5. Powrót Natchosa

247 20 48
                                    

Jak każdego wieczoru, razem z Mabel i Willem oglądaliśmy filmy, kiedy demon zerwał się z kanapy i pobiegł w stronę wyjścia z chaty. Zdezorientowany poszedłem za nim. O co może chodzić? Przecież nikt nie pukał.

,,Zagadka" rozwiązała się gdy, błękitno włosy otwarł drzwi. Za nimi stał chłopak, wyglądem podobny do Willa. Jednak jego dominującym kolorem nie był błękit, tylko złoty. Wyraz twarzy, też ich bardzo różnił, przybysz wyglądał znacznie poważniej... i groźniej.

Opierał się o magiczną barierę, stworzoną z włosia jednorożców w TAMTE wakacje. Jego postura świadczyła o gigantycznym zmęczeniu, mimo, że na jego twarzy widniał złowieszczy uśmiech.

Zrobiłem krok w tył uderzając plecami w ścianę, po uświadomieniu sobie, kim on jest. Bałem się. Bałem się tego okrutnego Natchosa. Bałem się kolejnego dziwnogedonu, nawet po pierwszym się jeszcze nie pozbierałem! A co jeśli tym razem jest bardziej przygotowany? Może to ,,zmęczenie" to tylko zmyłka, zwykła iluzja? Może jego armia stoi gdzieś za krzakiem? Co jeśli...

Z letargu wyrwał mnie upadek bezwładnego ciała Billa na ziemię. Wstrzymałem oddech widząc, jak bariera pękła. Nic nas nie chroniło. ON leżał kilka metrów ode mnie.

Will podbiegł do brata i pomógł mu wstać. Kiedy szli w moją stronę, skamieniałem. Przeszli obok mnie, obejmując się jak dobrzy przyjaciele. Czy Will nas zdradził? Czemu?

Najstraszniejsze chyba jednak było to, że błękitna włosy nawet nie spojrzał w moim kierunku. Za to Bill...

Jego twarz wykrzywiał dziwny uśmiech. Psychopatyczny, straszny.

Nie mogłem się ruszyć jeszcze przez kilka minut. Oddychać z resztą, też nie. Tak po prostu opierałem się o ścianę przy drzwach wejściowych, gapiąc się w przestrzeń i dusząc.

Znowu przed oczami stanęły mi flash backi z dziwnogedonu. Czułem jak otacza mnie chaos. Słyszałem krzyki przerażonych ludzi oraz ryki zmutowanych stworów. TO wracało. Znowu się to dzieje. Jakbym się cofnął w czasie.

- Dipper! - usłyszałem krzyki siostry.

Otworzyłem oczy - nawet nie wiem kiedy je zamknąłem - i zobaczyłem sis klęczącą obok mnie. Nigdzie nie było chaosu, śmierci i pożogi. Dalej siedziałem skulony na werandzie Chaty Tajemnic.

- Dipi, co się stało? - spytała zatroskana Mabel, wycierając mi łzy rękawem swetra. Czekaj. Ja płakałem? Znowu?

- Wrócił - szepnąłem. Nie byłem w stanie powiedzieć więcej. Nawet jego imię budziło mój niepokój.

- Wiem - odpowiedziała znacznie mniej radośnie niż zazwyczaj. Pomogła mi wstać. - Will sprowadził go do salonu i kazał mi ciebie znaleźć i iść do pokoju.

Czyli Will mnie szuka?! Z nim jest Bill! Przecież on nas zabije. Po to karze nam przyjść. Chce nas zabić. On...

- Dipi, spokojnie - przytuliła mnie, a ja odwzajemniłem uścisk. Naprawdę tego potrzebowałem. - Nic ci nie zrobi. Chciał tylko, żebyśmy poszli do swoich pokoi, bo podobno, ,,będą robić nie bezpieczne rzeczy i nie chce, żeby nam się coś stało" - zrobiła cudzysłów palcami.

- N-na pewno? - wyjąkałem przez łzy. Jezu, musze się wziąć w garść, bo nawet Mabs jest bardziej męska niż ja.

- Tak, na pewno.

Tkwiliśmy w uścisku jeszcze przez parę sekund, aż nie nabrałem odwagi, żeby wrócić do domu. Na szczęście, żeby dotrzeć do schodów no górę, nie trzeba było przechodzić przez salon. W przeciwnym razie umarłbym na zawał. Albo został zamordowany. Wzdrygnałem się na tą myśl. Poczułem jak Mabel chwyta mnie za rękę, żeby dodać mi otuchy. Na prawde nie wiem, co bym bez niej zrobił.

- Moge pójść do ciebie? - spytałem, gdy dotarliśmy na piętro. - Nie chce być sam.

- Jasne - ucieszyła się dziewczyna. - Będzie jak za starych dobrych czasów - wciągnęła mnie za rękę do swojego pokoju.

Usiadłem na łóżku rozsuwając puchate, kolorowe poduszki i przez przypadek jedną zrzuciłem na ziemie.

- Ej! - krzyknęła Mabs. - Nie demoluj mi pokoju! - rzuciła poduszką we mnie.

- Uh, tak chcesz sie bawić? - uśmiechnąłem się zadziornie. Odrzuciłem przedmiot w jej twarz i zanim się otrząsnęła wziąłem największą poduchę i zdzieliłem ją po twarzy.

Tak zaczeła się wielka i niezwykle męcząca bitwa. Nie trwało to długo, zanim oboje padliśmy zmęczeni, poobijani, ale szczęśliwi na łóżko. Od razu zasnęliśmy.

***

Obudziło mnie dość agresywne pukanie do drzwi pokoju. Rozejrzałem się po pokoju, gdyby nie fluorescencyjne gwiazdki na suficie byłoby całkowicie ciemno. Kto to mógł być o tej porze? Wujkowie? Nie, bo ich nie ma w domu. Mabel? Nie, leży obok mnie. Czyli to pewnie Will. Tylko czego on może chcieć o tej porze? I czemu tak wali?
Nie może normalnie?

Zapaliłem lampkę nocną, podszedłem do drzwi otwierając je. Na zewnątrz faktycznie stał demon, ale nie ten, którego się spodziewałem. Bill.

Spanikowany, w pierwszym odruchu zamknąłem drzwi, tuż przed jego twarzą. Jednak on uniemożliwił mi to po prostu wchodząc do środka.

Zacząłem się cofać. Rozejrzałem się po pokoju szukając czegoś do samoobrony. Nic. Co prawda na łóżku leżała Mabs, ona na pewno by mi pomogła, ale śpi. Jej nawet wybuch bomby atomowej by nie zbudził.

Oparłem się plecami o ścianę zakrywając się jedną z wcześniej rozrzuconych poduszek. Chociaż tyle.

- Witaj, Sosenko - stanął nade mną z diabolicznym uśmiechem.

Wtuliłem się mocniej w poduszkę, jakby to coś miało mi dać. Gapiłem się na demona nie mogąc oderwać wzroku. Chciałem, ale nie mogłem. Strach mi nie pozwalał. Nie jestem pewny czy w tamtym momencie w ogóle umiałem mrugać. Po prostu się na niego gapiłem.

- Co? Nie przywitasz się ze starym wrogiem? - zakpił.

Nagle moje ciało samo poderwało się do ucieczki. Biegłem przed siebie. Po schodach w dół chaty, aż dotarłem do salony, gdzie zastałem Willa. Spał.

Dalej nie kontrolując własnych ruchów stanąłem nad nim i zacząłem potrząsać bezwładnym ciałem.

- Will - szepnąłem. - Wstawaj, pomóż mi - mówiłem głośniej. - Will, kurwa wstawaj, musisz mi pomóc - zacząłem płakać. - Prosze, t-twój b-brat. Prosze...

Niebiesko włosy był jedyną osobą, która mogła mnie teraz uratować. Może by go przekonał, żeby mnie zostawił? W końcu w przeciwieństwie do Billa nie był zły. Prawda?

Nie dostałem jednak odpowiedzi od błękitnego. Zamiast tego poczułem jak ktoś za mną staje.

- Odejdź od niego - rozkazał. Nie do dońca zrozumiałem o co mu chodziło. - Kazałem ci się odsunąć - warknął powoli podchodząc.

Znowu uciekłem. Nie mam pojęcia skąd nagle we mnie tyle energii do uciecze. Schowałem się w szafie w piwnicy pomiędzy dekoracjami na święta sprzed czasów dinozaurów.

Czułem jak Bill mnie szuka. Słyszałem jego kroki po domu i groźby.

- Gdzie jesteś Sosenko? - zawołał melodyjnie, ociekającym słodyczą głosem. - Wyłaź,kurwa! - wrzasnął po chwili i chyba uderzył pięścią o coś, bo usłyszałem huk.

Skuliłem się, odsuwając w najciemniejszy róg szafy. On mnie zabije!

*1024 słów*

Pierdolone Demony | Billdip | ZAKOŃCZONE✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz