- Najpierw musisz wiedzieć, że magia to manipulowanie energią do o koła. Najprostszym ćwiczeniem, od którego zaczniemy, będzie telekineza - w dłoni demona pojawił się nie wielki kawałek skały. Położył go na ziemi. - Spróbuj go ruszyć siłą umysłu.
- Jak? - spytałem.
- Wyobraź sobie jak nie widzialna energia gromadzi się pod kamieniem i nim kieruje - wyjaśnił.
Próbowałem przez następne pół godziny, aż w końcu mi się udało nieznacznie przesunąć kamyk. Po godzinie morderczych prób już umiałem ruszać nim na wszystkie strony. Nawet w górę!
- Przerwa, Sosenko - zarządził Bill. - Na dziś starczy.
- Chce się jeszcze uczyć!
- Jesteś wykończony, krzywdę sobie zrobisz - stwierdził. Chwycił mnie za dłoń i zaciągnął z powrotem do swojego mieszkanka w skale. - Odpocznij - gestem wskazał mi na łóżko.
***
Następne dni blondyn uczył mnie coraz więcej przydatnych zaklęć.
Miałem jasny plan dnia; śniadanie, nauka, jedzenie, czas na poznawanie świata, w którym się znalazłem i kolacja. Zdziwił mnie fakt, że demon pilnował mnie, żebym jadł oraz spał. Prawie tak jakby mu na mnie zależało.
- Bill? - spytałem któregoś wieczoru, gdy kładliśmy się spać. Miał tylko jedno łóżko, więc musialiśmy się podzielić.
- Tak, Sosenko? - nakrył nas futrem jakiegoś zwierzęcia, które robiło za kołdrę.
- Mógłbyś... - wacham się. - wymazać mi pamięć?
- Co?! - podniósł się na rękach. - Nie, jest masa rzeczy, które musisz pamiętać!
- Proszę. Chce cie pamiętać takiego jak teraz - wyjaśniłem szeptem.
- Do czego zmierzasz? - spytał podejrzliwie.
- Wymaż z mojej pamięci dziwnogedon.
- Nie - chwycił mnie za ramiona. - Nic ci nie wymażę. Musisz pamiętać o... o - głos mu się załamał. - o moich błędach - dokończył smutno.
- Czemu niby?! Przecież przez to uważałem cię za potwora!
- Bo jestem potworem, Sosenko - po jego policzku spłynęła łza.
- Nie jesteś - przytuliłem go.
Łzy demona moczyły moją koszulkę, ale nie zamierzałem go puszczać. Obejmowałem go i uspokajająco głaskałem po plecach, tak długo jak tego potrzebował.
- Miałeś powód - puściłem go.
- Ale to nie usprawiedliwia moich czynów - otarł twarz rękawem. - Skrzywdziłem tyle stworzeń. Najbardziej ciebie - spojrzał mi w oczy. - powinieneś to pamiętać.
- Ale nie chce! - zezłościłem się. Nie będzie mi mówił co powinienem, a czego nie.
- Może inaczej - zaczął, znacznie spokojniej. - Nawet jeśli wymażę ci to z pamięci, będziesz zadawał pytania, zastanawiał się czemu się mnie bałeś. Jesteś mądrym chłopakiem, prędzej czy później się dowiesz co się w tedy wydarzyło. A w tedy mnie znienawidzisz.
Zastanawiałem się nad jego słowami. Może i miał racje?
- Dobranoc, Sosenko - demon położył się z powrotem na posłaniu, kończąc temat.
- Dobranoc, Bill - również poszedłem spać.
***
Tej nocy nie spałem zbyt dobrze. Cały czas zastanawiałem się, co tak na prawdę kierowało blondynem. Czemu zamiast zakończyć wojnę w tym wymiarze, rozpętał go w moim?
Nad ranem obudził mnie zapach pieczonego mięsa. Najwyraźniej na śniadanie znowu była ryba. W jaskiniach nie było zbyt dużo opcji. Głownie ryby, fluorescencyjne grzyby i kilka owoców rosnących w tym mroku.
Wstałem z posłania, żeby zobaczyć jak Bill podpieka dwa nie wielkie kawałki mięsa niebieskimi płomyczkami.
- Oo, wstała moja Sosenka - ucieszył się. Zupełnie jakby zapomniał naszą wczorajszą rozmowę.
Ogień zgasł.
- Masz - powiedział demon posyłając rybę w moją stronę. Danie lewitowało.
Wyobraziłem sobie nie widoczną energię gromadzącą się tuż pod mięsem. W ten sposób to ja trzymałem posiłek, a nie Bill.
- Brawo - ucieszył się oraz zmieżwił moje włosy.
- Czemu się tak zachowujesz? - nie wytrzymałam i spytałem, gdy siadaliśmy do stołu. Ryby wylądowały na naszych talerzach.
- Jak? - zdziwił się, wsadził kawałek jedzenia do ust.
- Tak jakby nic się nie wydarzyło! Wczoraj rozmawia...
- Bo nie ma o czym gadać - przerwał mi, biorąc kolejny kawałek.
- Jest o czym!
- Ehhh - westchnął cierpienniczo. Na chwilę odłożył widelec. - O czym chcesz rozmawiać? - spojrzał mi w oczy. Aż się wzdrygnąłem. W jego spojrzeniu kryło się zdenerwowanie.
- Czemu TO zrobiłeś? - spytałem, siląc się na spokojny ton.
- Co zrobiłem? - w jego głosie pobrzmiewała złość.
- Dziwnogedon! - wrzasnąłem.
- Bo Szustak nie chciał wpuścić reszty do waszego wymiaru! Bo musieliśmy się gdzieś ukryć! - wstał od stołu. - Bo nie dało się inaczej! - wyszedł z pomieszczenia.
Analizowałem wszystko co powiedział, jednocześnie, nie świadomie, jedząc już zimne śniadanie.
***
Przez cały dzień demona nigdzie nie było. Nawet Will nigdzie go nie widział.
- Ale nie martw się, na pewno wróci - zapewnił. - Często tak robi.
Posłuchałem rady niebieskowłosego. Czekałem i czekałem, ale demon nie wracał. Na drugi dzień poprosiłem Aled i Mirę. Szybko tego pożałowałem, rozmowa z wilkrem była trudna ze względu na... zaimki tej osoby. Starałem się jak mogłem, ale to było za trudne. Wyjaśnili mi jednak, że zamiast ,,jej" używa się ,,jeno" i pod koniec rozmowy zacząłem płynniej mówić o ono.
Gdy zmęczyłem się poszukiwaniami wróciłem do mieszkania demona. Było tam wyjątkowo pusto. Nie chodzi o meble, ich było tyle samo, ale pomieszczenia wydawały się pozbawione duszy.
***
Obudziłem się następnego dnia. Chyba. Ciężko to stwierdzić pod ziemią. Wyjątkowo tym razem nie czekało na mnie śniadanie. Najwyraźniej blondyn dalej nie wrócił.
Z nikąd nagle pojawiły się zakapturzone, czarne postaci, znacznie wyższe ode mnie. Jedna z nich spojrzała na mnie.
*792 słow*
CZYTASZ
Pierdolone Demony | Billdip | ZAKOŃCZONE✅
FanfictionJeżeli szukasz kolejnego ff, w którym Dipper nie ufa Billowi, ale dwie minuty później są best friends, w następnym rozdziale lemon, a historia zaczyna się od ,,hej jestem Dipper Pines"... To źle trafił*ś. Ale może od początku; od dziwnogedonu mija 5...