Rozdział 2 Oczy błękitne jak zamarznięte jezioro

3 1 0
                                    


Kobieta o oczach błękitnych jak zamarznięte jezioro obudziła się około południa, gdy słońce górujące nisko nad horyzontem na kilka godzin oświetliło Kraj Wygnańców biało-żółtą poświatą. Alaric udawał, że bada nadal jej rany, choć po nich nie został nawet ślad. Zapytał ją w międzyczasie o imię. W końcu wyprostował się i usiadł na krześle przy jej łóżku.

— Inneso... — zaczął niepewnie — Operacja przebiegła pomyślnie. Nie zostanie ci nawet blizna. I to była dobra wiadomość...

Nikły uśmiech kobiety, który wstąpił na jej wargi zaraz po usłyszeniu, że jest już zdrowa, zgasł momentalnie.

— Chodzi o twoją córkę...

— Rodyja?! — wykrzyknęła spanikowana — Coś jej się stało?! — mówiła z bardzo silnym północnym akcentem. Przeciągała niektóre sylaby i dawała silny nacisk na samogłoski. Gdy Alaric przybył do Kraju Wygnańców ciężko mu się było porozumieć z rdzennymi mieszkańcami, ale w końcu przywykł do tego dialektu, choć do tej pory nie rozumiał wielu starorydyjskich słów, które tamci często wtrącali do mowy potocznej.

— Nie, Rodyji nic nie jest. Ale muszę zadać ci pytanie. Czy zdarzało jej się dotykać kogoś i mówić wtedy kilka przypadkowych, niezwiązanych ze sobą słów?

Innesa zamarła i popatrzyła na Alarica szeroko otwartymi oczami. To mu wystarczyło za odpowiedź.

— To nic groźnego, panie medju — zaczęła się tłumaczyć zwracając się do niego słowem znaczącym w języku starorydyjskim coś pomiędzy lekarzem a wybawicielem lub cudotwórcą — Byłyśmy u kaliavry i u kapłanów. Powiedzieli, że to nie wina duchów nieczystych...

— Oczywiście, że nie — Alaric przerwał te desperackie próby tłumaczenia — Rodyja jest uzdrowicielką. To odłam magii ciała. Nic złego się z nią nie dzieje. Możesz ją zawołać, Inneso, podsłuchuje pod drzwiami. Pokażę wam wszystko i wytłumaczę.

— Rodyja, ma alijka! — zawołała kobieta i tak jak Alaric przewidział, drzwi się otworzyły z cichym skrzypieniem.

Dziewczynka podeszła niepewnie do matki. Stanęła po drugiej stronie łóżka, z dala od Alarica. Wpatrywała się w niego dużymi oczami, identycznymi jakie miała jej matka.

— Rodyjo, czy mogłabyś dotknąć mojej ręki i pokazać mi co potrafisz? — zapytał ostrożnie.

Dziewczynka speszyła się i przybliżyła do matki. Innesa powiedziała jej na ucho kilka słów w starorydyjskim. Rodyja widocznie nadal była przeciwna temu pomysłowi, ale niechętnie wyciągnęła swoją małą dłoń w stronę medyka. Alaric wystawił przed siebie rękę i poczekał, aż dziewczynka sama go dotknie. W końcu zacisnęła palce na jego przegubie.

Z początku nic się nie działo. Alaric i Rodyja wpatrywali się w siebie z napięciem. Po chwili jednak ciałem dziewczynki wstrząsnął dreszcz, a jej źrenice się rozszerzyły, tak bardzo, że błękitne tęczówki prawie przestały być widoczne.

— 87, 127/91, pyłki lipy, zapalenie oskrzeli i złamana prawa noga oraz trzy palce lewej ręki, nadwyrężony mięsień obły większy, zimne okłady — wyrecytowała na jednym wdechu, po czym puściła rękę Alarica i odsunęła się. Medyk zamrugał próbując pozbyć się mroczków przed oczami. Szybko zniknęły, tak jak chwilowy, przeszywający ból głowy.

— 87 to moje tętno — zaczął wyjaśniać analizując słowa dziewczynki — 127/91 to ciśnienie, czyli siła z jaką krew oddziałuje na ściany naczyń krwionośnych. Na pyłki lipy mam uczulenie. Kolejne rzeczy, które wymieniła to choroby i urazy, które przebyłem w przeszłości. Nadwyrężony mięsień to kontuzja, którą mam teraz, a zimne okłady są sugestią leczenia. Dobrze się spisałaś, Rodyja. Na szafce w tamtym pokoju stoją ciasta miodowe. Możesz wziąć sobie kilka w nagrodę.

Uzdrowiony ŚmierciąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz