05|Chapter 5

146 10 1
                                    

_______________________________________

I have never known anything more quietly loud than anxiety

-unknown
_______________________________________

05|It's time to panic

_______________________________________

Echo kroków odbijało się po korytarzu, gdy Tristan szedł w stronę klasy. Muzyka dudniła mu w uszach, powieki zamykały się ze zmęczenia. Nucił w głowie kolejne słowa piosenki, żeby nie zasnąć.
Wszedł do sali, mijając zdenerwowaną profesor Saleem. Skierował swoje kroki do ławki, starając się przełączyć utwór w MP3 na inny i nie upuścić przy tym podręczników.
Rzucił książki na swoją ławkę, zajmując miejsce na krześle. Odchylił się na siedzeniu i przymknął oczy, by choć na chwilę odpocząć od ludzi w okół, nim zacznie się lekcja.
W każdej chwili w klasie mogła pojawić się Leith, a gdy to się stanie Tristan nie będzie miał szans na odetchnięcie. Dziewczyna zacznie paplać o swoim dniu, nawych trendach modowych, meczach siatkówki i innych błahostkach, a brunet nie chcąc być niegrzecznym nie przerwie monologu dziewczyny.
- Dzień dobry - usłyszał koło siebie, gdy muzyka ucichła.
Tristan spojrzał kątem oka, na osobę, do której należał głos. Poprzez słuchawki brzmiał na tak zdeformowany i ściszony, że chłopak przestraszył się, iż Leith znalazła się koło niego. Nie mógł jednak bardziej się pomylić.
W ławce obok Tristana siedział Jasper Hale, ze swoimi idealnie ułożonymi blond lokami, magnetyzującymi, złotymi oczami i oszałamiającym uśmiechem. Nie wyglądał na zdegustwoanego. Wręcz przeciwnie, był jakby zadowolony. Otaczała go aura chłodnego spokoju, zadzwiwiajaco przyjemna.
Trudno było nie zauważyć tak pięknej istoty, a jednak Tristan przeoczył Jaspera wchodząc do klasy.
- Jestem Jasper Hale, miło mi cię w końcu poznać - powiedział, wyciągając dłoń w stronę nastolatka. Jego głos był niski, trochę zachrypnięty i melodyjny, z wyraźnym południowym akcentem. Jeśli to było możliwe, głos Jaspera sprawiał, że był jeszcze atrakcjaniejszy.
Tristan chcial usłyszeć ten piękny głos jeszcze raz, miał wrażenie, że mógłby słychać blondyna do końca swojego życia, a to i tak by nie wystarczyło.
- Tristan Swan - szepnął brunet ujmując dłoń Jaspera, nie zwracając nawet uwagi na fakt, że nawiązywał z kimś fizyczny kontakt.
Taki zwykły gest wydawał się naturalny, a aura blondyna była niewytłumaczalnie znajoma. Ciepła, spokojna i w dziwnym sensie bezpieczna. Choć z tyłu głowy Tristana wciąż ktoś powtarzał, że Jasper przynosi niebezpieczeństwo, brunet nie mógł sobie wyobrazić czegoś równie oburzającego. Nuta grozy sprawiała, że Tristan stawał się coraz bardziej uzależniony, przyciągany w stronę chłopaka w niewytłumaczalny sposób.
- Wszystko w porządku?
Dopiero teraz Tristan zdał sobie sprawę, że od dobrych kilku sekund ich dłonie są złączone. Chłopaka ogarnęła fala zawstydzenia, policzki zaczęły piec i zapewne teraz jego twarz pokryła się rumieńcem. Przeczesał włosy, starając się pozbyć zażenowania.
Zapewne teraz Jasper uważa go za popaprańca, albo zboczeńca. Tristan miał ochotę zapaść się pod ziemię.
- Przepraszam, zapatrzyłem się - zaczął. Gdy dotarło do niego, co właśnie powiedział, poczuł się jeszcze bardziej zażenowany.
Jak można spieprzyć tak proste zdanie, co Triss? Czemu musisz być takim idiotą? - powtarzał sobie w głowie.
- Pogorszyłem sprawę? - spytał.
Jasper zaśmiał się cicho.
- Nie martw się. Do twarzy ci w różowym - rzucił z rozbawieniem blondyn, uśmiechając się.
Policzki Tristana znów zaczęły piec. Chłopak zakrył twarz dłonią i spuścił wzrok na ławkę. Jego dłoń bezwiednie zaczęła zakładać kosmyki włosów za ucho.
- Dzięki - szepnął, nie patrząc nawet w stronę blondyna. Wolałby, żeby Jasper nie widział go w takim stanie.
- Uroczy - usłyszał w odpowiedzi.
Serce zaczęło mu walic jak oszalałe, oczy otworzyły się w zdziwieniu. Nie wiedział, czy to tylko w jego głowie blondyn wypowiedział te słowa, czy jednak to stało się naprawdę.
Nawet gdyby zebrał odwagę by o to spytać, nie zdążyłby, gdyż zadzwonił dzwonek.
Cała lekcja minęła brunetowi na nerwowym naciąganiu ogrzewaczy na rękach w zakłopotaniu. Za każdym jednak razem gdy wszystko wracało do normalnego stanu, słyszał w myślach to jedno słowo i wszystko zataczało koło.
Skupienie się na lekcji było niemal niemożliwe. Tristan chciałby, żeby dzwonek zadzwonił i uwolnił go od tej tortury. Co dziwne, choć starał się jak najmniej patrzeć na Jaspera, to każde ukradkowe spojrzenie kończyło się kontaktem wzrokowym. Zupełnie tak jakby blondyn wciąż patrzył się na Tristana.
Brunet zastanawia się czy to jakaś gra, zakład, który miał sprawiać Jasperowi satysfakcję. Wprawianie nowego dzieciaka w szkole w zakłopotanie, by dać mu nadzieję a potem ośmieszyć. Tristan już to przerabiał. Znał to uczucie i nie chciał popełniać tego samego błędu ponownie. Czuł, że ta prosta wymiana zdań była błędem. Zaczęło mu się robić niedobrze. Oddech przyspieszył, dłonie zaczęły drgać.
Błąd. Wiesz co to oznacza. To wszystko twoja wina. Jesteś naiwny, jesteś nikim. Zasługujesz na to. Takie są konsekwencje twoich błędów.
Słyszał w swojej głowie jej głos. Wiedzial co to oznacza.
Gdy tylko zadzwonił dzwonek, wybiegł z sali jak najszybciej, ignorując Leith. Skierował się wprost do łazienki.
Pomieszczenie było puste, na szczęście. Tristan wbiegł do pierwszej lepszej kabiny. Nie zważając na nic osunął się po drzwiach na zimną podłogę. Świat wirował, żołądek podchodził mu do gardła, przed oczyma pojawiały się czarne plamy. Każdy oddech sprawiał wrażenie tego ostatniego. Każdy ruch powietrza brzmiał jak wichura. Dźwięki zlewały się w jeden ryk, kolory stawały się jedną czarna plamą. Po policzkach zaczęły spływać łzy przerażenia, dłonie zaczęły ciągnąć za kosmyki włosów. Chłopka próbował zakryć uszy by przestać słyszeć hałas.
Panika rosła z każdą sekundą. Wizja utraty przytomności były rychłą zapowiedzią przyszłości. Chłopak nie pamiętał już momentu, w którym zwymiotował.
Czuł w ustach gorzki smak. Dłonie trzęsły mu się ze strachu i wycieńczenia. Sięgnął po plecak, niemalże wysypując jego zawartość na podłogę. Zabrał to, czego potrzebował. Starając się nie wywrócić, wstał z podłogi. Stanął przed umywalką.
Jego twarz była blada i wciąż trochę brudna. Na polikach widać było ślady łez. Włosy miał napuszone od ciągnięcia za kosmyki. W swoich czerwonych od płaczu oczach widział zbite dziecko, nastolatka z Minnesoty, który nie umie być idealny. Ból, zmęczenie i poczucie winy opanowało każdą komórkę jego ciała.
Zasługiwał na to. To był błąd by sądzić, że ktoś zwróci na niego uwagę. Nie powinien był tak myśleć. Nie powinien był się odzywać.
Szczoteczka do zębów sunęła po szkliwie już kolejny raz. Tristan czuł w ustach gorzki posmak mięty i metalicznej krwi.
Nie powinieneś był się odzywać. Popełniłeś błąd. Jesteś brudny. Teraz musisz zmyć każde niepotrzebne słowo, które wypowiedziałeś.
Słyszał w swojej głowie ten nienawisty głos.
Zaczął maniakalnie czyścić twarz i usta z krwi i piany. Nie mógł zostać dłużej w tym miejscu, bo by oszalał.
Zabrał wszystko i wybiegł z łazienki.
Korytarze były puste. Wszyscy o tej godzinie będą w jednym miejscu.
Brunet skierował kroki w stronę stołówki.
W głowie szumiała mu krew i niezrozumiałe szepty, każdy oddech zdawał się boleć, zmęczonie ogarniało go coraz silniej.
Większość oczu zwróciła się na czarnowłosego, gdy tylko ten przekroczył próg stołówki. Udał się do stolika.
Nie musiał nawet długo czekać, zanim podeszła do niego Bella.
- Tan? Co się stało? - spytała cicho, odsuwając chłopaka za ramię od Jessici.
W oczach brunetki widać było zmartwienie. Tristan nie potrafił nic powiedzieć. Posłał kuzynce wymowne spojrzenie. Nie musiał się martwić o to, czy Bells zrozumie intencje. Od zawsze rozumieli się bez słów.
- Bella co się dzieje? - zaczęła Angela wpatrując się w bruneta. - Wszystko z nim w porządku?
Bella przytaknęła i zaczęła zbierać swoje rzeczy ze stołu. Szeptała coś do Angeli, starając się jednocześnie uspokoić wszystkich wokół.
Brunet stał, czekając aż w końcu zemdleje. Niczego więcej nie pragnął w tamtym momencie. Miał wrażenie, że tonie w odmętach własnych emocji i myśli. Nie miał szans wypłynąć na powietrze bez pomocy.
Tristan podniósł wzrok z nad ziemi, napotykając wpatrującego się w niego Jaspera.
Chłopak siedział koło swojej rodziny. Na jego twarzy gościł nieodgadniony wyraz. Coś pomiędzy niezrozumieniem, nienawiścią i troską.
Tristan poczuł się trochę spokojniej, jednak coś w jego umyśle wciąż powtarzało, że to tylko gra pozorów.
- Chodź Tan. Zabiorę cie stąd, zanim zemdlejesz.
Bella zaczęła ciągnąć chłopaka w stronę wyjścia. Nie odzywała się przez całą drogę na parking. Dopiero gdy wepchnąła bruneta na miejsce pasażera w pickupie i wsiadła za kierownicę spytała :
- Co się stało?
- Atak - odpowiedział krótko.
Isa popatrzyła na niego ze współczuciem.
- Zakładam, że masz przy sobie leki? - mruknęła pod nosem, przetrząsając plecak chłopaka.
Tristan nie miał pojęcia, czy ma je ze sobą. Nie miał siły ruszyć się z miejsca. Czekał na utratę przytomności, by nie czuć się tak bezsilnie.
Bella sięgnęła do schwowka, wyciągając z niego buteleczkę. Wcisnęła ją w dłonie Trissa wraz z butelką wody.
Dziewczyna zaczęła przyglądać się kuzynowi, czekając aż jego stan poprawi się na tyle by mógł mówić.
Parę minut w ciasnym pomieszczeniu, z chemikaliami krążącymi pod skórą chłopaka powoli dawały efekty.
- Nie mów o tym Roderickowi. Wyśle mnie z powrotem do Walsh, a ja naprawdę nie chce tam wracać - zaczął błagalnym tonem. Dziewczyna rzuciła mu spojrzenie pełne pogardy, ale chwilę później skinęła głową.
- To przez Cullenów?
Tristan westchnął.
- To wszystko przez nią.
_______________________________________

Cześć wam! Kolejny rozdział wpada, bo wolne było i wsm się podjarałam gdyż jest tu już prawie 100 wyświetleń! Może niektórym wydawać się mało, ale ja się bardzo cieszę, więc dziękuję wam bardzo za czytanie! Mam nadzieję, że wam się podoba i jeśli macie coś do przekazania to zachęcam! >3<

W każdym razie mi miło <33
To by było na tyle :))

Miłego dzionka i smacznej kawusi:33

-akkizu

Scarred Skins | j.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz