Niedziela, 27.06.2021, Gdańsk godz. 7:18
Mimo ciemnoróżowych rolet w pokoju zajmowanym wyjątkowo, a może i nie, przez dwójkę nastolatków, absolwentów pierwszego roku liceum idącego tokiem po gimnazjalnym - no może nie absolwentów tej samej szkoły, lecz jest to szczegół nieistotny we wstępie dnia, słońce za wszelką cenę starało się przedrzeć do pomieszczenia i obudzić słodko śpiących chłopaków.
Oboje wtuleni w siebie, nie zdający sobie sprawy jaką radość zrobili temu drugiemu śpiąc w swoich objęciach.
Miłość może się tylko uśmiechać na ten widok. Może coś zaiskrzy? Tak dawno nie widziała atrakcji! Potrzebuje rozrywki.
A okrutny los może ją zapewnić już niebawem. Cierpliwość nigdy nie była mocną stroną wszechświata. Muszą jednakże przeczekać swoje. Potem oddaje ich życie w ręce bardziej wrażliwego członka tego świata. Może to właśnie miłość przejmie pałeczkę?
Teraz jednak słońce potrzebuje swoich pięciu minut. Uwaga! Potrzebuje atencji! Spójrzcie na nie choćby na sekundkę.
Postanowiło w bardzo nieprzyjemny sposób odrzucić sny chłopców aby dali mu wystarczająco dużo atencji.
Bandaż Syriusza Blacka podwinął się podczas snu przez co fragment otwartej rany był na celowniku słońca. Szybka pobudka i plan dnia wykonany.
-Ałłł... - jęk bólu tłumiony przez zaciśnięte zęby wybudził Remusa Lupina ostatecznie. Na początku nie kontaktował, co było dla niego dość charakterystyczne – potrzebuje paru chwil po pobudce aby załapać w jakim świecie żyje. Teraz jednak zajęło mu to tylko kilka sekund. Odwróciwszy swoją głowę od okna zauważył twarz kompana nocy wykrzywioną w niemiłosiernym bólu. Łzy powolutku wypływały z kącików zaciśniętych mocno oczu. Usta lekko uchylone a zęby ściśnięte tak mocno, że na spokojnie mógłby zedrzeć sobie którąś z warstw. Tak. To ewidentnie był przeraźliwy ból.
-Hej – szatyn położył gorącą dłoń od spania na niej na policzku niższego. – Skarbie jestem tu... Zabierz rękę, proszę. – widząc przyciśniętą dłoń Blacka do brzucha domyślił się o co może chodzić. Od razu wystawił swoją prawą aby złapać tą bruneta. Prowizoryczny opatrunek z wczorajszego wieczoru mógł nie przetrwać w idealnym stanie całej nocy. Nocy, w której nie dało się odróżnić czyja to noga a czyja ręka w plątaninie kończyn Black-Lupin. Nie żeby któremuś z nich to przeszkadzało.
Syriusz posłusznie położył swoją dłoń na tej Remusa. Młodszy przeraził się niesamowicie widząc w jakim stanie jest brzuch jego promyczka. Czemu promyczka? Black stał się takim promyczkiem szczęścia. Słońce potrzebuje promyków, a Remus Syriusza. I pomyśleć, że znają się jeden dzień.
-Słoneczko, pójdę teraz do łazienki. Zobacz, nie muszę nawet wychodzić z pokoju, bo tutaj jest już wbudowana. – ucałował spocone czoło stalowookiego po czy wstał jak najdelikatniej tylko umiał aby pobiec na jednej nodze do łazienki. Oczywiście po świeże opatrunki i miskę ze środkiem odkarzającym.
Nie mógł patrzeć na cieknące łzy po rumianych polikach Syriusza. Po prostu nie mógł. Bolało go to cholernie i nie wiedział co wywołało w nim tak silne emocje. Czy to jest litość?
Wracając zauważył, że większość kremowego prześcieradła pod Blackiem stała się krwistoczerwona. W mniej niż sekundę doskoczył do łóżka na którym leżał starszy i złapał jego twarz pomiędzy dłonie.
Był piękny. Cały. Mimo łez cieknących po rumianych policzkach, mimo worów pod oczami po ciężkiej nocy, mimo dwudniowego zarostu, który delikatnie drapał wrażliwą skórę szatyna, mimo przygryzionej do krwi dolnej wargi, mimo roztrzepanych włosów, mimo wystraszonej miny i mimo cichego szlochu wydobywającego się z otwartych delikatnie malinowych ust.
CZYTASZ
Pamiętaj, że cię kocham || WOLFSTAR, jegulus
FanfictionZmiana otoczenia nie zawsze pozytywnie wpływa na nasze losy. Niekiedy żałujemy tej decyzji, nie mogąc poradzić sobie z nowymi problemami. A jak będzie z Remusem? W końcu nie radził sobie przez parę lat, czy nie doprowadzi to do tragicznych skutków...