35|Chapter 35

106 8 3
                                    

_________________________________________

I don't wanna be your friend,
I wanna kiss your lips
I wanna kiss you until I lose my breath

- I wanna be your girlfriend,
Girl in red

_________________________________________

35|Night-time

_________________________________________

Mercedes powoli sunął po ulicach miasteczka.
Brunet siedział, a raczej pół leżał na fotelu pasażera, plecami oparty o drzwi. Opatulony w za dużą marynarkę, z włosami opadającymi na twarz, nogami podwiniętymi pod siebie i twarzą zwróconą w stronę wampira. Złamaną rękę trzymał blisko siebie, a drugą przełożył przez podramiennik samochodu, by móc trzymać blondyna za dłoń. Uśmiech nie schodził mu z ust, tętno podnosiło się za każdym razem, gdy pomyślał jakie ma szczęście.
Wampir, ledwie skupiony na drodze, przez zdecydowaną większość czasu rzucał mu radosne spojrzenia.
Dość długo stali na szczycie góry w swoich ramionach, bujając się w rytm muzyki, której żaden z nich tak naprawdę nie słyszał. Spędzili tam tyle czasu, że Jasper musiał oddać Tristanowi swoją marynarkę, bo chłopak zaczął trząść się z zimna.
Mercedes zatrzymał się na poboczu.
Czarnowłosy niechętnie się podniósł i posławszy blondynowi błagalne spojrzenie, wysiadł z samochodu. Nie minęła nawet sekunda, a już poczuł jak Jasper przerzuca ramię przez jego barki i przyciągaja go do siebie.
Posłał mu jednostronny uśmiech.
Triss wdrapał się na dwa pierwsze schodki ganku i odwrócił do wampira. Był teraz o kilka centymetrów wyższy, więc położył mu dłonie na ramionach.
Uśmiechnął się, a ślad rumieńca naznaczył mu policzki. Delikatnie odgarnął Jasperowi włosy z oczu.
Blondyn złapał przegub nadgarstka chłopaka w dłoń, a drugą wcisnął do kieszeni spodni.
- Chcesz wejść? - zaczął Triss po dłuższej chwili milczenia.
- Nie, skarbie. Już prawie północ - odparł, na co brunet wykrzywił usta w podkówkę.
- Było świetnie. Naprawdę. To chyba najlepszy wieczór mojego życia. Nie, na pewno najlepszy wieczór mojego życia.
- Schlebiasz mi - zaśmiał się wampir, rysując kciukiem kółka na wierzchu dłoni Trissa. - Choć trudno się nie zgodzić. Pierwsze miejsce w rankingu.
Tristan zachichotał.
- Ktoś na nas patrzy? - spytał niepewnie po chwili milczenia.
- A co? Wstydzisz się mnie?
Czarnowłosy westchnął, przesuwając dłonie tak, by móc złapać wampira z policzki. Pogłaskał bliznę nad jego brwią, z powagą patrząc mu w oczy.
- Nigdy.
- Ale nie chcesz, żeby ktoś o nas wiedział? - mruknął odrobinę zawiedziony Jasper, trochę jakby wcale nie zadawał pytania.
- Chcę, żeby o nas wiedzieli. Najlepiej, żeby cały świat o nas wiedział. Poprostu... Wolę im powiedzieć... Wiesz, chyba nie wiedzą, że jestem...
Blondyn parsknął śmiechem i przygryzł wargę.
- Wiedzą, Tristan. Uwierz mi, wiedzą.
- Mówiłeś im? - oburzył się, marszcząc brwi.
- Nie musiałem. Maddie i Roderick od dłuższego czasu są pewni, że ze sobą chodzimy.
Triss zacisnął usta w wąską linię.
- Potwierdziłeś?
- Nie - przyznał wampir szczerze. - Ale jeśli teraz spytają, nie zaprzeczę. Nawet nie myśl, że spróbuję. Nie patrz się tak na mnie. Jeśli ktoś spyta, pochwalę się, że jesteś moim chłopakiem.
Brunet łagodnie się uśmiechnął, czując jak twarz i uszy mu się grzeją. Chmara motyli zaczęła fruwać w jego żołądku.
- Ładnie to brzmi...
Jasper pokręcił z rozbawieniem głową.
- Jeśli nie przestaniesz być uroczy, to zejdę na zawał... - mruknął, na co Triss zachichotał. - No dobrze, wracaj do domu, bo inaczej twój brat mnie znienawidzi i tyle z tego będzie.
Wyciągnął rękę i owinął krawat Tristana wokół palców, po czym pociągnął za niego, by ich twarze znalazły się na tym samym poziomi i wpił się w jego usta.
- Zostaw otwarte okno. Może później przyjdę... - wymamrotał, gdy już się od siebie odsunęli. Cmoknął Trissa w rozgrzany policzek i ostatni raz dał się przytulić, po czym skierował się do samochodu.
Brunet obserwował jak idzie po podjeździe, jak jego mięśnie pracują pod materiałem białej koszuli i jak włosy rozwiewa mu wiatr.
Jasper posłał mu oczko tuż przed wejściem do Mercedesa i prawie odrazu ruszył, jakby nie mógł doczekać się powrotu.
Tristan jeszcze przez chwilę stał na podjeździe, obserwując jak samochód znika za drzewami, ale w końcu wrócił do domu. Zamknął za sobą drzwi, a buty zostawił w sieni.
Nie był pewien czy wszyscy śpią, więc starał się nie narobić hałasu, co mu niezbyt wychodziło, bo dłonie mu się trzęsły. Gdy wyszedł na korytarz, usłyszał grający telewizor, więc pewnie Rod i Meri oglądali jakiś film. Musieli go usłyszeć, bo brat zawołał chłopaka do salonu.
Jakiś tandetny horror leciał w telewizji. Roderick, rozłożony na kanapie z jedną ręką na oparciu, wpatrywał się w ekran jak w transie. Meredith, opatulona w koc w szkocką kratę, opierała się o jego ramię i zapewne prawie spała. Rozbudziła się, gdy Triss wszedł do pokoju. Podniosła głowę z oparcia i popatrzyła się na niego. Jej przepełnione zmęczeniem oczy i rozczochrane włosy mówiły, że szczerze wolałaby już spać.
- Jak było? - spytała ze śpiącym uśmiechem, jej głos był chropowaty.
- Fajnie - odparł brunet, zakładając ręce na piersi i oparł się o framugę drzwi.
Roderick w końcu oderwał się od TV i obleciał go od góry do dołu z lekka prześmiewczym spojrzeniem. Uśmiechnął się wścibsko i poprawił okulary, spadające mu z nosa.
- Tylko fajnie?
- Bardzo fajnie - mruknął Tristan, wbijając onieśmielony wzrok w panele podłogowe.
- Tak fajnie, że musiałeś mu ukraść garniak? - zażartował szatyn.
Triss przewrócił oczami, ale nie mógł powstrzymać uśmiechu, wpływającego mu na twarz.
- Mercedesa nie mogłem na siebie założyć - zauważył z przekąsem.
Rod i Meri parsknęli śmiechem. Pan Jingles, który najwyraźniej właśnie zorientował się, że brunet wrócił do domu, podreptał w jego stronę i usiadł przy jego nogach, domagając się atencji. Tristan podniósł go z ziemi i położył sobie na ramionach, żeby nie musieć klęczeć przy głaskaniu.
Czarnowłosy zaczął się zbierać do pójścia na górę. Musiał się trochę ogarnąć i wziąć prysznic w razie gdyby Jasper naprawdę zdecydował się przyjść. Odwrócił się na pięcie i już miał wychodzić, gdy usłyszał za sobą głos Roda:
- Triss?
- Hmm? - spytał, patrząc na brata.
Szatyn, ktory dotąd był skupiony na ekranie, delikatnie się okręcił, by nie strącić głowy Merie z ramienia i popatrzył na brata. W jego oczach kryło się coś dziwnie tajemniczego i surowego, co kontrastowało z uśmiechem na jego ustach.
- Gratuluję - wyszeptał. Twarz Tristana zapłonęła. - Jasper to dobry chłopak, ale i tak na siebie uważaj...
Czarnowłosy przez ułamek sekundy zastanawiał się, czy Roderick nie wie przypadkiem o wampirach, ale ta myśl szybko wyleciała mu z głowy. Poprostu się martwił i nie musiało mieć to związku z supernaturalnymi sprawami.
- Jasne. Dobranoc - uśmiechnął się delikatnie. - Kradnę kota.
Wbiegł do swojego pokoju, uważając na zwierzątko w rękach. Postawił Pana Jinglesa na jego ulubionym miejscu na krańcu łóżka. Zdjął marynarkę blondyna z ramion i powiesił ją na krześle przy biurku, wygładzając ją z wszelkich zagnieceń.
Pokój był czysty, bo dziś go sprzątał, ale tym razem musiał być wręcz idealny. Zabrał papiery z podłogi, poprawił drobiazgi na biurku, książki na półkach, wszystkie możliwe kwiatki i zeszyty. Rozejrzał się dokoła, by upewnić się, że wszystko jest na miejscu i zdecydowawszy, że lepiej być nie może, zabrał ciuchy na przebranie i poszedł wziąć szybki prysznic. Wyszczotkował zęby, umył twarz i naciągnął ochraniacze na przedramiona, po czym złożył ubrania i wyszedł z dusznej łazienki.
Serce waliło mu w piersi, gdy wbiegał na górę do pokoju, bo miał szczerą nadzieję, że zastanie blondyna w środku. Mylił się, bo sypialnia wyglądała tak samo, jak gdy ją opuszczał. Tylko Pan Jingles przeszedł z łóżka na parapet.
Uchylił okno i poszedł do garderoby. Odwiesił garnitur na miejsce, zebrał porozwalane ubrania z podłogi, a potem złożył je i ułożył na półkach.
Jeszcze jakiś czas temu nie lubił przebywać w garderobie, głównie z powodu pudła, stojącego pod stertą ciuchów - wypełnionego wszystkimi wspomnieniami o jego najlepszym przyjacielu. Teraz jednak, gdy pożegnał się z Theo i pozbył się bolesnych pamiątek, perspektywa zobaczenia pozostałych przedmiotów go nie przerażała. A nawet była dla niego ekscytująca - może w końcu zostawił to za sobą?
Może Callahan miał rację - spalił za sobą mosty, zostawił przeszłość w tyle i teraz jego serce było wolne dla kogoś innego? Choć jednak tu się mylił - było zajęte, ale nie przez Theo. On był tylko duchem przeszłości, teraz liczył się tylko Jasper.
Prychnął pod nosem i wszedł do pokoju.
- Hej.
Tristan aż podskoczył w miejscu.
Jasper stał tuż koło okna, a światło, które świeciło za nim, prześwietlało go tak, że ledwie widać było rysy jego twarzy. Miał na sobie zwykłą, ciemną koszulkę i dresy, a włosy porozwiewane na cztery strony świata.
- Matko Święta, zawału przez ciebie dostanę - warknął teatralnie Triss, chwytając się za serce.
Blondyn zaśmiał się pod nosem, wyciągając jednocześnie ręce przed siebie. Czarnowłosy bez zastanowienia do niego podszedł i dał się przytulić. Wcisnął twarz w jego koszulkę, żeby napawać się jego zapachem.
- Nigdy wcześniej nie widziałem cie w związanych włosach - szepnął Jasper, na co Triss niemal odrazu od niego odskoczył i dotknął swojej fryzury.
Faktycznie, związał włosy by nie zamoczyły się podczas prysznica i wciąż nie rozwiązał kitki. Zrobił to teraz, ale wampirowi najwyraźniej się to nie spodobało. W ułamek sekundy znalazł się tuż przy nim, wyciągnął gumkę z jego palców i delikatnie przeczesał czarne kosmyki. Pewnie swoje często związywał, bo wyraźnie wiedział co robić, ale chyba nigdy nie próbował tego na kimś innym, bo przez dłuższą chwilę nie mógł sobie poradzić. Gdy skończył, odgarnął te krótsze pasma włosów z twarzy chłopaka, a potem położył dłoń na jego policzku. Drugą ręką chwycił Trissa w talii, żeby przyciągnąć go bliżej.
- W końcu widzę twoje oczy - zauważył cicho, gładząc skórę chłopaka kciukiem.
Tristan niezbyt wiedział co się dzieje, ale nie było mu to do szczęścia potrzebne. Najważniejsze było to, że był blisko Jaspera, że mógł go dotknąć, posłuchać jego głosu i poczuć jego zapach. Stanął na palcach, żeby móc pocałować bliznę na obojczyku wampira - tę szramę, która zawsze zwracała jego uwagę.
Blondyn westchnął przez nos.
- Od dawna chciałem to zrobić...- przyznał szeptem.
- A ja od 11 sekund chcę, byś zrobił to ponownie - mruknął Jasper. Oczy miał na wpół przymknięte, a na jego ustach gościł prowokacyjny uśmieszek.
Triss przewrócił oczami, żeby przed samym sobą ukryć gorąco ciała, ale posłuchał tego zakręconego polecenia. Zarzucił wampirowi ręce na szyję i skrzyżował mu je na karku. Pocałował ślad po ugryzieniu na jego szyi, a potem zaczął piąć się drobnymi pocałunkami w górę. Czuł na rozgrzanych policzkach gładką skórę Jaspera, jego chłodny oddech łaskotał go w szyję.
Blondyn westchnął przeciągle. Położył Tristanowi dłoń, którą wcześniej trzymał go za policzek, na łopatkach i zaczął sunąć palcami wzdłuż jego kręgosłupa, wywołując falę dreszczy.
- Wciąż nie mogę uwierzyć w to, jakie mam szczęście - przyznał czarnowłosy, stając normalnie na ziemi i tym samym zmuszając Jaspera, by się nad nim pochylił.
- Przez 160 lat na ciebie czekałem, a teraz trzymam cie w ramionach. To niewyobrażalne...
Tristan się uśmiechnął, opierając czoło o czoło Jaspera. Przymknął oczy, po czym po omacku cmoknął go w usta.
- Czyli to wszystko przez przeznaczenie? To dlatego tak się mną zajmujesz?
- Najwyraźniej. To instynkt, sam go nawet nie kontroluję... Gdy ktoś próbuje cie skrzywdzić, odruchowo chcę go zamorodować.
Brunet zacisnął usta, wzdychając. Nie chciał otwierać oczu, ale coś mu mówiło, że powinien teraz popatrzeć na blondyna.
- Doceniam chęci, ale nie brudź sobie rąk. Nie warto.
- Warto - odparł wampir wyraźnym i surowym tonem. Trącił policzek Trissa czubkiem nosa. - Dla ciebie zrobiłbym wszystko.
Tristan nie mógł powstrzymać uśmiechu. Z jednej ta perspektywa go przerażała - ktoś zginąłby z jego powodu. Ale z drugiej świadomość tego, że Jasper ukara wszystkich, którzy spróbują go skrzywdzić, którzy spróbują ich rozdzielić - to napawało go czymś dziwnym, jakby falą gorąca i słodyczy.
- Nikt mi cię nie zabierze - podkreślił złotowłosy, zamykając Trissa w żelaznym uścisku.
- Niech tylko spróbuje - warknął chłopak, zdenerwowany tą perspektywą. Nie chciał się oddalać od Jaspera już nigdy. - A sam pourywam mu łapy.
Blondyn się zaśmiał.
- Jesteśmy siebie warci.
Triss wymamrotał ciche potwierdzenie, przymykając jednocześnie powieki. Zsunął dłonie po torsie wampira, żeby później owinąć je wokół jego talii I bliżej się przytulić. Położył głowę na jego klatce piersiowej, by posłuchać ciszy jego niebijącego serca.
Jasper zadrżał w bezgłośnym śmiechu i oparł brodę na głowie bruneta.
Chłopak mógł się założyć, że Jazz się uśmiecha.
- Nie miałem dotąd okazji, żeby przyjrzeć się jak wygląda twój pokój - zauważył po dłuższej chwili przyjemnej ciszy.
- Teraz narzekasz, ale gdy cie zapraszałem to zawsze mi odmawiałeś.
- Szczerze - uśmiechnął się w dość nieśmiały i dziwaczny sposób. - Bałem się, że gdy zobaczę jak wygląda I będę miał na wyciągnięcie ręki wszystkie twoje rzeczy, będę zmuszony tu wracać, nawet jeśli byś o tym nie wiedział.
Tristan zmarszczył brwi, odrobinę zaniepokojony tym dziwnym i upiornym wyznaniem.
- Zamierzałeś mnie stalkować? - spytał, odsuwając się, ale tylko na tyle, by móc popatrzeć wampirowi w oczy. Jasper miał usta zciśnięte w wąską linię, ale wyraz jego oczu mówił sam za siebie. - Nie mów mi, że już to robiłeś.
- Nie będę cię okłamywał. Od dawna wiedziałem gdzie mieszkasz i czasem tu przychodziłem po polowaniach, ale zazwyczaj poprostu zatrzymywałem się w lesie koło domu. Nie wchodziłem Ci do pokoju, nie przeszukiwałem rzeczy ani nic takiego - nie jestem Edwardem - podkreślił, gdy zauważył odrobinę zdegustowaną i przerażoną minę Trissa. - Lubię słuchać jak gadasz do siebie, jak oddychasz, jak bije twoje serce, jak śpiewasz pod nosem... Ale nigdy nie zostawałem tu długo, bo sam zaczynałem się trochę brzydzić sobą. Takie zachowanie jest jakby nie patrzeć trochę psychotyczne... Chyba tylko raz naprawdę tu byłem. Gdy zasnąłeś na dachu po naszym, wiesz, "rozstaniu". Padało i było cholernie zimno, a ty poprostu leżałeś na mokrym dachu. Nie mogłem cie tak zostawić, więc zaniosłem cię do pokoju. Nie zostałem długo - wyjaśnił odrazu, bo brunet znów dziwnie na niego spojrzał I założył ręce na piersi. - Bełkotałeś przez sen, że chcesz umrzeć, że jesteś swoim wrogiem i że chcesz, żebym został i ci pomógł. Dlatego później cie przeprosiłem - nie chciałem Ci zastać ponownie w takim stanie.
- Myślałem, że to sen - przyznał cicho nastolatek. - Mam na myśli spanie na dachu, bo nie pamiętam żadnej rozmowy. Twoją twarz owszem, ale nie fakt, że rozmawialiśmy...
- Naoglądałeś się? - dodał po chwili.
To całe stalkowanie było dla niego bardzo dziwne. Obrzydzała, niepokoiła i wprawiała go w zakłopotanie perspektywa tego, że Jasper słyszał jego rozmowy, koszmary, że czuł jego wstręt i niepokój, że mógł patrzeć, gdy się przebiera, pali papierosy albo napełnia żołądek napojami energetycznymi. To wszystko dawało mu wrażenie, że blondyn stara się przejąć nad nim kontrolę, podporządkować sobie każdy jego ruch, że musi wiedzieć o nim wszystko - to przypominało mu zachowanie jego matki.
Owszem, miło było wiedzieć, że ktoś się nim interesuje, ale nie w taki świrnięty sposób.
- Nie, położyłem cię do łóżka, poczekałem aż przestaniesz do mnie mówić i poszedłem... No dobra - przyznał po chwili, w której Tristan wpatrywał się w niego morderczym wzrokiem - może trochę się rozejrzałem, ale wtedy twój pokój wyglądał jak pobojowisko i nie chciałem niczego ruszać, więc wyszedłem... No dobra - dodał zrezygnowany. Spuścił wzrok, trochę jakby nagle się zawstydził. - Poczekałem, aż znów zaśniesz, bo trzymałeś moją bluzę w łapkach i wyglądałeś tak przytulaśnie i nareszcie byłem tak blisko ciebie i nie potrafiłem cię zostawić... Zostałem tylko chwilę, naprawdę. Pocałowałem cie w czoło i wróciłem do siebie, żeby przemyśleć jak cię przeprosić...
Tristan zaśmiał się pod nosem. Opuścił głowę i pokręcił ją na boki, połowicznie niedowierzając co właśnie usłyszał i jednocześnie chcąc pozbyć się rumieńców. Fakt, stalking był dziwny, ale świadomość tego jak Jasper o nim mówił, jak go opisywał, jak zawstydzały go jego własne czyny była niewiarygodnie urocza.
- Jesteś idiotą... Ale jeśli chcesz to możesz przychodzić - zaproponował szeptem tak cichym, że sam nie był pewien czy cokolwiek powiedział.- Teraz to będzie mniej dziwne, skoro ci na to pozwalam, a ty nie będziesz musiał marznąć w lesie...
Blondyn uśmiechnął się w sposób tak radosny i oszałamiający, że Triss przez sekundę zapomniał jak się oddycha.
- To była fatalna decyzja, mróweczko. Teraz już nigdy się mnie nie pozbędziesz.
Tristan chciał coś powiedzieć, ale nie potrafił znaleźć w pamięci żadnego słowa, by na to zareagować. Chciał spytać, czemu Jasper tak się do niego zwrócił, czemu patrzy na niego w ten pełen uczuć sposób.
Nigdy wcześniej się tak nie czuł. Przedtem nawet przez myśl mu nie przeszło, że pragnąłby bliskości, że szukałby wszędzie tej gładkiej skóry, że uzależni się od smaku pocałunków, zapachu włosów. Było to dla niego czarem, snem, magią, której nie doznał dotąd ani razu.
Nawet Theo nie wzbudzał w nim tyłu emocji, choć Tristan zarzekał się, że to miłość jego życia. Był jego przyjacielem, chaotyczną cząstką jego pozbawionego radości życia. On był latarnią morską podczas sztormu - ostoją, bezpieczeństwem, którego go pozbawiono w momencie śmierci ojca. Ale teraz Triss widział prawdę - Theo był budynkiem, samą wieżą na wyspie przy brzegu oceanu, lecz co komuś po latarni morskiej bez światła?
Theo był namiastką, preludium przed tym, co czekało na Tristana w przyszłości. Był murowaną budowlą, bazą, która miała być próbą, miejscem, w którym ktoś kiedyś zapali światło.
Zrobił to Jasper. On był tym płomieniem świecy, on był nadzieją jego życia - nawet jeśli znali się tylko przez kilka miesięcy.
Nie było świata poza nim. Rzeczywistość była tylko kupą gruzu i bólu, gdy Jaspera nie było w pobliżu.
Teraz nastały inne czasy. Teraz, od chwili, w której stanęli na szczycie tamtej góry, momentu, w którym się pocałowali zaczęła się nowa era.
Tristan nie był już tylko zwykłym człowiekiem, który nie umie ustać na własnych nogach, nie był już Trissem, był jego Tristanem, a Jasper był jego Jasperem, jego wampirem, jego ostoją, jego życiem.
Jego serce biło tylko dla niego...
Waliło w jego piersi nawet, gdy chłopak puścił jego dłonie, nawet gdy stanął na środku pokoju, bo wciąż tu był, wciąż przyglądał się miejscu, w którym Triss żył.
Założył ramiona na piersi, bo zaczął być świadomy, że je ma I że nie potrafi nad nimi zapanować. Przyglądał się jak blondyn okręca się wokół siebie, by zobaczyć jak najwięcej przestrzeni.
Westchnął, podchodząc do półek przy garderobie, żeby przyjrzeć się postawionym na nich łyżwom, ochraniaczom, rzędom niemalże identycznych trampków i plecaków, pudłom na strare sprawdziany i drobiazgom - puszkom po dziwnych napojach, zwierzątkom z origami, projektom z plastyki, zapełnionym szkicami kartkom, sukulentom w plastikowych doniczkach, wypisanym długopisom i stosikom świeczek zapachowych - patrzył na nie tak, jakby nie były bezużytecznymi gratami. Kawałek jego odbicia pojawił się w lustrze, gdy stanął na przeciw i zaczął czytać tytuły książek na "niewidzialnych" półeczkach nad drzwiami do garderoby.
Tristan żałował, że nie położył na tych półkach więcej książek lub nie wywiesił tam zdjęć, bo gdyby to zrobił, mogły dłużej patrzeć na odbicie Jaspera na powierzchni lustra.
Wampir powoli okrążył łóżko, wpatrując się w obwieszoną wiszącymi paprotkami ścianę za wezgłowiem i szarej pościeli. Podszedł do meblościanki przy oknie, żeby przepłynąć wzrokiem bo rzędach książek, podręczników i zeszytów, porozwalanych zakładek i skrawków notatek. Musiał czytać z wampirzą prędkością, bo po dosłownie kilku sekundach odwrócił się w stronę biurka i ściany obwieszonej mnóstwem wywołanych zdjęć, palaroidów i przypadkowych bazgrołów.
Wtedy właśnie Tristan zdał sobie sprawę z tego, że posprzątał cały pokój, ale nie schował nieodpowiednich zdjęć z powrotem do pudła.

Scarred Skins | j.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz