Rozdział 8.

400 37 2
                                    

Jego słowa zabrzmiały tak ostro i groźnie ze zaczęłam się niepokoić.

- Nie rozumiem, co masz na myśli ? - zapytałam po chwili

Odpowiedział mi szyderczym uśmiechem, po czym potrzasnal głową a po jego policzku zpłynęła łza.

- Bo widzisz, jest zupełnie inaczej niż myślisz. Stało się coś strasznego.

- Tak, śmierć Oliwii była straszna.

Słysząc te słowa syknął a światło odbiło się od dwóch kolejnych łez.

Nie chciałam żeby płakał ale uznałam że mimo wszystko należy mu się.

- Nie chodź i o to... - wymamrotał jakby do siebie, jednak usłyszałam.

Otworzyłam szerzej oczy i spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
- Więc nie przeciągaj i powiedz o co ?!

- Ja...

Zapadła chwila ciszy. Czułam w powietrzu że coś się szykuje, coś co zalanie mnie jeszcze bardziej niż strata opiekunki. Bałam się tego usłyszeć. Lecz nie spodziewałam się ze to o czym rozmawiamy jest AŻ TAK straszne.

- Zaczęło sprawiać mi to przyjemność. - wpluł nie patrząc na mnie.

Zamarłam. Otworzyłam oczy jeszcze szerzej. Myślałam że gorzej być nie może. To czego jeszcze ja się mam spodziewać ?! Myślałam. Po chwili uświadomiłam sobie ze chłopak znajduje się niecałe pół metra ode mnie, na piętrowym łóżku i ciałem blokuje drabinkę. Zaczęłam powoli się cofać, jednak już po chwili moje plecy zetknely się z zimną ścianą. Nie wierzyłam w to co usłyszałam.

- Możesz powtórzyć ? - zapytałam mimowolnie.

- Sprawia mi to przyjemność. Zabijanie sprawia mi przyjemność ! - krzyknął zdlawionym od łez głosem gwałtownie kierując wzrok tak ze zetknął się z moim.

Chciałam się cofnąć, ale nie mogłam. Chciałam przeniknąć przez ścianę i spaść z trzeciego piętra plecami w dół. Żeby tylko nie być przy nim.

- Proszę, pomóż... - wymamrotał.

- J-jak niby mam ci pomóc...morderco ?! - zaczęłam płakać. Spojrzał na mnie z żalem.

Zostawiłam go samego z tak wielkim problemem. Jednak nie mogłam nic zrobić. Strach mną zawładnął.

W jednej chwili podniósł się, na co zrobiłam ruch ręką, żeby się obronić. Jednak nie było takiej potrzeby. Zeskoczył z łóżka i wybiegł z pokoju bez słowa. Nie wiedziałam co mam zrobić. Wciąż nie mogłam się pogodzić z tym co przed chwilą usłyszałam.

Siadłam na łóżku opierając się o ścianę i zakrywając dłońmi usta, żeby nie wydostać się z nich przeraźliwie krzyk, patrzyłam za okno. Pogoda była okropna. Padał gesty deszcz i wszędzie było ciemno i szaro. Obserwowałam jak krople odbijają się o zakratowane okno i, niektóre powoli, niektóre szybko, po nim spływają.

Spojrzałam na zegarek. Godzina 14:50. O 15 obiad.

Powoli zeszłam po drabince na podłogę. Byłam sama w pokoju. Cisza mnie przerażała. Czułam się jakby w całym wielkim budynku nie było żywej duszy. "Jedynie martwe". Pokręciłam głową chcąc szybko wyrzucić z niej taką myśl. Jednak żeby się upewnić pospiesznie chwyciła czarną bluzę, telefon z podłączonymi juz słuchawkami i wychodząc z pokoju narzuciłam na siebie ubranie. Zaczęłam iść szybko, niemalże biec. Jednak zwalniałam wraz ze zbliżeniem się do stołówki. ku mojej uciesze zaczęłam słyszeć krzyki dzieci i głosy opiekunów. Ze słuchawkami w uszach i rękami w kieszeniach jasno-niebieskich rurek weszłam do pomieszczenia pełnego osób w różnym wieku, ale każde poniżej 18-tki. Podeszłam do lady z jedzeniem. Nałożyłam na talerz kotleta schabowego, trochę ziemniaków i na spróbowanie jakiejś sałatki z sałatą i pomidorem. Złapałem jeszcze sztućce i siadlam przy pustym stole.

Zamknęłam się w sobie i grzebiąc widelcem w jedzeniu rozmyślałam.

Otrząsnęłam się za sprawą czyjejś ręki, łapiącej mnie za ramię i głosu zza moich pleców :

- Cześć Nasti, mogę się dosiąść ?

Odwróciłam się i ujrzałam za sobą Sandrę, 16-letnią, piękną dziewczynę. Znałam ją już wtedy gdy trafiłam tu po wypadku slowodowanym pijactwem moich rodziców. Zawsze mogłam na nią liczyć. I choć nie byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami, cieszę się że ją poznałam. I patrząc na nią automatycznie pomyślałam o Sarze. Sara, moja "przyjaciółka" która najwidoczniej uznała nie za idiotkę przez to wszystko bo nie rozmawiałyśmy od przynajmniej pół roku.

- Pewnie, siadaj. - odpowiedziałam po jakimś czasie, odsuwajac krzesło obok mnie, ułatwiając jej siadanie.

- Coo jest kochana ? - spytała opiekuńczo wyjmujac z mojego ucha prawą słuchawkę, bo po tej stronie mnie siedziała.

- Ehh, nie zrozumiesz. Życie. - wymamrotała wciąż grzebiąc widelcem w ziemniakach.

- Wiem coś o tym. - powiedziała z kawałkiem kotleta w buzi.

- Uwierz mi, że nie wiesz... - westchnęłam.

W odpowiedzi wzruszyła ramionami.

- Nie jesz ? - spytała patrząc na mój pełny talerz. Odruchowo wzięłam do buzi kawałek pomidora, połknęłam po czym wstając odpowiedziałam

- Nie mam ochoty, smacznego.

- Jak chcesz - ponownie wzruszyła ramionami - ale wyjątkowo smaczne dzisiaj, dzięki. - uśmiechnęła się w moją stronę. - O ! Nasti ! - zawołała mnie gdy już odchodzilam. Odwróciłam się w jej stronę pytająco. - Dziś na auli będzie wieczór gier, wpadniesz ?

Chciałam juz odpowiedzieć ze mam co robić kiedy zdałam sobie sprawę z tego ze mój brat to psychopata, który może mnie zamordować kiedy chce, a jeśli nie pójdę na wieczór gier, będę musiała spędzić z nim sam na sam cały wieczór.

- Tak, tak przyjdę. - odpowiedziałam po chwili.

- Super ! - była widocznie zadowolona. W sumie od dawna nie chodziłam na tego typu organizowane zabawy. - To o 19:30 bądź pod moim pokojem. Do zo !

W odpowiedzi kiwnelam głową. Odstawiłam talerz na ląd przy okienku gdzie oddaje się resztki jedzenia i skierowałam się do pokoju.

"Na razie muszę wytrzymać prawie 5 godzin. Pestka" - zaśmiałam się w duchu ironicznie.

------

No i czoo ???
Czekam na komentarze i ★
I błagam nie opuszczajcie mnie, ja się dla was naprawdę staram kociaki :***
Do nastepnego ♡♥♡
Liczę na was ^^

Ona...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz