10. Rowena Ravenclaw

168 5 5
                                    

Aurora weszła do gabinetu nauczyciela, a ten nakazał jej usiąść przed jego biurkiem, przez chwilę siedzieli przed sobą w ciszy. Severus nie wiedział jak sacząć temat, a nastolatke tylko bardziej to stresowało. W końcu uznał że powie wszystko w prost:

- Udało mi się przekonać dyrektora. Przejmuje nad tobą pełną opiekę. - ślizgonka spojrzała na swojego wychowawce pytająco. Nie wiedziała co może oznaczać "pełna opieka". Mistrz eliksirów zorientował się, że słowa w jakie ubrał swoje zdanie były niejednoznaczne więc kontynuował. - Auroro, to co teraz powiem będzie szokujące więc proszę cię, abyś nie wychodziła bez słowa, otworzyłaś się przede mną i chce Ci pomóc. - nauczyciel oparł łokcie o swoje biurko i nieznacznie nachylił się w stronę nastolatki. - Adoptuje cię. - powiedział i poczekał chwile na reakcję dziewczyny, jednak ona tylko patrzyła się na niego z miną, która zupełnie nic mu nie mówiła. - Wiem, że to może być dla ciebie trudne, mówię ci o tym teraz żebyś mogła na spokojnie przetrawić sytuację, bo papierkowa robota i czas w którym dokumenty przejdą przez ministerstwo raczej nie będzie krótki. Spodziewaj się, że adopcja zakończy się dopiero po świętach.
- Jest Pan pewien, że chce Pan to zrobić? - spytała niepewnie.
- Tak, chociaż podejrzewam że będzie to trudne, bo raczej nie jestem odpowiednią osobą jeśli chodzi o rodzicielstwo. - Aurora uśmiechnęła się nieznacznie.
-Dziękuję. - wyszeptała prawie sama do siebie, nie była pewna co czuje, ale zaczynała coraz bardziej ufać swojemu nauczycielowi.
- Idz już, a gdybyś czegoś potrzebowała, albo poprostu chciała porozmawiać to przyjdź do mnie. I tak mamy jeszcze wiele kwestii do omówienia, ale to już nie dzisiaj.

Aurora postanowiła przejść się jeszcze po zamku, chciała spokojnie pomyśleć i zrozumieć dlaczego mężczyzna tak się dla niej poświąca.

Mijały dni, kiedy dziewczyna coraz bardziej zdawała sobie sprawę, że będzie jedyne obciążeniem dla wychowawcy, który zamierzał ją adoptować. Można powiedzieć nawet, że znów się zamykała na niego.

Z innej strony... nadchodziły święta, które Aurora jak zwykle miała w planach spędzić samotnie w zamku. Co roku mówiła wszystkim że wraca do sierocińca, a tam z kolei wysyłała listy, że zostaję w Hogwarcie. Tym razem zrobiła podobnie, jednak miała do załatwienia jeszcze sprawę z Harrym I Ronem, którzy mieli zamiar udać się w święta do działu ksiąg zakazanych.

Nastolatka nie popierała tego pomysłu, jednak wiedziała że chłopcy będą potrzebowali ochrony i że jej starania w odwodzeniu ich od pomysłu byłyby jedynie złudną nadzieją na niemożliwe. Nie znali się długo, jednak Aurora była spostrzegawcza i widziała większość zachowań dzieci, których nawet oni sami nie zauważali.

***
Nadchodził dzień wigilii. Aurora ostatnie trzy dni spędzała na strychu, zdawało jej się, że runy które próbowała rozszyfrować były nie z tego wymiaru. Niestety nie zdołała po raz kolejny otworzyć strony na której znajdowały się tajemnicze słowa
"runy to coś więcej niż znaki, one płyną z intuicji, serca i woli. Czasami jednak jedynie od duchów. " I zaczynała powoli odpuszczać. W dodatku miała wrażenie że im częściej przebywa na strychu tym szybciej czas tam płynie.
Ale wracając... w dzień tej jakże wspaniałej wieczeży dziewczyna po raz kolejny schowała się właśnie w tamtym miejscu, ale tym razem odpuściła sobie runy i te księgę, a skupiła się na szkolnym materiale. Uczyła się dobre kilka godzin. Poświęciła po czterdzieści minut na każdy przedmiot z którego ostatnio gorzej jej szło i po dwadzieścia na te jej zdaniem łatwiejsze. Nadchodził wieczór, czyli najbardziej znienawidzony czas dla niej, a zarazem najlepszy.
Nienawidziła swojej samotności, jednak uwielbiała marzyć, że jej rodzina spotyka się razem, jednak tylko bardziej ją to przybijało.
Przetransmutowała ławkę w materac na którym się położyła patrząc w sufit, a mianowicie w tę nieszczęsną belkę którą próbowała sobie odpuścić tego dnia.

Leżała i marzyła o tym, co miało się nigdy nie wydarzyć na zmianę z runami. Nie migła się skupić na jednej z tych rzeczy. W pewnym momencie usłyszała szloch dziewczyny. Bez zastanowienia poszła w tamtym kierunku.
Myślała że zwariowała, kiedy zobaczyła ducha...
- Przepraszam... - powiedziała niepewnie a duch odwrócił się w jej stqronę. - nigdy wcześniej nie widziałam dqucha kobiety w tym zamku... - dodała nieśmiało.
- Kim jesteś? Dlaczego siedzisz tutaj sama w tak piękny dzień?
- Aurora, ja... rozmyślam..., a ty? Co tutaj robisz?
- W każde święta tu przychodze. W tym miejscu zginęła cała moja rodzina. Jestem Rowena Ravenclaw, jako jedyna stałam się duchem. Dlaczego nie jesteś że swoją rodziną?
- Rowena... mój brat nie wie że jest moim bratem, rodzice nie żyją, a ja... tak w sumie to może chciałabyś mi pomóc na poprawę nastroju.
- Z chęcią. - duch jednej z założycielek Hogwartu wstał z rogu w którym siedział i podszedł do nastolatki, ktora wzięła do rąk księgę. - skąd to masz?
- co? - dopytała odruchowo Aurora.
-Te księgę. - Dusza wskazała ręką przedmiot.
- Z biblioteki, właśnie szukam jednej strony, już raz udało mi się ją otworzyć, jednak nie wiem czy jest prawdziwa... widziałam ją tylko raz, kiedy byłam zmęczona. Szukam w niej rozwiązania tych run. - nastolatka wskazała na belkę pod sufitem.
- Auroro... pamiętasz może co było na tamtej stronie? - spytała poważnie Rowena.
- oczywiście zacytuję "runy to coś więcej niż znaki, one płyną z intuicji, serca i woli. Czasami jednak jedynie od duchów. " Dlaczego pytasz.
- To ty... ta która przyjdzie z mocą, by uwolnić wszystkich. - dziewczyna powoli zmieniła się z starszą kobietę. - otwórz te stronę.
- Ale ja nie potrafię, znowu tego zrobić. - nastolatka zaczynała powoli panikować.
- Cii spokojnie dziecko... - założycielka przyłożyła dłoń do policzka Aurory, a ona poczuła na nim lekki chłód. - gdy popłynie z czegoś więcej niż oczu i rąk, samo się ukaże. - ślizgonka od razu zrozumiała i poprostu otworzyła księgę, a strona ponownie się jej pokazała. Dziewczyna zaczynała ciężej oddychać przez panikę która coraz bardziej ją ogarniała. Dopiero zaczynała zdawać sobie sprawę że słów, które usłyszała od kobiety.
- Co znaczy "ta która przyjdzie z mocą?", dlaczego ze mną rozmawiasz?
- Auroro jestem tutaj aby ci pomóc, a ty jesteś tu aby pomóc mnie. Ja pomogę Ci teraz, a ty pomożesz mnie kiedy przyjdzie na to czas. Te runy na belce... to portal. Nie będę mówić szyframi, od tego jest moja córka...
- Podobno tylko Ty jesteś duchem. - przerwała nastolatka.
- Chciałam cię sprawdzić, nie rozmawiam z byle kim, zwłaszcza jeśli nosi na piersi ślizgoński znak.
-Mhm...
- kontynuując, strona którą otwarłaś instruuje cię jak czytać tworzyć runy takie jak są nad nami. Jednak jeśli uda Ci się przeczytać te wyryte w tamtym drewnie reszta sama przyjdzie, a duchy będą z tobą stale pomagały ci je tworzyć.
No dalej pomyśl... jeśli przeczytasz te runy przyjdę do ciebie z powrotem. - założycielka zaczynała się oddalać.
- Roweno jeszcze jedno...
- Tak dziecko?
- Czy czas płynie tutaj inaczej? - spytała z nadzieją.
- Tak, dlatego zostało ci niewiele czasu. - po tych słowach duch znikną.

Aurora spojrzała na zegar I zobaczyła, że jest już północ. Po tej całej szopce wigilijnej, więc ruszyła pewnie w stronę dormitorium.

- Aurora? - ślizgona zatrzymała się gwałtownie słysząc za sobą znajomy głos. - Co ty tutaj robisz? Podobno wróciłaś do domu dziecka. - Snape uniósł brew, ewidentnie niezadowolony z położenia i jego, i jej.
-No bo... byłam ale No wrociłam już i to długa historia... - ślizgonka zachowywała się jakby nie była sobą.
- Do mojego gabinetu.
- Ale profesorze...
- Żadnego ale, masz mi chyba coś do wyjaśnienia.

(Taaa co drugi rozdział i Snape'a w gabinecie... ale ja kreatywna...)

Starsza Potter - życie to traumaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz