Rozdział 7

2.6K 61 1
                                    


Następnego dnia byłam umówiona wraz z dziewczynami na plaży. Miałyśmy spędzić ten dzień zupełnie same. Popijałam truskawkowego shake'a gryząc plastikową słomkę w ustach. Pogoda była w miarę ładna, a fale sprzyjające surfowaniu.

-Idziecie na noc świętojańską? - zapytała Kiara, przerywając ciszę.

-Ja muszę, kupiłam już nawet sukienkę. - odparłam po chwili, a Sarah tylko mi przytaknęła.

-Mnie rodzice zmuszają. - odparła ciemnowłosa, jęcząc niezadowolona.

Chwilę jeszcze rozmawiałyśmy, a później łapałyśmy falę, zakładając się która złapie najwięcej. Przegrany stawia piwo. Mimo, że tak, czy siak byśmy się go napiły, toczyłyśmy zawziętą rywalizację. Starałam się najbardziej mogłam żeby wygrać. Wypłynęłyśmy na piasek, wychodząc całe mokre z wody.

-Sarah niestety, ale przegrałaś, więc stawiasz. - uśmiechnęłam się wrednie, wystawiając blondynce język. Razem z Kie śmiałyśmy się z przyjaciółki i już za moment pakowałyśmy deski do mojego jeepa.

-Małpy jesteście obie. - odgryzła się po chwili, gdy podjechałyśmy pod jeden ze sklepów.

Gdy blondynka wróciła, skierowałyśmy się do jej domu. Stwierdziłyśmy, że zrobimy sobie babski wieczór, pijąc bez chłopaków, obgadując innych i śmiejąc się z głupot. W tle leciała jakaś tandetna komedia romantyczna. Dziewczyna zakochała się we wrednym koledze brata, żyli długo i szczęśliwie bla bla bla.

-No nie mów, że ci się podoba! - pisnęła Sarah.

-Nie wiem sama, jest miły i to raczej tyle. - westchnęła ciężko Kie, odwracając się na plecy.

-O kim rozmawiacie? - zapytałam czując, że jestem nie w temacie. Rzadko kiedy ktoś przypadał do gustu brunetce, więc od razu się zainteresowałam.

-Młody Heyward, Pope jeśli dobrze pamiętam. - zmarszczyłam brwi na wzmiankę imienia chłopaka. Wiedziałam, że koleguje się z płotkami, ale myślałam, że to tylko przyjaźń.

-A on nie jest czasem płotką? - zapytałam.

-Jest, ale to nic nie zmienia, jest naprawdę mądry i miły.

Chwilę jeszcze rozmawiałyśmy na jego temat, a potem zaczęłyśmy rozmyślać o nocy świętojańskiej. Śmiałam się razem z przyjaciółkami ze słów mojej mamy, która chciała, żebym znalazła sobie chłopaka. Wstałam z łóżka, oznajmiając, że muszę skorzystać z łązienki,a potem wyszłam z pokoju blondynki zamykając za sobą drzwi. Zderzyłam się z z czymś twardym. Dokładniej to z męskim i jak myślę, dosyć umięśnionym torsem. Otworzyłam oczy i ujrzałam nagą klatkę piersiową, należącą do Rafe'a. Jak na zawołanie, poczułam jak moje policzki zaczynają delikatnie piec, a na nie wkrada się delikatny róż. Cóż, skłamię jeśli powiem, że nie spodobało mi się to co widzę, ale przypomniałam sobie, że to brat mojej przyjaciółki. Delikatnie potrząsnęłam głową, przepraszając chłopaka.

-Ślina ci zaraz ścieknie po brodzie Rodriguez. - zaśmiał się blondyn na co spiorunowałam go wzrokiem i weszłam szybko do łazienki. Buchnęło we mnie gorące powietrze, jak wnioskuję po kąpieli miniętego przeze mnie chłopaka. Spojrzałam na swoje odbicie i widziałam, jak czerwone są moje policzki. Potarłam je delikatnie, by nie zmyć makijażu i skarciłam się w myślach, za rozmyślanie o blondynie.

Wróciłam do dziewczyn i przez resztę wieczoru śmiałyśmy się i popijałyśmy piwo. Później pojechałam do domu, podrzucając Kiarę po drodze. Weszłam do swojego pokoju i wtuliłam się w miękką kołdrę. Oczy zaczęły mi się zamykać i już chwilę później zasnęłam.

accident • rafe cameronOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz