10

111 12 5
                                    

27.09.2021 godz. 17:48, Gdańsk

Wzburzony Black wchodził po schodach na górę. BIEGŁ po schodach na górę i to tak, że wszyscy sąsiedzi go pewnie słyszeli. Sapał ciężko i mamrotał pod nosem o planowanym zabójstwie. Tak naprawdę zapomniał, po co tu przyszedł.

Usłyszawszy szczery śmiech brata, zawahał się. Nie często to się zdarzało. I nie chodzi tu o wątpliwości Syriusza. Jego braciszek ŚMIAŁ SIĘ. Nieprzymuszony przez nikogo, nie na pokaz. Umiał odróżniać po tylu latach spędzonych z nim w domu wariatów.

Do tej pory tylko on umiał rozśmieszyć Regulusa, nawet jego była dziewczyna miała z tym trudności – nigdy nie udało jej się wywołać szczerej fali. Czyli był szczęśliwy. Tak, jak od zawsze starszy Black marzył.

Wrócił w swojej głowie do Remusa i momentu, gdy ten na niego spojrzał wtedy, na ulicy. Poczuł się wówczas jak małe dziecko, które dostało upragnioną zabawkę. Czuł się szczęśliwy. Co jeżeli Regi też tak ma?

Ale James... Ufał mu, to oczywiste, jednak trochę się obawiał. Przecież Potter przez parę dobrych lat ganiał za Evans. I choć wiedział, że nigdy nie powstanie z tego jakiekolwiek silne i poważne uczucie... Co jeżeli tak samo będzie teraz. No i co z Evans. A jeżeli ona się zakochała w tym tępym okularniku? Nieeee, to niemożliwe. Widać, że leci na Smarkerusa.

Westchnął dwa razy i oparł o ścianę przed drzwiami do celu. No właśnie, czy celu. Co niby miałby powiedzieć po wejściu? „Jesteście razem?". Nieeee oklepane. „Lizaliście się już". Raczej tak skoro są tu sami. „Przeleciałeś go już, Regi". Ani trochę. „Przeleciałeś go już, James?". Tak lepiej, ale nadal nie to.

Zrezygnował z tego. Nie umiał aż tak myśleć. Myśleć.

Jednym pewnym ruchem przycisnął klamkę i wszedł do środka. Oczywiście bez pukania. To był również jego pokój. Jednak nie takiego widoku się spodziewał.

Pomieszczenie wyglądało jak zwykle – szare ściany z mnóstwem plakatów piłkarskich, ale nie nożnych (James grywał w rugby), szafa jak zwykle nie domykała się z nadmiaru ubrań, biurko zastawione książkami i komputerem, słodycze w każdym możliwym kącie i łóżko. Łóżko, na którym leżał James. Z Regulusem. Pomiędzy NOGAMI. Żarty. Przed nimi zauważył laptopa z włączoną komedią romantyczną i stos chipsów, żelków oraz czekoladek. STOS.

-I mnie nie zaprosiliście? – Syriusz wymusił śmiech i zaśmiał się drwiąco z miny przyjaciela. –Spoko rozumiem, miłość i te sprawy. Ale mogliście mi chociaż powiedzieć, że jesteście razem, co nie? – uśmiechnął się smutno patrząc na szczęśliwych chłopaków. Cała złość wyleciała z niego jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, widząc rumieńce na policzkach brata. Pierwszy raz nie był blady jak ściana, a oplatające go ramiona Pottera tylko potwierdzały bladość chłopaka.

-My nie jesteśmy...

-Aha, Remus zaczął sam oddychać. W sumie przyszedłem tu tylko po to. –spojrzał poważnym wzrokiem na Jamesa. – A telefon chyba łaskawe możesz odebrać. Aż tak wykluczać mnie nie musicie, prawda? Miłego oglądania, ja wracam do szpitala.

Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, wyszedł. Zamknął im drzwi i zbiegł na dół. Nie bolało go to, że coś do siebie czują. Po prostu od jakiś dwóch miesięcy James go po prostu unikał, a Regulus nie odzywał się za dużo. Nie odbierali od niego, Potter nie chciał z nim wychodzić i codziennie znikali. Teraz przynajmniej wiedział, co robili, gdy on siedział przy Remusie. Przecież nie kazał im chodzić razem z nim do chłopaka. Mógł iść gdziekolwiek indziej, by choć otworzyć usta do kogoś, kto mu odpowie.

Hulajnoga, którą przyjechał stała w tym samym miejscu. I wszystko poszło już gładko. Aplikacja, odblokowanie i start. Słyszał gdzieś z oddali krzyk swojego przyjaciela. „Przyjaciela". Pewnie wybiegł minutę po nim z domu.

Teraz marzył jedynie o wygadaniu się komuś. Oczywiście nie byle komu, a Remusowi. Chłopak nawet nieprzytomny dawał mu mnóstwo wsparcia. Tymi pięknymi słowami z pamiętnika, w którym... nawet nie chciał do tego wracać.

Pamiętaj, że cię kocham, Syriuszu.

Tylko to utrzymywało go bez łez. Ni mógł się przecież zabić przed pierwszym pocałunkiem. No może nie pierwszym, ale pocałunkiem.

Miał jeszcze do zrobienia pracę domową z matematyki, musiał powtórzyć materiał do matury oraz nauczyć się na sprawdzian z chemii. Postanowił, że zrobi to już w sali szpitalnej, bo podobno przebywanie wśród osób mądrych wpływa korzystnie na nasz intelekt. Tak sobie wmawiał.

Dzwonek w telefonie nieustannie dzwonił, a wibrację powodowały łaskotki na udzie bruneta. Miał to jednak głęboko gdzieś. Wiedział, że to James dzwoni, bo miał specjalnie dla niego inny sygnał – żeby wiedzieć, gdy dzwoni priorytet.

Zostały mu trzy kilometry. Jechał z zawrotną prędkością, jak na sprzęt miejski. Chciał się po prostu znaleźć blisko Remusa, nieważne już w jakiej postaci i czy w całości.

Pokonywał kolejne metry, mając w głowie obraz śmiejącego się Lupina. Wyobraził sobie ich w takiej samej pozycji, w jakiej zastał chłopaków w domu Pottera.

Wjechał na ulicę, rozkoszując się wspomnieniami. Nie zarejestrował, że ktoś jedzie za szybko i to w jego stronę. Myślami był już daleko i nie zwracał uwagi na otaczający go świat. A szkoda.

Może wówczas usłyszałby płacz dziecka i krzyk jakiegoś mężczyzny. Może zauważyłby biegnących w jego stronę ludzi i odjeżdżające od niego auto, a także rozwaloną hulajnogę tuż obok niego samego. Leżącego bez ruchu na jezdni.

Zebrani wokół niego ludzie co rusz mówili coś, pokazywali palce, ktoś tam rozmawiał przez telefon. Ciężko mu było oddychać. Nie widział nic, oprócz ognistych włosów nad jego twarzą.

- Evans? – zapytał cicho, nie wiedząc, czy w ogóle ten ktoś go usłyszał. Zmrużył oczy w nadziei ujrzenia twarzy Lily. Był przecież tak blisko szpitala, już prawie zobaczył szatyna. Co się stało...

-Tak, Syriusz, to ja. Spokojnie, jesteś bezpieczny, okej?- jej delikatna dłoń gładziła włosy Blacka. – Za niedługo zobaczysz Remusa, ale teraz musisz leżeć.

Nie zarejestrował momentu, w którym jego oczy się zamknęły.

Czyżby miał się spotkać z Lupinem dopiero po drugiej stronie?

Może tylko w ten sposób oboje byliby razem, w tym samym czasie. Jednakże na chłopaka musiałby poczekać, gdyż on w tej właśnie chwili otwierał oczy po raz pierwszy od wielu tygodni. Nie spodziewał się, że jego „niedoszły" chłopak walczy o życie, gdy on je odzyskuje. I nikogo nie zaskoczy pewien fakt.

Bardzo się zasmucił nie widząc Syriusza przy sobie. Był niemal pewien, że słyszał jego głos i to niejednokrotnie. A jednak nie było go przy nim. I oczywiście nie winił Blacka za to- czarnooki miał przecież swoje życie.

Życie, które skończyłoby się, gdyby nie fakt, że był wówczas blisko szpitala. Natychmiastowo przybiegli do niego ratownicy i służba medyczna. Ci wszyscy ludzie byli przy reanimacji. Świadomość chłopaka przecież także była ważna. Po kilkunastu minutach udało się przywrócić podstawowe funkcje życiowe, dlatego chłopak został przewieziony od razu na salę operacyjną. Krwawienie wewnętrzne jest poważną sytuacją i nie można było czekać.

Remus za to przewieziony został z OIO-mu na oddział dziecięcy. Nie wiedział, że za sześć godzin zobaczy na sąsiednim łóżku Blacka – tylko i wyłącznie dzięki uprzejmości (i wiedzy na temat ich uczuć) doktora Westa. No i również przez fakt, że Syriusz obchodził urodziny dopiero za kilkanaście dni. Osiemnaste urodziny. 

Pamiętaj, że cię kocham || WOLFSTAR, jegulusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz