23.5|Chapter 23 pt.2

122 6 0
                                    

_________________________________________

TW: samobójstwo,
samookaleczanie, krew, sceny gore
_________________________________________

Yeah we die, we die
This life is an empty grave
We built a boat out of bones
And live like it's an airplane

- beetlejuice chill,
Life After Youth

_________________________________________

23.5|Vampires' lair
_________________________________________

Na ścianach wisiały ogromne obrazy, przedstawiające różne krajobrazy, na podłodze stały różne rośliny, każda z nich rozrośnięta i zielona.
Do uszu Tristana dotarł dźwięk pianina. Znana mu z dzieciństwa melodia napełniła go nostaligicznym wspomnieniem słuchania gry ojca.
Lacrimosa, Mozart - pomyślał instynktownie. Miał w zwyczaju za każdym razem gdy jego ojciec grał jakiś utwór, zgadywać jego nazwę i kompozytora.
Muzyka w tle jego umysłu tworzyła jakieś upiorne napięcie. Nie wiedział czy dobór utworu to przypadek, czy coś specjalnego, co miało wprawić go w jeszcze większe zestresowanie.
Lacrimosa z pewnością jest idealnie przerażającym klasycznym kawałkiem na poznanie rodziny wampirów - pomyślał ironicznie, wciskając rękę do kieszeni bluzy.
Z każdym kolejnym pokonywanym stopniem Triss czuł się coraz gorzej. Nerwowo przygryzł wargę, niemo błagając Jaspera, żeby pomógł mu się uspokoić.
Blondyn jednak zdawał się nie zauważyć tych próśb, bo nawet się nie odwrócił. Dalej szedł w górę schodów, wyraźnie skupiając się na czymś, co działo się na górze.
Wampir przeprowadził chłopaka przez kawałek korytarza i skręcił w stronę salonu.
Wszystkie ściany jakie dotąd minęli były białe lub szare, poobwieszane rysunkami, obrazami i zdjęciami. Dom robił wrażenie idealnie poukładanego, czystego, ale jednocześnie przytulnego i cichego. Akcesoria i meble były dopasowane do pomieszczeń i kolorów, w stylu dość nowoczesnym.
Architekt tego domu musiał się napracować, żeby osiągnąć taką perfekcję.
W salonie siedziała prawie cała rodzina Cullenów. Doktor Cullen i jego żona siedzieli przy ławie i grali w szachy. Rosalie i Emmett oglądali jakiś film, który wyglądał na komedię z lat 80-tych. Edward siedział przy fortepienie, a gdy tylko Tristan i Jasper znaleźli się koło niego, nagle zabrał dłonie z klawiszy, przerywając utwór w kulminacyjnym momencie.
Wszystkie oczy zwróciły się na nich.
Triss był pewien, że zaraz zemdleje. Powietrze stanęło mu w płucach, serce boleśnie obijało się o jego żebra, szum w jego głowie przybrał na sile. Chaotyczna lawina myśli zalała jego świadomość. Czuł się trochę jak intruz, tak jakby nie powinno go tu być, jakby nie powinien o nich wiedzieć.
Westchnął przeciągle, zwalczając obezwładniającą potrzebę dotknięcia blizny. Instynktownie cofnął się o krok, chowając się kawałek za blondynem i spuszczając wzrok na fakturę paneli podłogowych.
Żołądek podszedł mu do gardła. Niezręczność i zakłopotanie ogarnęły jego ciało. Nie wiedział co zrobić.
Wtedy poczuł wokół siebie przyjazną, bezpieczną aurę. Ktoś przytulił go do siebie. Zapach wanilii i orchidei ogarnął zdezorientowanego chłopaka.
Czarnowłosy spojrzał w górę, żeby zobaczyć czyjeś błyszczące włosy, a gdy ta osoba się od niego odsunełą, również jej twarz.
Pani Cullen była przepiękna. Miała matczyną, łagodną urodę, złote oczy, pełne zrozumienia, empatii i dobroci, przyjazny uśmiech i falujące, długie brązowe włosy.
- Miło mi cie wreszcie poznać, Tristan - przywitała go. Jej głos był bardzo śpiewny i dźwięczny, trochę jak głos jakiejś śpiewaczki operowej.
- Panią również - odpowiedział instynktownie brunet, uśmiechając się do kobiety.
- Mów mi Esme - poprosiła.
Triss popatrzył się na nią zszokowany. Jego wzrok powędrował do Jaspera, który uniósł kącik ust do góry w zapewniającym półuśmiechu.
To nie będzie spoufalanie się?
- Ani trochę - odezwał się Edward, wstając z krzesła i podchodząc do nich.
Czarnowłosy przytaknął zrozumiale, czując niezręczną atmosferę wokół siebie.
Esme złapała jego wolną rękę w dłonie i uśmiechnęła się do niego, trochę tak jak matka uśmiecha się do swojego dziecka, gdy przez długi czas go nie widzi.
- Jesteś głodny? Zaraz mogę Ci coś ugotować.
- Proszę się nie kłopotać - odpowiedział instynktownie, nie mogąc pozbyć się z głowy wyuczonych formuł grzecznościowych. Przestąpił z nogi na nogę. Starał się nikogo nie urazić. - Ludzkie jedzenie to chyba nie jest...wampirza specjalność...?
Rosalie parsknęła sarkastycznym śmiechem. Jej twarz wykrzywiła się w grymasie zdenerwowania.
- Świetnie! - rzuciła ironicznie. - Może następnym razem ja przyprowadzę jakiegoś człowieka, żeby nas bardziej narazić!
Pozostali Cullenowie zgromili ją wzrokiem. Emmett objął ją delikatnie ramieniem, ale dziewczyna nie wyglądała, jakby żałowała tych słów.
- Rosalie - odparł błagalnie Jasper. - Nie zaczynaj, gdy Triss tu jest...
- Myślę, że musi to wiedzieć! Zupełnie tak jak jego siostra - warknęła, wyplątując się z ramion swojego chłopaka i podeszła w stronę Trissa. - Musi wiedzieć, że nas naraża. Jeśli Vol-
- Was? - prychnął czarnowłosy, zszokowany tymi słowami. Po raz pierwszy odkąd wszedł do tego domu przestał się czuć niezręcznie, a na miejsce zakłopotania wkradł się niepokój i dziwny gniew.
- Tak - wysyczała blondynka przez zacisniętę zęby. Jej głos był przesycony jadem i irytacją - Jeśli Volturi się dowiedzą o tobie i twojej siostrze, pourywają nam głowy.
Kimkolwiek byli Volturi, Triss zdawał sobie sprawę z tego, że te słowa nie były żartem, a groźbą, która miała dużą szanse na spełnienie. Może to brzmiało niedorzecznie, ale Rosalie zdawała się być głosem rozsądku w tej sytuacji.
Blondynka zwróciła się do Jaspera. Wyprostowała się i spojrzała na niego surowym wzrokiem, a potem kiwnęła na bruneta.
- On też zginie i dobrze o tym wiesz, Jasper.
Złotowłosy spiął mięśnie, z uwagą przyglądając się swojej siostrze.
- A co mnie to obchodzi? - spytał szeptem Tristan, posyłając Rosalie obojętne spojrzenie. Poczuł jak oczy Cullenów zwracają się w jego stronę. Westchnął, czując, że nie powinien był tego powiedzieć.
Jasper mocniej ścisnął jego dłoń.
- Słucham? - warknęła blondynka, zbliżając się o krok do niego.
- Nie chce nic mówić, ale trochę za późno na jakieś zmiany... - sarknął. Poczuł niewielkie ukłucie satysfakcji, gdy zobaczył zdziwioną minę blondynki, ale to była tylko króciutka chwila. - I szczerze, jest mi to zupełnie obojętne, al-
- Triss, nie wracaj do tego tematu - przerwał mu Jasper, ale Tristan nie zamierzał go słuchać. Musiał wyjaśnić tę sprawę, zanim ona pójdzie w zapomnienie i zacznie spędzać mu sen z powiek.
- Skoro jestem w takiej sytuacji - wyszeptał, starając się zabrzmieć obojętnie - to chyba dobrze jest być gotowym na zostanie przystawką. Chyba że któreś z was może mi wykasować pamięć czy coś w tym stylu....
Złotowłosy jako pierwszy parsknął śmiechem, a reszta Cullenów po chwili do niego dołączyła.
Atmosfera stała się luźniejsza i przyjemniejsza.
Te słowa nie miały zabrzmieć jak żart, ale pomimo to Triss ucieszył się z reakcji wampirów. Uśmiechnął się pod nosem, czując, że łatwiej mu się oddycha.
- Nie martw się, nie zjemy cię - usłyszał za sobą, na co nagle podskoczył.
Alice stała za nim z charakterystycznym dla niej natchnionym spojrzeniem i ogromnym uśmiechem. Przytuliła się do Tristana, który wciąż stał zaskoczony, teraz przechylając się jeszcze bardziej w stronę Jaspera. Celia stała za nią jak zwykle stoicko spokojna, obserwująca wszystko lodowatym spojrzeniem. Jej wzrok stał się cieplejszy, gdy dziewczyna zobaczyła zdezorientowanego bruneta.
Czarnowłosy nie miał zielonego pojęcia jakim cudem nie usłyszał jak wampirzyce do niego podchodzą.
- Dobrze wiedzieć - mruknął, wywijając się z mroźnych objęć Alice i uśmiechając się, żeby ukryć gęsią skórkę i niewygodne uczucie ludzkiego dotyku na skórze.
Celia przybiła mu żółwika, potem piątkę w obie strony i beczkę - powitanie, które jakiś czas temu przypadkiem ustalili między sobą.
Jasper zaśmiał się na ten gest i powolnie puścił rękę Tristana.
Czarnowłosy odwrócił się w jego stronę, chcąc z powrotem złapać jego dłoń, ale blondyn stał poza jego zasięgiem. Skonsternowany brunet popatrzył się na niego pytająco, ale nic nie powiedział. Nie musiał, bo właśnie zorientował się o co chodzi. Usilnie starał się nie pomyśleć o tym, ale było za późno. Obleciał jego sylwetkę wzrokiem, nieudolnie próbując nie zachłysnąć się powietrzem.
Koszulka wampira była tak mokra od mgły, że przyklejała się do jego ciała podkreślając jego mięśnie. Żeby tego było mało Jasper posłał mu uwodzicielski uśmiech i zniknął za rogiem.
Jak mogłem wcześniej tego nie zobaczyć? - spytał sam siebie w myślach, nie mając energii aby martwić się, że Edward wszystko usłyszy.
- Pachniesz jak Jazz - ten głos sprawił, że Triss podskoczył na swoim miejscu i gwałtownie odwrócił się w stronę dziewczyny. Jego oddech nagle się urwał, a serce zabiło szybciej.
Ceila pochylała się nad nim z odrobinę wrednym, ale rozbawionym wyrazem twarzy. Miała ręce splecione za sobą, a w jej tonie można było wyczuć prowokację.
Dopiero wtedy czarnowłosy zorientował się co przed chwilą powiedziała rudowłosa. Poczuł zakłopotanie i rumieńce, wpływające mu na twarz. Sięgnął dłonią do kołnierza bluzy i odciągnął go od swojej szyi, trochę jakby chciał udowodnić swoje argumenty.
- To jego bluza - wytłumaczył spokojnie, choć jego serce waliło jak oszalałe.
- Zimno ci?
- Teraz już nie tak bardzo, ale na dworze rzeki zamarzają.
Celia wyprostowała się.
- Pokazać ci sztuczkę? - zapytała, uśmiechając się w dziwny sposób. Chłopak nie wiedzieć czemu przytaknął. - Daj rękę.
Tristan zmarszczył brwi i rozejrzał się po pokoju. Edward stał przy swoim fortepianie, wlepiając wzrok w czarnowłosego i starając się zapewne odczytać jego myśli. Rosalie wróciła do Emmetta, który teraz obejmował jej talię ramionami i od czasu do czasu szeptał coś do niej. Carlisle i Esme stali w podobnej pozycji, ale bliżej Trissa. Obydwoje pokiwali głowami, zachęcając nastolatka do wypełnienia tego polecenia.
Tristan wolałby stać w tej sytuacji koło Jaspera, wrazie gdyby ta sztuczka miała się okazać nieprzyjemna. Blondyn jednak wciąż nie wrócił, więc Triss chcąc nie chcąc posłuchał prośby.
Wyciągnął rękę do przodu. Celia przyłożyła końce palców do palców chłopaka. Przez dłoń bruneta popłynęła fala ciepła, która powoli rozchodziła się dalej, ogrzewając jego ciało.
- Ale jazda! - szepnął zdumiony nastolatek, patrząc najpierw na Celię, a potem na resztę Cullenów.
- Prawda? - przyznała z dumą Alice i podeszła do dziewczyny. Stanęła przed nią, z uśmiechem pocałowała kącik je ust i oparła się o nią.
- To jeszcze nie wszystko... - przyznała Celia tajemniczo.
Triss poczuł jak ciepło zanika. Cofnął rękę i przyciągnął ją do siebie, czując jak opuszki jego palców zaczynają piec. Syknął instynktownie, spoglądając na zaczerwienioną skórę. Na jego palcach pojawiła się fioletowawa plama poparzenia, które już kiedyś widział. Ręka wampirzycy była lodowata, niemal jak suchy lód, zbyt długo trzymany w dłoni.
Celia zarechotała. Wyglądała teraz trochę jak czarny charakter bajki Disneya.
- Nadawałabyś się na krioterapeutkę - wymamrotał, pocierając skórę na palcach, żeby choć trochę zmniejszyć ból.
- I grzejnik przy okazji - dodał Emmett. Rudowłosa wywróciła oczami, ale mimo to nie przestała się uśmiechać.
- To jeszcze nie wysztko - dodała konspiracyjnym tonem. Triss już tak bardzo jej nie ufał, więc wciąż przyciągając ręce do siebie popatrzył co robi. Odsunęła się od Alice, ale dosłownie o kilka centymetrów. Rękę wyciągnęła do przodu i wpatrzyła się w nią jak w obraz. Przez sekundę nic się nie działo, ale później jej skóra zaczęła mienić się na żółto. Nim Tristan mrugnął, po powierzchni jej dłoni zaczęły tańczyć języki ognia.
Nawet z odległości metra chłopak czuł ich znajome ciepło.
- Wow - wyszeptał zaskoczony. Zafascynowany wyciągnął dłoń, by przesunąć palce nad płomieniami i obserwować, jak uciekają. Niestety wampiry najwyraźniej nigdy nie widziały jak ludzkie dzieci grają w unikanie płomienia świeczki, bo wszyscy momentalnie syknęli. Celia zamknęła dłoń, zduszając płomienie.
- To już dwa z triady - szepnął do siebie, zapominając, że Cullenowie nie byli przyzwyczajeni do jego typowych zachowań i żartów. Popatrzyli się na niego jak na kogoś ułomnego. - Triada McDonalda. - wyjaśnił, ale najwyraźniej nikt nie zrozumiał. Pomyślał o wytłumaczeniu i niemal odrazu usłyszał, jak Edward parska śmiechem. Najwyraźniej niesłyszalnym dla człowieka szeptem wytłumaczył ten żart, bo reszta pokracznie się uśmiechnęła.
Tristan nie wiedział, czy Celia się na niego przypadkiem nie obraziła. Carlisle natomiast szepnął jakieś słowa aprobaty.
- Skoro już się znamy i wiemy, że coś z nami nie tak - zaczęła Rosalie, zwracając uwagę wszystkich w pokoju - chcę wiedzieć, czy Bella ci o nas powiedziała?
- Nie. A powinna? - odpowiedział w pełni szczerze, wpatrując się w blondynkę. Dziewczyna pokiwała przecząco głową.
- W takim razie skąd wiesz? - spytał Edward, siadając na krześle przy fortepianie.
- Też chciałbym wiedzieć - wyraził się Jasper, który właśnie w tym momencie zszedł z powrotem na dół. Stanął za Trissem i złapał go za rękę, po czym poprowadził go do kanapy. Sam usiadł po jego lewej stronie. Reszta rodziny zajęła miejsca, w których siedzieli przed przyjściem Trissa. Tylko Celia i Alice, których tu wcześniej nie było, wybrały miejsce po drugiej stronie kanapy.
Brunet schował ręce do kieszeni bluzy, żeby ukryć jak skrobie skórki wokół paznokci. Oparł się o poduszki sofy, rzucając przelotne spojrzenie na blondyna.
Siedział w rogu twarzą zwrócony do Trissa, z rękami na oparciu i nienagannie wyprasowaną, tym razem granatową koszulką.
- Nie chcę was obrażać, ale od początku wydawaliście się dziwni... - zaczął niepewnie czarnowłosy, krzyżując nogi w taki sposób, żeby uniemożliwić sobie stukanie czubkami butów o podłogę w kolejnym nerwowym gescie. - Jesteście trochę zbyt podobni do siebie jak na adopcyjną rodzinę i w dodatku aż nierealnie piękni - dodał, przyglądając się każdemu z Cullenów. - Szczerze mówiąc byłem pewien, że należycie do jakiejś sekty...
Siedzący koło chłopaka wampir wybuchnął cichym śmiechem.
- Pff, serio? - prychnął teatralnie Emmett, na co Tristan odwrócił się do niego i popatrzył prosto w jego pełne rozbawienia oczy.
- Dziwicie się? - spytał niedowierzając. - Błagam! to całe: "wszystko zostaje w rodzinie"- mruknął, kreśląc w powietrzu cudzysłów. - To że unikacie słońca i znikacie gdy tylko się pojawia, macie identyczne oczy, jesteście tak samo bladzi. A w dodatku ta "specjalna dieta", która polegała na nie jedzeniu niczego jest trochę przesadnie anorektyczna. Żaden zdrowy na umyśle dietetyk by jej nie wymyślił. - zakończył ironicznie, chowając ręce z powrotem do kieszeni.
- I na podstawie tego stwierdziłeś, że jesteśmy wampirami?
- Oczywiscie, że nie! - parsknął chłopak. - Najpierw okazało się, że Issie niezbyt zna się na odkrywaniu sekretów i-
- Myślałam, że niczego ci nie powiedziała - przerwała mu zdenerowana Rosalie. Blondynka zmarszczyła brwi i spojrzała na całą swoją rodzinę tak, jakby chciała powiedzieć: "miałam rację, nie można im ufać".
- Ona nie - sprostował sztywno Triss, starając się wytrzymać nienawistne spojrzenie dziewczyny. - zrobiła to jej wyszukiwarka.
- Grzebałeś jej w komputerze? - oburzył się Edward. Wstał z miejsca i popatrzył na Trissa tak, jakby nagle chciał bronić prywatności swojej dziewczyny, choć sam łamał jej zasady.
- Nie grzebałem, tylko pożyczyłem i to za jej pozwoleniem - usprawiedliwił się tak, jakby to było oczywiste. - To nie moja wina, że Issie nie wie co to tryb incognito i cała historia wyszukiwarki była widoczna. Szczerze to z początku nie zaprzątałem sobie tym głowy, dopiero niedawno mi się przypomniało. Potem przeczytałem raport z sekcji Waylona i tego ochroniarza...
- Jakim cudem ktoś Ci to dał do ręki? - przerwał mu Jasper, odwracając się gwałtownie w jego stronę i ściągając brwi.
Tristan popatrzył na niego z pewną dozą pewności siebie i sarkazmu.
- Powiedziałem, że przeczytałem, co nie oznacza, że ktoś dał mi to przeczytać - stwierdził sztywno, dumny z siebie i swojego zachowania.
- To jak ci się to udało?
- Charlie bywa roztargniony i niepoukładny, więc zostawia najważniejsze rzeczy na widoku, by łatwo mógł je później znaleźć. a ja lubię wiedzieć wiele rzeczy o wielu rzeczach i nie mam filtra jeśli chodzi o wtykanie nosa w nie swoje sprawy - wyjaśnił z durnym uśmiechem na ustach, wciąż patrząc na zdziwionego blondyna. - najzwyczajniej w świecie przeczytałem te raporty, gdy czekałem aż Charlie ogarnie się przed pogrzebem Waylona - stwierdził i przekrzywił głową w bok, starając się przypomnieć sobie zapiski z sekcji. - Były dość... niepokojące i nietypowe jak na standardy kryminalne, ale wciąż mniej obrzydliwe niż co poniektóre okropieństwa morderców. - dodał ściszonym głosem. - Wtedy jakoś nie połączyłem ze sobą faktów.
- Więc kiedy odkryłeś prawdę? - dopytał Jazz.
- W szpitalu - mruknął chłopak, wyrywając się z dziwnego transu. - Gdy byliśmy w Angeles tej samej nocy, której - zawahał się, nie wiedząc do końca czy wszyscy Cullenowie mieli świadomość co się stało - się spotkaliśmy, znalazłem w księgarni jakiś bestiariusz. Wiecie syreny, krasnale, wilkołaki i tym podobne - mruknął. - zabrałem go ze sobą, sam nawet nie wiem dlaczego. Z nudów go przeczytałem i natrafiłem na opis jednego z was - westchnął przeciągle i nerwowo poprawił włosy. - Może to głupie, ale z przerażenia zamiast zostawić ten temat i zająć się życiem uznałem, że chce wiedzieć więcej. Poczytałem trochę i okazało się, że dużo waszych cech i cech postaci z legend się pokrywa. Zdałem sobie sprawę, że czytałem fakty z tej samej strony, która znalazłem w historii wyszukiwania na komputerze Belli, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że to bardzo prawdopodobne, że jesteście wampirami. A dodatkowo przypomniało mi się, że kiedyś mój dziadek mi o was opowiedział - podniósł wzrok na zamyślonego Carlisle'a. - Podobno was znał.
- Raczej niemożliwe - odpowiedział doktor, opierając się o fotel i obejmując ramieniem talię żony. - Byliśmy tu zbyt dawno temu, żeby ktoś jeszcze nas pamiętał.
- Wątpię, żeby to był ktoś inny - przyznał zupełnie szczerze. Przypomniał sobie co dokładnie mówił mu dziadek, a potem co opowiedział mu Jasper. - Nigdy nie zdradził mi waszych imion, powiedział tylko, że była was piątka - 3 mężczyzn i 2 kobiety, więc...
- Bez Jaspera, Alice i Celii liczba i płeć się zgadza - zauważył Carlisle z niedowierzaniem.
- Poza tym skoro większość wampirów zabija ludzi, napewno niezbyt wielu z nich może się poszczycić posadą lekarza.
- Chyba pamiętam twojego dziadka - wtrącił się Edward. - Był dziwnym dzieciakiem, bardzo podobnym do ciebie. Też miałem problemy z czytaniem mu w myślach.
Tristan zamyślił się na moment, przypominając sobie Abe'a. Fakt, byli bardzo podobni, zwłaszcza jeśli chodziło o tok myślenia. Dogadywali się bez słów, pamiętali wiele rzeczy, choć Alzheimer zrobił swoje i wymazał dużą część wspomnień mężczyzny. Mimo to myśleli niemal identycznie, mówili w podobny sposób, lubili te same rzeczy.
- Naprawdę nas pamięta? - spytała z niedowierzaniem Esme.
- Pamiętał - szepnął Triss, wciąż myśląc o mężczyźnie. Poczuł w sercu ukłucie smutku i żałoby. Łzy napłynęły mu do oczu na wspomnienie tego, co zrobił. Tego jak zmarł jego ojciec, z którym był tak blisko, a potem jego ukochany dziadek, który był jedynym jego wsparciem - Nie żyje od 10 lat...
Czarnowłosy westchnął, tamując spływającą mu po twarzy łzę. Starł ją z policzka ściągaczem rękawa i skulił się trochę bardziej na kanapie. Ktoś odgarnął mu włosy z czoła, więc odwrócił się w jego stronę.
Jasper uśmiechał się do niego pocieszająco, dobrze wiedząc co Tristan przeszedł w swoim życiu. Blondyn szepnął tylko ledwie słyszalne: "wszystko w porządku?", na które Triss kiwnął głową i uśmiechnął się na potwierdzenie.
- Nie przeraziło cie to, co odkryłeś? - spytała Celia, wyraźnie chcąc zmienić temat.
- Jasne że mnie przeraziło - prychnął chłopak, jakby to było oczywiste. - W końcu nie na codzień uznaje się własnych znajomych z mordercze bestie. Zwłaszcza, że nie byłem niczego pewien na 100%.
- Dlatego tak dziwnie się zachowywałeś wieczorem? - zapytał Jasper, jeszcze raz poprawiając włosy Trissa.
- Tak - przyznał. - Lepiej jest wiedzieć, że ktoś może cię zabić, niż zastanawiać się i mieć złudną nadzieję, że nie jest w stanie tego zrobić.
- Nikt z nas cię nie skrzywdzi - zapewnił go blondyn.
- Wiem to, Jazz, ale nie możesz mnie winić za to, że się tego obawiałem. - Odwrócił się do chłopaka i zabrał jego dłoń z swoich włosów. - A wy wiedzieliście, że wiem?
- Mogliśmy się jedynie domyślać - wyjaśnił Edward. - Bella powiedziała nam, że prędzej czy później poskładasz układankę. Dziś twoje myśli były tak chaotyczne, że nie mogłem ich zrozumieć, ale mignęło mi coś o morderstwie...
Triss zaczął instynktownie bawić się palcami Jaspera, aby trochę się uspokoić. Nie chciał przyznawać na głos, iż myślał że blondyn go zabije. To by było niezręczne.
Zacisnął usta w wąską linię, niezbyt wiedząc co robić.
Złotowłosy posłał mu kolejny niewielki uśmiech. Wiedział, że coś było nie tak, wiedział to w tamtym momencie, gdy stali na podjeździe. Domyślił się, że Tristan odkrył prawdę. Ale teraz nie wydawał się być dotknięty tym faktem.
- Widziałam cie w jednej z wizji - przyznała Alice, zwracając się twarzą w stronę czarnowłosego.
- Myślałem, że nie możesz mnie zobaczyć.
- Nie zawsze mogę. Czasem widzę cie niewyraźnie, czasem moje wizje się urywają - wytłumaczyła dziewczyna. - Ta była podobna. Widziałam jak z kimś się pobiłeś, ale zanim ktoś wam przerwał wizja się urwała.
Tristan popatrzył się na podłogę. Przypomniał sobie pobyt w szpitalu: noc, podczas której odkrył prawdę, niepokój, który ogarniał każdą kolejną minutę wizyty, strach, paranoję, chaotyczne, destrukcyjne myśli, przywidzenia, szepty, krzyki - wszystko to zlewało się w jedną całość, plamę, którą pamiętał jako zlepek bezsennych godzin i przerażenia. Pamiętał plan, który wymyślił by w końcu mieć spokój.
- Naprawdę się z kimś pobiłeś? - zapytał odrobinę zirytowany i zmartwiony Jazz.
- To za dużo powiedziane - mruknął, przecierając palcami bliznę na szyi. - Ale Max czy jak on tam się nazywał zdał się na medal, a ja nawet nie musiałem go do niczego przekonywać.
- Chciałeś, żeby Ci skrzywdził? - wyszeptał blondyn, nie do końca rozumiejąc tę sytuację.
- Chciałem mieć spokój, choćby kilka minut snu i ciszy - wyznał Triss, nie przestając patrzeć na podłogę. - Znam ten kurwidołek na wylot i wiem jak dostać to, czego potrzebuję, więc żal było tego nie wykorzystać.
- Czyli dałeś się pobić?
Czarnowłosy przytaknął powolnie.
- W pewnym sensie tak, choć raczej uznał bym, że pozwoliłem się zaatakować - zaczął relacjonować obojętnym tonem. - Max ma problemy z agresją, więc zakładam, że wystarczyło krzywe spojrzenie, żeby wytrącić go z równowagi. Nie pamiętam co on zrobił, ani co ja zrobiłem. W sumie to pamiętam dopiero pokój na oddziale. - westchnął ciężko, przecierając oczy. - Na szczęście uznali mnie za nieszkodliwego, więc nie musiałem leżeć przywiązany do łóżka, w przeciwieństwie do Maxa - kontynuował, a jego głos brzmiał pusto. Sam zdziwił się jak bezemocjonalne były jego słowa. - Kazali mi tam zostać. Dali mi coś przeciwbólowego i coś na sen. Zawsze to robią, ale wątpię żeby to komukolwiek przeszkadzało - zatrzymał się na chwilę i ściągnął brwi. - Żadnych ludzi, żadnych rozmów, zero bólu. Czujesz się trochę tak, jakbyś pływał w nicości. Niczego nie czujesz, nie musisz się martwić. Dopóki jest przytomny jeszcze coś widzisz, ale później poprostu zasypiasz - uśmiechnął się łagodnie. - To całkiem miłe uczucie. Wciągające i milion razy lepsze od zioła. A przynajmniej dopóki trwa. Gdy się kończy wracasz do tej samej męczącej, nudnej rzeczywistości.
Tristan nie miał więcej siły, ani ochoty by patrzeć teraz na Cullenów. Dobrze wiedział jak mu współczują, jak zdziwieni są, jak niezrozumiała dla nich była ta sytuacja. W końcu żadne z nich nie spało, nie było nastolatkiem z problemami, nie mogło tak naprawdę go zrozumieć.
Łzy napłynęły mu do oczu, ale on nie miał siły, aby je wytrzeć. Wciąż czuł jak jego mięśnie są bezwładne, jakby nie mógł nimi poruszyć. Jego serce biło wolno, ale boleśnie. Kości jego mostka strzykały nieprzyjemnie pod jego skórą z każdym oddechem.
Kątem oka widział Jaspera, który z troską wpatrywał się w niego. Wyglądał jakby chciał mu pomóc, uspokoić go, ale tylko siedział bez ruchu na swoim miejscu, wyraźnie nie wiedząc co dokładnie zrobić. Dopiero po chwili przysunął się do chłopaka, odgarnął mu włosy z twarzy i założył je za jego ucho. Położył dłoń na szyi Trissa, tak aby zakryć chłodnymi palcami bliznę.
- Miałeś wtedy koszmar, prawda? To też widziałam.
Chłopak przytaknął ospale.
- Wiedziałeś w nim nas?
Czarnowłosy przez kilka sekund nie wiedział o co chodziło. Był zbyt skupiony na Jasperze, na jego chłodzie, spokoju i poczuciu bezpieczeństwa.
- Nie jestem pewien... - mruknął, przybliżając się do blondyna i opierając się o niego. Chłonął każde spojrzenie, dotyk i kawałek uwagi wampira.
- Nie pamiętasz ich?
Tristan westchnął, mimowolnie starając się przypomnieć sobie ostatnie koszmary.
- Nie wszystkie i nie zawsze... - wyszeptał, odwracając wzrok od blondyna.
Wróciło do niego niewyraźne wspomnienie.
Stał w ciemnym lesie, wokół szumiały drzewa, wiatr był zimny. Pomiędzy pniami w czerni pojawiła się para wściekłych, szkarłatnych oczu. Szepty w jego głowie układały się tylko w jedno słowo: u c i e k a j, ale on nie potrafił się ruszyć. Strach zjadał go od środka, serce waliło w jego piersi jak młot. Z ciemności wyszła postać, której twarzy nie pamiętał, a za nią kolejna, i kolejna, i kolejna, niczym gwardia cieni o czerwonych oczach. Jedna z nich wyszła na przód, a gdy skręciła, wokół rozległ się wrzask. A potem kolejny i kolejny, i kolejny. Pomiędzy następnymi krzykami rozlegał się plusk, aż w końcu chłopak poczuł jak jego buty stają się mokre, ale nie mógł, nie potrafił się rozejrzeć, by sprawdzić co się dzieje. Dopiero gdy ktoś wrzasnął po raz ostatni, a mordercy ustawili się w linii, nastolatek w końcu spojrzał w dół. Nie stał już na ziemi, ale w stawie po brzegi wypełnionym krwią. Gdy rozglądał się dookoła, widział pływające trupy, ucięte głowy i kończyny, twarze wykrzywione w agonalnym bólu. Obrzydzenie, rozpacz i przerażenie zaczęły powoli odbierać mu dech w piersi, gdy w pływających zwłokach rozpoznał swoją rodzinę, przyjaciół, znajomych. Upadł z głuchym pluskiem prosto w krew, szkarłat ubrudził mu ręce i ubrania. Jedna z postaci podeszła do niego, rozchlapując krew wokół siebie, tworząc w niej fale. Czerń falowała, wydawała z siebie ciche syczenie, gdy postać przykucnęła koło niego, pochyliła się nad jego twarzą i z rozbawieniem wyszeptała: u c i e k a j! Potem po jego ciele rozlał się palący ból, a resztka kontroli nad mięśniami uleciała. Postać odsunęła się od niego z uśmiechem, na jej śnieżnobiałych zębach pozostały plamy czerwieni. Chłopak upadł w szkarlatne jezioro. Krew zaczęła lać się do jego gardła, płuc, dusząc go, zalewała jego umysł, zmysły, pachniała metalem. Czas przestał się liczyć, godziny, może nawet dni mijały, a on wciąż umierał, topił się w krwi ludzi, których znał i kochał. A gdy ostatni płomień życia uleciał z jego ciała, gdy był pewien, że już nidgy więcej nie będzie cierpiał - obudził się z krzykiem na ustach.
- Zawsze są tak czerwone? - zapytał szeptem Edward.
To pytanie wywróciło umysł Tristana do góry nogami. Nie chciał się zastanawiać czy w jego koszmarach tak często pojawia się krew, ale mimo to do jego świadomości zaczęły wdzierać się dawne wspomnienia.
Zimno kafelków, na których leżał ubrudzonych jego krwią, robiło się nie do zniesienia. Jego skóra szczypała, świat rozmazywał się przed jego oczami. Powinien był kogoś zawołać, ale dobrze wiedział, że to dokładnie to, na co zasłużył. Powinien był bardziej się postarać i odejść, a teraz jego umysł raczył go koszmarami o swojej porażce.

Scarred Skins | j.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz