W mojej głowie pojawił się głos Robina opowiadającego mi co robił mu łapacz. Powiedział że jeśli kiedykolwiek ktoś będzie chciał mnie zabić muszę zrobić krok do przodu, krok do tyłu, do przodu, i zamachnąć pięścią. Miałam w planach wykorzystać tą taktykę Arellano, która miałam nadzieje że będzie na tyle dobra żeby pokonać łapacza. Już zamachnął się żeby wbić siekierę w mojej plecy ale ja szybko zrobiłam krok do tylu. Jego nogi wpadły w dziurę przy czym płakał jakby umierał. Walka toczyła się przez jakieś 15 minut. Łapacz próbował wydusić z siebie ostatnie słowa ale nie mógł bo odszedł do innego świata. Chyba każdy wie jakiego. Gdy wychodziłam po schodach zastanawiając się nad tym co właśnie zrobiłam, policja weszła do środka. Pytali się gdzie on jest, a ja odpowiedziałam godnie z prawda dopowiadając że broniłam się i trzyma tu swoje zabite ofiary. Przy płocie siedziała zapłakana Gwen, Finniey w okropnym stanie, Bruce na skraju załamania i moi rodzice którzy płakali ile wlezie. Otworzyłam drzwi, odrazu wzrok Gwen powędrował na mnie.
-Lizzy.- Powiedziała z niedowierzaniem i pobiegła w moja stronę po czym zamknęła mnie w uścisku.-Tak bardzo się martwiłam, miałam sny że nie żyjesz.- Powiedziała zapłakana.Odrazu po niej podbiegł do mnie Bruce mówiąc jak to on się martwił i płakał po nocach. Przybiegła tez jeszcze jedna osoba. Która chyba liczyła się najbardziej. Niby zerwaliśmy kontakt ale nadal miał, ma i będzie miał specjalnie miejsce w moim sercu.
-Tak bardzo się o ciebie bałem. Codziennie będę odprowadzał cie z szkoły prosto pod drzwi i nigdy nie pozwolę żeby ktoś zrobił ci krzywdę. Kocham cie Lizzy.
-Ja ciebie też Finniey.-Powiedziałam i odwzajemniłam uściskPodbiegli do mnie również rodzice, byli cali zapłakani, mówili jak bardzo się o mnie martwili i to że mnie kochają. Mimo wszystko cieszyłam się każdym najmiejszym słowem, Gwen, Bruce'a, Finniey'a i moich rodziców. Tak naprawdę tylko ich darzyłam zaufaniem i miłością.