Rozdział 1

247 12 2
                                    

Minęły 3 miesiące od jej śmierci. A moje życie, wygląda jakbym umarła również ja. Wstaję, czasem jem, pracuje, biorę leki, śpię. Dzień w dzień. Tydzień w tydzień. Miesiąc w miesiąc. Nie powiem, że mam dość, ale jestem zmęczona. Chciałabym zacząć żyć inaczej ale bez niej nic nie ma znaczenia. Został mi tylko dziadek ale nie mam z nim kontaktu. A jak on odejdzie?

-STOP- wydarłam się na cały głos, bo naprawdę miałam dość tych wszystkich natrętnych myśli.
A co jeśli on już odszedł?
Mój dziadek. Nie odbiera ode mnie od 2 tygodnii. Dzwonię do niego codziennie, bo nie chce żeby zamknął się w sobie, tak jak po śmierci babci Rose. Nie przyjechał do mnie, a po październikowej rozmowie, która odbyła się miesiąc temu obiecał ze przyjedzie na początku listopada.

Może ma coś ważnego do roboty? Może kogoś poznał? Może jedzie do mnie?
Może jednak...
Zmarł?

Za dużo pytań, za mało odpowiedzi.

Wstałam z łóżka i zrobiłam sobie czarną herbatę bez cukru i zaczęłam szykować się do pracy. Od około 3 dni żyje tylko na wodzie i herbacie. Nic nie jem, bo nie czuje potrzeby. Nadal nie wiem co z moją mamą. Nie wiem kto i co jej zrobił. Ostatnio czuje, że nie żyje. Może ja umarłam? Albo to tylko moja wyobraźnia?
                                                   ****
Właśnie wychodzę z pociągu. Czytam notatkę w telefonie o niejakim "nożowniku różowowłosym" i wzdrygam się na samą myśl, że to mógł być on. To on mógł zabić mi mamę. Ale... Obok niej nie było krwi. Ani nie miała ran. Ehh.. Trudna sprawa. Patrzę na godzinę i zastygam w miejscu.
12:56
Za 4 minuty zaczynam pracę a mam jeszcze 10 minut do budynku restauracji, w której pracuje.

- Kurwa, co za dzień- mówię cicho sama do siebie poirytowana.

Nigdy się nie spóźniałam, bo wiedziałam, że praca to moje jedyne utrzymanie,a jeżeli mnie zwolnią... Jeżeli..
Jeżeli mnie zwolnią, on mnie zabierze do siebie.
Ja nie chce.
Nie.
Nie mogę o tym myśleć.
On nie ma prawa.
Albo ja sobie to wmawiam...

Kiedy jestem już na miejscu, ubieram się w rzeczy do pracy i zaczynam zbieranie zamówić od stolika z numerem 5.

- Dzień dobry. Czy państwo się już zdecydowali?- Zapytałam parę starszych ludzi siedzących naprzeciwko siebie.
-Dzień dobry. Powiedzmy, że się zdecydowaliśmy. - Starszy pan zaczął mówić w dość wolny sposób, ale nie okazywałam zdenerwowania tym. - Ja poprosiłbym spagetti bolonese, a żona wodę. Dziękujemy.
-To wszystko? - Zapytałam, tak jak uczyli mnie na szkoleniu. - Tylko woda dla pani?
-Tak. D-z-i-e-k-u-j-e-m-y. - Powiedział mężczyzna w nie kulturalny sposób.

- Co za ludzie, typ będzie mi przed ryjem literować. Kurwa. Mam dobry słuch.
- No cóż. Takich ludzi mamy w pracy. Co mam poradzić. Ludzie to ludzie, nic mu nie zrobisz Vic. - Laura odpowiedziała mi na mój krótki monolog.

Laura to koleżanka z pracy. Pracuje tu od 2 lat i mówi że kocha tą pracę. Trochę to dziwne, ale okej. Jak można lubić tą robotę, a co dopiero ją kochać? Sami debile tu przychodzą.
La kiedyś opowiadała mi o tym jak podczas jej zmiany chłopak zadźgał starszą panią. Różowo włosy chłopak. Mówiła, że wyglądał jak klaun czy jakoś tak. Nie pamiętam.

Było to może rok temu? Może 2?
Różowo włosy
Różowe włosy
Hmmm
Nie ważne.
-Musze iść do toalety. Zaraz wrócę. Daj zamówienie do stolika nr. 5. Dzięki - powiadomiłam Laurę i poszłam do toalety.

- Vic? Ale nikt tam nie siedzi..
- Co? No był ten typ i ta dziewczyna. Weź no.
-Nie. Ma. Nikogo. N I K O G O. W ogóle!
-to może w innym stoliku? Zobacz - krzyczałam tylke ile sił bo kibel był naprawdę daleko.

-NIKOGO W RESTAURACJI... TYLKO CHŁOPAK. RÓŻ...
O nie. Nie. Nie. Nie.

-Laura?
-LAURAAA? jesteś tam?
Coś huknęło i nagle zastąpiła to cisza. Coś cichszego niż cisza. Nie wiem. Pustka.
On tu był. Nie tylko on.
Był tu też zabójca. Zabójca Babci Rose...różowo włosy Will.

Silence can hurt #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz