2. Nocna zmora

465 27 21
                                    

Rano, Draco miał lepszy nastój niż wczoraj wieczorem. Tym bardziej, że zaczynał od OPCM z profesorem Snape'em, jego ulubionym nauczycielem. Nawet komentarze Pansy na temat jego wczorajszego zachowania mu nie przeszkadzały. Zazwyczaj coś by jej odwarknął, ale nie tym razem. Wyszedł z Dormitorium i skierował się ku Wielkiej Sali.

***

Na śniadaniu Harry miał wrażenie, że ktoś go obserwuje. Nie wiedział tylko kto. W pewnym momencie pomyślał nawet, że to Ginny, która dzisiejszego ranka wręcz śledziła Gryfona. Jednak tym razem to nie była ona. Nie, proszę, niech to tylko nie będzie Malfoy - jęknął w myślach chłopak. Odwrócił się w stronę stołu Ślizgonów i na ułamek sekundy złapał kontakt wzrokowy z blondynem. Jednak ten, jakby nigdy nic, powrócił do rozmowy z Pansy i ugryzł soczyste, zielone jabłko. Harry miał już po czubki uszu tego okropnego Ślizgona. A on ewidentnie czegoś od niego chciał. Te wszystkie wydarzenia dosyć dobitnie dały mu się we znaki, skutkując nieprzespaną nocą z atakiem paniki. Pomyślał, że jeżeli Malfoy nadal będzie robił podobne rzeczy, to trzeba będzie z nim pogadać, bo inaczej to odbije się na zdrowiu psychicznym Gryfona. I gdy tak pochłaniały go jego własne myśli, wciągając coraz bardziej i bardziej, ktoś zaczął coś mówić.

- Harry, znowu jesteś zamyślony. O co chodzi? Widzę przecież, że coś jest nie tak - zmartwiła się Hermiona, a Ron jak zwykle objadał się wszystkim, czym tylko się dało, nawet nie martwiąc się, co może gnębić jego przyjaciela.

- Ja ten...Zapomniałem, że muszę wypożyczyć książkę z biblioteki. Wiesz, pewnie na OPCM będzie potrzebna - powiedział i już po chwili go nie było. Wstał od stołu i prawie w biegu opuścił Wielką Salę, odprowadzany spojrzeniem Draco, który po krótkiej wymianie zdań z przyjaciółmi, poszedł śladem Gryfona. Widział, że coś się z nim dzieje. Podczas gdy wychodził miał minę, jakby zaraz miał się popłakać, albo co gorsza zabić.

Szli tak, jeden za drugim, w odpowiednich odstępach. Harry całkiem nie miał pojęcia o tym, że jest śledzony. Wszedł do biblioteki, przywitał się z panią Pince i pobiegł do stołu w jak najdalszym miejscu tego pomieszczenia. Odetchnął z ulgą powstrzymując kolejny atak. To w końcu biblioteka, a szanse na spotkanie kogokolwiek były minimalne, zwłaszcza w tamtym zakątku. Ale jednak były.

Draco Malfoy. Ślizgon z krwi i kości. Odwieczny wróg Harrego. Śmierciożerca i zwolennik Czarnego Pana stał tam, oparty plecami o regał, z założonymi rękoma, jakby nigdy nic. 

- O, Potter, nie sądziłem, że spotkam cię akurat tutaj - wwiercił w Gryfona spojrzenie.

- Czego chcesz, Malfoy? - odparł sucho Harry.

- A co? Nie mogę pobyć chwilę sam na sam ze Złotym Chłopcem? Jakoś nie widzę, żeby twoi gryfońscy przyjaciele mieli coś przeciwko temu. Wieprzlej się obżera, a Granger siedzi z nosem w tych swoich książkach. Nie zwracają prawie na ciebie uwagi - Nie to, co ja - dodał w myślach - ja przynajmniej zauważyłem, że coś jest nie tak. Wyglądasz okropnie, co ci jest? Ostatnio często tak miewasz. 

Harry zastanowił się nad jego słowami, a najgorsze jest to, że Malfoy miał rację. Dla jego przyjaciół nie miało teraz znaczenia, gdzie idzie i co robi. Te kilka zmartwionych pytań Hermiony i na tym koniec. Coś w słowach tego kretyna było. Czyżby nawet już on to zauważył? Przecież wyczuł, że Harry ma ataki...Chociaż z drugiej strony, Gryfon nie mógł okazać słabości, bo można by to było potem wykorzystać przeciwko niemu. Postanowił więc typowo podejść do sprawy.

- Zamknij się, Malfoy.

Ślizgon w jednej chwili znalazł się przy nim, łapiąc za kołnierz koszuli i przyciskając swoim ciałem do regału z książkami.

Trust || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz