Rozdział 13.

312 26 1
                                    

Nie wiem nawet jak to się wszystko dokładnie potoczyło, ale byłam w tak dobrym humorze, że spędziłam tą noc z Krisem bardzo przyjemnie. Po całym zajściu zasnęłam szczęśliwa, obudziłam się szczęśliwa i chciałam ten dzień spędzić jak najszczęśliwiej.
Co prawda obudziłam się w łóżku sama, ponieważ Kris musiał iść do pracy, jednak to nic nie zmieniało.
Po śniadaniu i ogólnym ogarnięciu mieszkania postanowiłam, że czas najwyższy, by odwiedzić mojego młodszego brata.
Zamknęłam kawalerkę na klucz i wyszłam z bloku na świerze powietrze. Wyjęłam z torby karteczkę z napisanym dokładnym adresem jego nowego domu. Znałam to osiedle, mieszkała tam moja koleżanka z gimnazjum.
Czułam się cudownie. Ptaki śpiewały, słoneczko grzało, a na mojej twarzy cały czas widniał szeroki uśmiech. Po dwudziestu minutach byłam na miejscu.
Dom był piękny i naprawdę duży. Z zewnątrz cały był koloru berzowego. Owa rodzina posiadała też niemały ogród, oraz psa, który jako pierwszy mnie przywitał.
Zapukałam w wysokie, brązowe drzwi. Usłyszałam ciche kroki, przekręcanie klucza i po chwili stałam już w otwartych drzwiach.
- Dzień dobry kochanie, Anastazja, mam rację ? Spodziewaliśmy się ciebie, Karol zapowiadał, że przyjdziesz. Jednak narazie go nie ma, niebawem wróci. W tym czasie zapraszam do środka ! - przywitała mnie miła, uśmiechnięta, dość młoda kobieta.
- Dzień dobry, dziękuję. -odpowiedziałam uśmiechem.
Ale gdzie w takim razie jest Karol...
- Wejdź, siadaj, kawy czy herbaty ? -zapytała pospiesznie.
- Huh ? Kawę poproszę.
Z początku niepewnie siadłam na kanapie w salonie, ktory, tak jak w moim starym domu, był połączony z kuchnią.
Po chwili kobieta dołączyła do mnie niosąc dwa kubki z aromatyczną kawą. Siadła na przeciwko mnie i się uśmiechnęła.
- Męża też nie ma, pojechał do pracy. Także jestem tylko ja i córeczka. Ona siedzi w swoim pokoju na górze.
- Dobrze...emm - wymamrotałam - A jeśli mogę spytać... Gdzie jest Karol ?
- Wyszedł na spacer. - odpowiedziała z uśmiechem. Mi mój właśnie zszedł z twarzy.
- Coś się stało ? - spytała kobieta widząc moją zmianę humoru.
- Ja...ja zapomniałam jednej rzeczy. Bardzo panią przeproszę, ale muszę natychmiast wyjść. Przepraszam za kłopot.
- Ależ żaden kłopot. Leć szybciutko. Ja tu zaczekam.
Pospiesznie wzielam bluze, torbę i wyszłam z domu.
Nie rozumiałam co się dzieje. Co się do cholery znowu dzieje !
Jak najszybciej pobiegłam do lasku, który na szczęście był niedaleko.
Pobiegłam dokładnie w tamto miejsce. I zastałam to, czego zastać bardzo nie chciałam.
Na środku stała kobieta, obok niej Karol, trzymający nóż, a wokół nich dzieci. Podeszłam bliżej i schowałam się za krzakiem tak, aby usłyszeć rozmowę.
Sądziłam ze jest to spotkanie tak jak każde inne, jednak, jak się okazało, bardzo się myliłam.
Kobieta sie zaśmiała :
- Dobrze, Karolku kochany, odstępujesz od nas...Na samym początku mówiłam, jakie są tego konsekwencje. Rozumiem ze jesteś gotowy ?
Czas zwolnił. Ma jeszcze kogoś zabić ? Nie rozumiem ! Bałam się patrzeć co się teraz wydarzy. Ale patrzyłam i to tak dokładnie, że pamiętam wszystko ze szczegółami.
Karol przełknął ślinę, a po jego czole spłynęła kropelka potu.
- Jestem gotowy. - wymamrotał tak cicho, że ledwo usłyszałam.
Tak, ma zabić mnie, myślałam.
- No to już. - uśmiechnęła się szyderczo - Zrób to !
Karol na chwilę zamknął oczy i wypuścił nóż z dłoni tak że z trzaskiem obił się o gałązki i liście. Konciki ust, jak i brwi, drgały mu tak, że wyglądał jakby miał wybuchnąć płaczem. Ale tego nie zrobił.
Odwrócił się i powoli stawiając każdy krok, podszedł do grubego, wysokiego drzewa. Obok owego drzewa stał pieniek. Powoli śledziłam wszystko wzrokiem i im wyżej patrzyłam tym szybciej łzy napływały mi do oczu. Ponad pieńkiem była rozłożysta gałęź, na gałęzi zawiązany sznur, a na sznurze pentelka...a na pentelce zaschnięta krew...
Podszedł bliżej. Ponownie zamknął na chwilę oczy i wszedł na pieniek. Cala reszta dzieci przyglądała się temu z zaciekawieniem i widocznym rozbawieniem.
- Żegnaj, Karolu, było miło...ale się skończyło.
Był bardzo sprawiedliwy. Wywiązywał się właśnie z umowy ktora mowila, ze jesli bedzie chcial ich opuścić, bedzie musiał sam, bez niczyjej pomocy się...powiesić.
Ale w tym wypadku wolałam żeby kłamał.
Gdy chwycił dłońmi sznur, nie mogłam dłużej na to patrzeć.
- Stop !!! - krzyknęłam i wyskoczyłam zza krzaków.
Wszyscy przenieśli wzrok z szubienicy na mnie. Jednak Karol, mimo że mnie widział, nie zatrzymywał się.
Dwoje chlopców podbiegło do mnie i przytrzymało. Mimo nieustających prób i wrzasków, nie udawało mi się wydostać z ich ścisku.
- Nie, przestań ! - błagałam.
- Tak musi być. Kocham Cie, Nastka. - szepnął mój brat.
- Nie musi tak być, wcale nie musi ! - starałam się dalej.
Kobieta okrutnie się zaśmiała.
- Nie widzisz, że już nic nie zdziałasz ? Aleksa, Gracja, uporajcie się z tym, jak mu tam, Krisem. - wydała polecenie.
- Ale jak to ?! - Karol wyksztusił resztkami sił. Tak. Jego szyje zaciskał już sznur a po policzkach płynęły łzy. Nie miał sił się już ratować. Zaczęłam się mocniej wyrywać, jednak było to na nic. - Umowa była inna ! - wykrzyknął, ksztusząc się własną krwią. To było okropne.
- Hahaha, naiwny, mały chłopczyk. No już, do roboty dziewczęta ! - zaśmiała się kobieta.
Przez łzy patrzyłam jak Karol umiera. Jak się dusi, jak przestaje się szarpać i ruszać. I jak dusza z niego wylatuje.
- Karol, nie !!! - krzyknęłam jak najgłośniej.
- Widzisz, tak naprawdę musiało być. - kpiła sobie kobieta.
- Kim ty w ogóle jesteś ?! - wydarłam się.
- Otóż ja, moja droga, jestem osobą, która niszczy ci właśnie resztki normalnego życia. Przez niektórych nazywana psychopatką, a dla innych, boginią. Lecz dla ciebie...jestem największym koszmarem. - uśmiechnęła się, po czym odwrócila się i znikła za drzewami.
Wyrywałam się, wrzeszczałam i płakałam. Nie wiem ile czasu mi na tym zleciało, ale nie przestawałam.
W końcu dzieci zaczęły się śmiać, więc nieco poluźniły chwyt.
Korzystając z okazji, uderzyłam je i wydarłam im sie z rąk.
Nie patrząc za siebie, zaczęłam biec.
Bieglam i biegłam, byle najdalej od tego przeklętego miejsca. A jak juz wybiegłam z lasu, biegłam dalej, do mieszkania. Pędziłam ile sił w nogach i nie męczylam się; adrenalina.
Dobiegłam do kawalerki. Drzwi od niej były otwarte, a całe wnętrze wywrócone do góry nogami.
Na środku, na łóżku leżał Kris, w kałóży krwi. Nie patrzyłam na niego, tylko położyłam obok i płakałam.
- D-dlaczego... - wymamrotałam sama do siebie.
Najchętniej leżałabym tam, nie jadła, nie piła i umarła obok niego, ale przedtem musiałam zrobić coś jeszcze...
~~~~~~
Cooo ?
Wiem że długo mnie nie bylo, przepraszam
Ale jestem z nowym...i dwoma rozdziałami !
Jak tylko opublikuję ten, biorę sie za pisanie kolejnego, niestety ostatniego.
Przepraszam ze jestem taka beznadziejna i beznadziejnie pisze, ale ostatnio znow siebie sama znienawidzilam, wiec tym bardziej zalezy mi na waszych opiniach w komentarzach.
Do za chwilę :***

Ona...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz