spokoju mogli wrócić do domu, to ich ciche modły nie zostały wysłuchane.
Skręcili w ciemną ulicę, która wyprowadziła ich na równie ciemny parking. Światła w budynkach naprzeciwko się nie paliły, a stojące przy końcu ulicy lampy rzucały długie cienie na beton.
Jakiś mężczyzna wyłonił się z zaułka z butelką piwa w dłoni i zataczając się podszedł w stronę rodzeństwa.
Kilku jego znajomych, każdy ze swoim własnym "napojem", poszło w jego ślady, śmiejąc się pod nosem i rzucając obrzydliwymi komentarzami.
- Widziałem cię w sklepie - rzucił jeden powolnie, pociągając kolejny łyk ze swojej butelki.
Mężczyźni zaczęli zbliżać się na niebezpieczną odległość do rodzeństwa, wciąż chichocząc maniakalnie. Otoczyli nastolatków szerokim kręgiem, rzucając pijanskie i lubieżne uśmiechy. Ślina tryskała z ich ust za każdym razem gdy coś mówili, zapach alkoholu stawał się silniejszy z każdą sekundą.
Tristan poczuł, że zaczyna się dusić. Strach sparaliżował jego mięśnie. Jedynym co był w stanie zrobić było przyciągnięcie Belli bliżej do siebie.
- Ej chłopcze, matka cię nie uczyła, że należy się dzielić - warknął jeden z mężczyzn. Zawtórował mu chór śmiechów.
Tristan poczuł jak żołądek podchodzi mu do gardła. Ułamek sekundy później ktoś zacisnął mu dłoń na nadgarstku.
Po jego ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Kolejna dłoń chwyciła go za ramię i pociągnęła do tyłu.
Ktoś objął go ramieniem w pasie, zaciskając dłoń na jego talii jak wnyki.
Triss zaczął panikować.
Świat wirował wokół niego. Śmiechy zlewały się w jeden głuchy ryk. Obrazy przechodziły jeden w drugi tworząc bezkształtną masę kończyn i twarzy. Zdezorientowanie opanowało jego zmysły.
Aż do momentu gdy usłyszał elektryczne buczenie, a potem przerażony krzyk.
Bella.
Otworzył szeroko oczy. Krew zastygła w jego żyłach. Strach, który nie dawał mu trzeźwo myśleć, zmienił się we wściekłość. Miał wrażenie, że stał się lodowaty. Kształty i otoczenie stały się wyraźne, aż nadto szczegółowe. Jego wizję zaślepiły szkarłatne plamy.
Przez chwilę poczuł się jak bezlitosne zwierzę - chciał zabić każdego kto tknął Bellę.
Adrenalina zapłonęła w jego żyłach.
Szybkim ruchem złapał dłoń, która wciąż nie opuszczała jego talii i z całej siły wbił paznokcie w skórę.
Mężczyzna za nim syknął przeciągle i puścił go. Wykonał krok w tył, łapiąc wielki chałst powietrza. Jednak chwila szoku minęła błyskawicznie, a w jego czarnych oczach zapłonęła nienawiść. Spróbował zamachnąć się, ale Triss miał przewagę.
Błyskawicznie sięgnął do przodu, chwycił szyjkę butelki i z impetem trzasnął mężczyznę w szyję.
Szkło rozsypało się po parkingu. Rażony mężczyzna upatl na ziemię oszołomiony. Odłamek butelki utkwił w jego ręce, rozdzierając materiał koszuli. Krew zaczęła sączyć się z rany i spływać wprost na beton.
Tristan obrócił się na pięcie. Pęknięta butelka wciąż była kurczowo ściśnięta w jego dłoni.
Pozostali mężczyźni patrzyli zszokowane na całe zajście. Kilku z nich cofnęło się o parę kroków.
- Bella - wysyczał, dysząc ciężko.
Dziewczyna natychmiast do niego podbiegła, przeskakując nad leżącym mężczyzną. Schowała się za plecami chłopaka.
- Spadamy stąd, Tan - szepnęła ledwie słyszalnie, pociągając chłopka w tył.
Obydwoje puścili się pędem w stronę ulicy.
Usłyszeli za sobą krzyk, a potem tabun kroków.
Tristan spojrzał za siebie.
Cała grupa, oprócz zranionego mężczyzny i jakiegoś innego kolesia, zaczęła biec w ich stronę. Na ich twarzach wymalowany był gniew.
Byli dosłownie kilka metrów za rodzeństwem, gdy Triss odwrócił się z powrotem w stronę ulicy.
Jego płuca płonęły żywym ogniem. Jego mięśnie zaczęły piec.
Potknął się o nierówną nawierzchnie.
Łapał równowagę, gdy do jego uszu dotarł pisk opon.
Spojrzał przed siebie.
Na parking wjechał srebrny samochód. Zadriftował po mokrym betonie, zatrzymując się gwałtownie kilka centymetrów od Belli.
Drzwi wozu otworzyły się z trzaskiem, a ze środka wyszedł Edward Cullen.
Jego twarz była wykrzywiona w okrutnym grymasie. Jego czarne oczy mordowały pijanych mężczyzn z niemal namacalną dokładnością.
Chwilę potem koło niego pojawił się równie groźnie wyglądający Jasper.
- Do środka - warknął. - Już.
Brunetka nie zawahała się nawet na moment. Podbiegła do samochodu i wślizgnęła się na siedzenie pasażera.
Tristan natomiast nie mógł się ruszyć.
Jego mięśnie odmówiły posłuszeństwa.
Nowa fala przerażenia ogarnęła jego umysł, gdy spojrzał prosto w oczy Jaspera.
Były czarne jak smoła. Błyszczały w świetle oddalonych lamp czymś zwierzęcym, psychopatycznym i zabójczym. Rządzą krwi i zemsty.
Tristan poczuł, że w jego płucach zaczyna brakować tlenu. Serce zaczęło kołatać w jego piersi, jakby zaraz miało rozerwać mu żebra i wypaść na beton.
Nie potrafił myśleć o czymś innym niż czerń.
Obezwładniająca i przerażająca czerń.
- Puść to - usłyszał przy sobie głos. - Tristan, słyszysz mnie? Oddaj to - rozkazał chłopak, ale Triss nie rozumiał tych słów.
Skrajem świadomości zarejestrował jak czyjeś zimne palce chwytają jego dłoń i delikatnie wyjmują z niej szkło.
Chłód owinął się w okół niego, gdy ktoś poprowadził go do przodu, a potem pomógł mu wsiąść do pojazdu.
Huk zatrzaskiwanych drzwi sprawił, że chłopk podskoczył na siedzeniu.
- Tristan - szepnął ktoś wprost do jego ucha. To na pewno był Jasper. - Tristan, proszę, popatrz na mnie.
Brunet zaczął raptownie mrugać, chcąc pozbyć się dziwnej mgły wokół siebie. W końcu przetarł oczy rękawem i spojrzał przed siebie, napotykając twarz Hale'a.
Chłopak siedział już przy oknie z drugiej strony samochodu, przodem zwrócony w stronę czarnowłosego. Jego twarz była wykrzywiona w grymasie zdenerwowania a jego oczy wciąż były czarne, ale tym razem zdawały się być o wiele łagodniejsze.
Triss spróbował skupić się na tym co się dzieje.
Czuł jak prędkość, z którą jadą wciska go mocniej w fotel. Każdy raptowny zakręt powodował, że chłopakowi kręciło się w głowie.
- Zajmij mnie czymś - warknął siedzący za kierownicą Edward, przekrzykując ryk silnika i szum powietrza za oknem. - Zajmij mnie czymś, żebym nie zawrócił i nie rozszarpał ich na kawałki.
Tristan wziął płytki wdech i rozejrzał się wokół. Starał się odnaleźć sylwetkę swojej siostry, by upewnić się, że nic jej nie jest.
- Zapnij pas - szepnęła Bella drżącym głosem.
Tristan z ulgą odetchnął, gdy usłyszał dziewczynę, ale to nie dało mu pełnej satysfakcji.
Musiał zobaczyć jej twarz. Upewnić się, że żaden z pijanych mężczyzn jej nie skrzywdził.
- Ty zapnij pas. Gdybyś wiedziała co te bydlaki sobie myślały, też chciałabyś ich zabić.
Tristan zacisnął dłonie w pięści. Fala wspomniej zalała jego umysł, wypruwając mu z płuc ostatki powietrza.
- Bella - mruknął pod nosem, starając się zwrócić uwagę brunetki, jednak jego głos był ledwie cichym warknięciem.
Przez jego ciało przeleciała fala nieuzasadnionej paniki. Jego dłonie zaczęły się trząść. Jego ciało zaczęło się nagrzewać, powodując wypieki na twarzy i poczucie duszności. Chciał zawołać dziewczynę po raz kolejny, ale głos ugrzązł mu w gardle.
- Tristan, popatrz na mnie - rozkazał Jasper. Czarnowłosy z przerażeniem wykonał polecenie. - Posłuchaj mnie. Nic jej nie jest. Nikt was już nie skrzywdzi.
Tristan odetchnął z ulgą. Oparł głowę o szybę za sobą, chłonąc jej chłód i uspokajając nerwy. Zamknął oczy i owinął się ramionami w pasie.
Natychmiast się skrzywił. Ukłucie piekącego bólu nasiliło się, gdy chłopak zabrał dłoń ze swojej talii. Skóra na jego boku dziwnie piekła.
Mocniej zacisnął powieki, gdy przypomniał sobie co było przyczyną jego stanu.
Zalała go silna fala obrzydzenia. Przygryzł wargę, by zatrzymać odruch, który kazał mu pozbyć się zawartości żołądka.
- Tristan, chodź do mnie... - poprosił łagodnie Jasper. Czarnowłosy popatrzył na niego sceptycznie i przełknął gorzką ślinę. - Zaufaj mi, nic ci nie zrobię.
Brunet przetarł twarz dłońmi. Powoli przesunął się na środkowe siedzenie, uważając, by przy tym nie dotknąć Jaspera nawet przelotnie.
Blondyn trzymał jedno ramię na oparciach foteli. Drugą rękę trzymał przy sobie, aż do momentu, kiedy Triss zatrzymał się przy nim. Wtedy chłopak bardzo powolnym ruchem pochylił się nad czarnowłosym.
Tristan nie wiedział co Hale właśnie robi, ale w tamtym momencie zdawało mu się, że to nie jest coś dobrego.
Zacisnął powieki i spiął mięśnie. Odsunął się możliwie najdalej od blondyna, jednocześnie starając się nie dotknąć niczego wokół.
Czekał. Sam do końca nie wiedział na co, ale czekał. Każda sekunda zdawała się być jak godzina przerażenia.
Dopiero gdy do jego uszu dotarło ciche kliknięcie, zorientował się, co Jasper zrobił.
Triss wypuścił powietrze, które nie wiedzieć kiedy zatrzymał w płucach. Powoli otworzył oczy, by zobaczyć, że Jasper odsunął się od niego na bezpieczną odległość, dając mu przestrzeń osobistą, a potem uśmiechnął się ledwie zauważalnie.
Brunet w końcu rozluźnił mięśnie i położył głowę na wyciągniętym ramieniu Jaspera. Ogarnęła go chłodna fala spokoju. Przymknął delikatnie powieki, w reszcie czując się odrobinę lepiej.
- To było... straszne - wyjąkał cicho, przysuwając się w stronę Hale'a.
- Domyślam się - przyznał blondyn, wyciągając dłoń przed siebie. Triss uważnie obserwował ruchy chłopaka, tym jednak razem nie czuł się zagrożony.
Jasper delikatnie odgarnął zagubione kosmyki włosów z twarzy niższego chłopca i założył je za jego ucho.
Przez chwilę się zawahał i popatrzył na Tristana pytająco.
Czarnowłosy nie wiedział do końca o co blondyn chciał spytać, więc czekał cierpliwie, nie ruszając się z miejsca.
Blondyn, nie widząc żadnego śladu protestu, ułożył dłoń na boku Trissa.
Chłopak przeklął cicho i wzdrygnął się na ten gest. Jednak nie z powodu braku zaufania, czy obrzydzenia, ponieważ, co dziwne wcale ich nie czuł. Wręcz przeciwnie, ogarnęła go przyjemna fala bezpieczeństwa.
Sęk w tym, że ręka Jaspera była lodowata, co w kontakcie z rozgrzaną skórą czarnookiego, wywoła na ciele chłopca nieprzyjemne dreszcze.
Chwila szoku minęła jednak błyskawicznie. Sekundy później Tristan poczuł, że piekący ból powoli znika, a cały stres i duszność powietrza gdzieś ulatuje. Chłopak bezwiednie przymknął oczy. Pochylił się do przodu i oparł czoło na ramieniu Jaspera.
- Lepiej? - spytał chłopak.
Tristan mruknął jedynie, nie mając wystarczająco dużo motywacji, by odpowiedzieć na to proste pytanie.
Próbował nie zaciągnąć się zapachem blondyna. Jego starania jednak spełzły na niczym.
Przysunął się bliżej do chłopaka, układając dłonie na jego klatce piersiowej i zanurzając twarz w zagłębieniu jego szyi.
Chłód Jaspera był tak znajomy i przyjemny, że Triss niemal poczuł jak zasypia w jego ramionach.
- Dziękuję - wyszeptał wreszcie.
- Nie masz za co, kochanie.
_________________________________________

Scarred Skins | j.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz