13. Dla czego?

145 11 18
                                    

- Najpierw musisz wiedzieć, że magia to manipulowanie energią do o koła. Najprostszym ćwiczeniem, od którego zaczniemy, będzie telekineza - w dłoni demona pojawił się nie wielki kawałek skały. Położył go na ziemi. - Spróbuj go ruszyć siłą umysłu.

- Jak? - spytałem.

- Wyobraź sobie jak nie widzialna energia gromadzi się pod kamieniem i nim kieruje - wyjaśnił.

Próbowałem przez następne pół godziny, aż w końcu mi się udało nieznacznie przesunąć kamyk. Po godzinie morderczych prób już umiałem ruszać nim na wszystkie strony. Nawet w górę!

- Przerwa, Sosenko - zarządził Bill. - Na dziś starczy.

- Chce się jeszcze uczyć!

- Jesteś wykończony, krzywdę sobie zrobisz - stwierdził. Chwycił mnie za dłoń i zaciągnął z powrotem do swojego mieszkanka w skale. - Odpocznij - gestem wskazał mi na łóżko.

***

Następne dni blondyn uczył mnie coraz więcej przydatnych zaklęć.

Miałem jasny plan dnia; śniadanie, nauka, jedzenie, czas na poznawanie świata, w którym się znalazłem i kolacja. Zdziwił mnie fakt, że demon pilnował mnie, żebym jadł oraz spał. Prawie tak jakby mu na mnie zależało.

- Bill? - spytałem któregoś wieczoru, gdy kładliśmy się spać. Miał tylko jedno łóżko, więc musialiśmy się podzielić.

- Tak, Sosenko? - nakrył nas futrem jakiegoś zwierzęcia, które robiło za kołdrę.

- Mógłbyś... - wacham się. - wymazać mi pamięć?

- Co?! - podniósł się na rękach. - Nie, jest masa rzeczy, które musisz pamiętać!

- Proszę. Chce cie pamiętać takiego jak teraz - wyjaśniłem szeptem.

- Do czego zmierzasz? - spytał podejrzliwie.

- Wymaż z mojej pamięci dziwnogedon.

- Nie - chwycił mnie za ramiona. - Nic ci nie wymażę. Musisz pamiętać o... o - głos mu się załamał. - o moich błędach - dokończył smutno.

- Czemu niby?! Przecież przez to uważałem cię za potwora!

- Bo jestem potworem, Sosenko - po jego policzku spłynęła łza.

- Nie jesteś - przytuliłem go.

Łzy demona moczyły moją koszulkę, ale nie zamierzałem go puszczać. Obejmowałem go i uspokajająco głaskałem po plecach, tak długo jak tego potrzebował.

- Miałeś powód - puściłem go.

- Ale to nie usprawiedliwia moich czynów - otarł twarz rękawem. - Skrzywdziłem tyle stworzeń. Najbardziej ciebie - spojrzał mi w oczy. - powinieneś to pamiętać.

- Ale nie chce! - zezłościłem się. Nie będzie mi mówił co powinienem, a czego nie.

- Może inaczej - zaczął, znacznie spokojniej. - Nawet jeśli wymażę ci to z pamięci, będziesz zadawał pytania, zastanawiał się czemu się mnie bałeś. Jesteś mądrym chłopakiem, prędzej czy później się dowiesz co się w tedy wydarzyło. A w tedy mnie znienawidzisz.

Zastanawiałem się nad jego słowami. Może i miał racje?

- Dobranoc, Sosenko  - demon położył się z powrotem na posłaniu, kończąc temat.

- Dobranoc, Bill - również poszedłem spać.

***

Tej nocy nie spałem zbyt dobrze. Cały czas zastanawiałem się, co tak na prawdę kierowało blondynem. Czemu zamiast zakończyć wojnę w tym wymiarze, rozpętał go w moim?

Nad ranem obudził mnie zapach pieczonego mięsa. Najwyraźniej na śniadanie znowu była ryba. W jaskiniach nie było zbyt dużo opcji. Głownie ryby, fluorescencyjne grzyby i kilka owoców rosnących w tym mroku.

Wstałem z posłania, żeby zobaczyć jak Bill podpieka dwa nie wielkie kawałki mięsa niebieskimi płomyczkami.

- Oo, wstała moja Sosenka - ucieszył się. Zupełnie jakby zapomniał naszą wczorajszą rozmowę.

Ogień zgasł.

- Masz - powiedział demon posyłając rybę w moją stronę. Danie lewitowało.

Wyobraziłem sobie nie widoczną energię gromadzącą się tuż pod mięsem. W ten sposób to ja trzymałem posiłek, a nie Bill.

- Brawo - ucieszył się oraz zmieżwił moje włosy.

- Czemu się tak zachowujesz? - nie wytrzymałam i spytałem, gdy siadaliśmy do stołu. Ryby wylądowały na naszych talerzach.

- Jak? - zdziwił się, wsadził kawałek jedzenia do ust.

- Tak jakby nic się nie wydarzyło! Wczoraj rozmawia...

- Bo nie ma o czym gadać - przerwał mi, biorąc kolejny kawałek.

- Jest o czym!

- Ehhh - westchnął cierpienniczo. Na chwilę odłożył widelec. - O czym chcesz rozmawiać? - spojrzał mi w oczy. Aż się wzdrygnąłem. W jego spojrzeniu kryło się zdenerwowanie.

- Czemu TO zrobiłeś? - spytałem, siląc się na spokojny ton.

- Co zrobiłem? - w jego głosie pobrzmiewała złość.

- Dziwnogedon! - wrzasnąłem.

- Bo Szustak nie chciał wpuścić reszty do waszego wymiaru! Bo musieliśmy się gdzieś ukryć! - wstał od stołu. - Bo nie dało się inaczej! - wyszedł z pomieszczenia.

Analizowałem wszystko co powiedział, jednocześnie, nie świadomie, jedząc już zimne śniadanie.

***

Przez cały dzień demona nigdzie nie było. Nawet Will nigdzie go nie widział.

- Ale nie martw się, na pewno wróci - zapewnił. - Często tak robi.

Posłuchałem rady niebieskowłosego. Czekałem i czekałem, ale demon nie wracał. Na drugi dzień poprosiłem Aled i Mirę. Szybko tego pożałowałem, rozmowa z wilkrem była trudna ze względu na... zaimki tej osoby. Starałem się jak mogłem, ale to było za trudne. Wyjaśnili mi jednak, że zamiast ,,jej" używa się ,,jeno" i pod koniec rozmowy zacząłem płynniej mówić o ono.

Gdy zmęczyłem się poszukiwaniami wróciłem do mieszkania demona. Było tam wyjątkowo pusto. Nie chodzi o meble, ich było tyle samo, ale pomieszczenia wydawały się pozbawione duszy.

***

Obudziłem się następnego dnia. Chyba. Ciężko to stwierdzić pod ziemią. Wyjątkowo tym razem nie czekało na mnie śniadanie. Najwyraźniej blondyn dalej nie wrócił.

Z nikąd nagle pojawiły się zakapturzone, czarne postaci, znacznie wyższe ode mnie. Jedna z nich spojrzała na mnie.

*792 słow*

Pierdolone Demony | Billdip | ZAKOŃCZONE✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz