9. Sectumsempra, kocham Cię

196 14 5
                                    

Harry siedział przy stole Gryffindoru i jadł kiełbaskę. Właściwie to nie do końca jadł. Część pokroił i przesuwał nią po talerzu, imitując ubywanie posiłku. Hermiona nie zwracała niestety uwagi na jego otępienie, zamiast tego zagadnęła:

- Harry, może byś w końcu pogadał z Ginny? Wiesz, wyjaśnił tą sytuację z Malfoyem...Przeprosił za niego i no, sam wiesz.

Chłopak jednak był zbyt zajęty tokiem swoich myśli o Draco. Już od jakiegoś czasu nie miał ataku i błagał żeby nie dostać go przy wszystkich w Wielkiej Sali. Doszedł jednak do szokującego, wręcz mrożącego krew w żyłach wniosku: został oszukany, wykorzystany i przy tym pozbawiony jakiejkolwiek czujności. Nagle wszystkie puzzle wskoczyły na właściwe miejsca, tworząc spójną oraz logiczną układankę. Malfoyowi na usługach Voldemorta zostało powierzone zadanie, by osłabił jego zmysły. To wszystko było tylko nieczystą grą, która całkiem pochłonęła Gryfona, sprawiając, że został praktycznie bez przyjaciół i wsparcia.

Brunet z przerażeniem patrzył na swój talerz, mając ochotę zwrócić śniadanie. Nagle drzwi do pomieszczenia otworzyły się z cichym skrzypnięciem, a do środka wszedł Draco. Rzucił kontrolne spojrzenie Herry'emu, jednak widząc jego wyraz twarzy uzmysłowił sobie, że Gryfon wiedział. Postanowił się wycofać i niemal biegiem wypadł z Wielkiej Sali.

Harry, mimo protestu Hermiony i kilku ciekawskich spojrzeń, pobiegł za Ślizgonem.

Malfoy pierwszy wpadł do łazienki. Czuł się okropnie. A zresztą to jest za mało powiedziane. Czuł żal, złość do siebie i Czarnego Pana, poczucie winy i to uczucie...To uczucie, kiedy boimy się coś komuś powiedzieć, a nagle tracimy tę osobę i niczego już nie możemy zmienić, bo może być tylko gorzej. Nigdy nie wiadomo, czy może widzimy daną osobę po raz ostatni...

Załamany, pochylił nad umywalką i pierwszy raz od niepamiętnych czasów płakał. Prawdziwe łzy smutku i nieszczęścia mieszały się z wodą w zlewie. Złość buzowała w nim niczym alkohol w żyłach nietrzeźwego. Zacisnął pięści i popatrzył przez chwilę w swoje odbicie, po czym z całej siły uderzył. Odłamki szkła posypały się na podłogę i do zlewu, a jego kostki u ręki były całe zakrwawione.

Po chwili do środka wparował Harry.

- Co ty sobie myślałeś, Malfoy!? Jak mogłeś ze mną pogrywać?!

- To nie tak, Harry, zrozum...- chlipał. 

- A jednak nie raczyłeś mi o niczym powiedzieć. Ty psie! Expelliarmus!

Draco uchylił się, a zaklęcie uderzyło w jedno z nierozbitych dotąd luster.

- Petrificus Totalus! - zmuszony do walki, bez żadnej szansy na wyjaśnienia. W takim wypadku liczyło się tylko tu i teraz.

- Jak mogłem ci kiedykolwiek zaufać!? Ron miał rację, wy, Ślizgoni, nigdy nie będziecie normalnymi ludźmi, a jedynie podwładnymi Voldemorta! To ty dałeś Katie Bell ten naszyjnik i to ty dałeś mi te głupie czekoladki oraz Slughornowi miód pitny, czy cokolwiek to było!

- Protego! Do cholery, Potter! To nie tak, jak ci się wydaje! To Czarny Pan! On zmusił mnie do naprawiania tej głupiej szafy i zatrzymania cię na chwilę! Miałem to zrobić, żeby Śmierciożercy mogli się dostać do Hogwartu. Nic poza tym!

Harry'ego na chwilę wybiło to z rytmu. Znajdowali się teraz poukrywani w przeciwnych kątach łazienki, brudni i przesiąknięci potem oraz wodą, która ciekła z trafionych zaklęciami rur.

- Jaka znowu szafa, Malfoy?! Chciałeś zabić dyrektora!

- A o co ci chodzi jeżeli nie o nią?! Sam mnie zaatakowałeś, Potter!

Trust || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz