Rozdział 6 - Końcowe odliczanie

735 41 2
                                    

Endriu

Rano, skoro świt obudziłem się, zastanawiając nad tym, czy seks przyśnił mi się, czy faktycznie zostałem przeleciany przez kucharkę. Rozejrzałem się po niewielkim pokoju, ale byłem sam. Od zawsze spałem bez ubrania, bo nie cierpiałem pidżamy, więc i nagość o niczym nie świadczyła. Jasności nabrałem w momencie, gdy wzrok mój padł na szafkę nocną. Leżała na niej zużyta prezerwatywa, a obok opakowanie. Kondom zawiązany był na węzełek i niezaprzeczalnie świadczył o tym, że seks nie był snem i wydarzył się naprawdę.

Godzinę później, już po śniadaniu, które podała mi nocna kochanka, leżałem na ławie przed schroniskiem. Popijałem kawę małymi łykami i delektowałem się słońcem, do którego wystawiłem twarz.

Gdy wcześniej kobieta stawiała przede mną talerz z godziwą porcją jajecznicy i dwiema pajdami chleba, posmarowanymi masłem, chciałem coś powiedzieć i nawiązać do nocnych przeżyć. Czułem się zobligowany do zagadania po tym, czego doświadczyliśmy razem. Nie zdążyłem jednak, bo uśmiechnęła się tajemniczo i uniosła dłoń, po czym przysunęła wskazujący palec do ust, nakazując ciszę. Oniemiałem, milcząc posłusznie, bo skoro tak to chciała zakończyć, to przecież nie będę przegadywał czegoś, co postanowiła pozostawić przemilczane.

Teraz zamknąłem oczy, dopuszczając do siebie smutną myśl, że może tak ma wyglądać moje życie. Praca, samotne popołudnia i weekendy przerywane wypadami w góry. Przygodny seks z prawdziwą kobietą. Pozbawiony jakiejkolwiek więzi i spłycony do czystego instynktu. Poza tym noce obok gumowej kobiety? Czy tego właśnie chcę? Czy to coś, czym potrafię się zadowolić?

Dosyć! Przestać mielić i analizować! Przecież teraz jest dobrze. Czyż nie to sobie obiecałem, gdy planowałem tą wyprawę? Na szlaku, podczas wspinaczki było to dużo łatwiejsze. Idąc pod górę, skupiałem się na oddechu i to kochałem we wspinaczce najmocniej. Walka o uspokojenie serca, szum krwi w uszach i przyroda. Niestety, ponure podsumowania przyczaiły się cierpliwie i teraz postanowiły mnie zaatakować.

Aby oderwać się od smętnych analiz, skupiłem się na wietrze muskającym skórę na twarzy, szmerze rozmów, dobiegających zza uchylonego okna chałupy i kapaniu wody z topniejących w słońcu sopli.

Około dziewiątej ruszyłem na szlak, a nim w kierunku parkingu, na którym zostawiłem samochód. Udało mi się skupić na prostocie marszu i pięknie otaczających mnie wokoło gór. Gdy włączał mi się markotny nastrój, a raczej kac po przygodnym seksie, wracałem myślami do lalki, którą za dzień lub dwa miano mi dostarczyć.

Swoją drogą, to dosyć zaskakujące, że potrafił mnie tak rozwalić niespodziewany numerek z nieznajomą! Dopadła mnie dygresja, że nie jestem normalnym facetem, bo zamiast się cieszyć z orgazmu, ja rozkminiam to w tak ponury sposób.

Ech, dziwne to życie.

***

Magda

W niedzielę rano obudziło mnie walenie do drzwi. Było wcześnie. Zbyt wcześnie, jak na odwiedziny o tej porze! Wykluczyłam domokrążców i Świadków Jehowy. Ci pierwsi odpadali, bo w weekendy nie pracowali. Jeśli można to nazwać pracą. Tych drugich nauczyłam, że jestem nieczułą suką, której nie warto zawracać dupy. Wystarczyło, że oznajmiłam im, że moje sprawy duchowe są wyłącznie moje i chuj im do tego. Dosłownie tak to ujęłam, ale zwyczajnie straciłam cierpliwość. No bo ile razy można powiedzieć: „Nie dziękuję, nie jestem zainteresowana i proszę mnie nie niepokoić".

Dzień wcześniej, czy właściwie dziś nad ranem rozstałyśmy się z Aśką. Wysuszyłyśmy w sumie dwie butelki wina i teraz miałam kaca giganta. Suszyło mnie, więc starając się zbagatelizować fakt, że walenie w drzwi przybrało na sile, powlokłam się do kuchni. Tam z ulgą dorwałam się do stojącego w drzwiach lodówki soku i przyssałam się do szklanej szyjki butelki.

Laleczka szefa (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz