Zakapturzone postacie obróciły zasłonięte twarze w moją stronę. Cofnąłem się pod ścianę szukając ucieczki. Byli coraz bliżej. Otoczyli mnie. Zamknąłem oczy.
Mineła chwila. Nic. Następna. Nic.
Otwierzyłem oczy. Byłem otoczony przez błękitne płomienie. Tuż przede mną stał Bill obrócony tyłem do mnie. Bronił mnie. Odpędzał napastników ogniem. Część padła od ciosów, część poległa próbując uporać się z zaporą ogniową, a część po prostu uciekła. Albo pobiegła po posiłki.
Demon spojrzał na mnie. W jego oku widziałem gniew. Istną furię. Był straszny.
- Sosenko, nie płacz - objął mnie delikatnie. - Już dobrze, jestem tu.
Coś wykręcało moje wnętrzności, całe moje ciało przeszył dreszcz. Mocniej wtuliłem się w blondyna.
- Już jesteśmy na miejścu - stwierdził.
Otworzyłem oczy. Nie byliśmy już w jaskini. Otaczał nas las. Inny niż ten, który widziałem wcześniej. Drzewa były jeszcze większe, ich korony mieniły się fioletem i różem. Do o koła leżał śnieg. Było mi przeraźliwie zimno.
- Tu będziemy tymczasowo bezpieczni.
- Gdzie jesteśmy? - spytałem.
- Daleko, mam nadzieję, że wystarczająco. To lodowe lasy - wyjaśnił Bill. - Proszę - podał mi grube futro, sam założył identyczne.
Przeszliśmy kawałek, aż dostrzegłem wioskę. Osada składała się głownie z zwierzęcych skór rozpostartych na rozległych korzeniach drzew. Na środku, między kilkoma, sporymi ,,domkami" paliło się ognisko.
- Bill! Dipper! - w naszą stronę biegł Will. - Nic wam nie jest? - spytał troskliwie.
- Nic mi nie... - blondyn nie dokończył, bo brat mu przerwał:
- Jak nic ci nie jest?! Jały się poparztłeś! Usiądzcie przy ognisku. Zajmę się waszymi ranami - rozkazał tonem nie znoszącym sprzeciwu.
Posłusznie wykonaliśmy polecenie, pozwalając błekitnemu zająć się nami. Mi na szczęście, nic nie było. Blondyn w porę mnie uratował.
- Dziękuję - powiedziałem, gdy na chwilę zostaliśmy sami.
***
Okazało się, że namiotów nie było wystarczająco dla wszystkich. Dla tego spaliśmy po kilka, czasem kilkanaście osób. Ja dzieliłem schronienie z Billem - nie pozwolił mi zostać samemu - Willem, Mirą, Wirem oraz Kirrem.
Wir był młodym aniołem. Tak, one istnieją, ale ta mistyczna, boska otoczka to podobno ściema. Był to po prostu chłopak o kasztanowych włosach, bladej cerze oraz parze wielkich, szarych skrzydeł.
Kirr za to był męskoturem. Wielkie rogi sterczały z jego głowy, a ciało pokrywało rudo-brązowe futro.
Bill dalej uczył mnie magii. Teraz jednak, doszła do tego również samoobrona. Już nie używałem bezsensownie mocy. Teraz walczyłem z blondynem. Ja używałem telekinezy oraz zaklęcia tarczy, a on - ognia. Z każdą lekcją byłem coraz lepszy.
Po każdym treningu Will opatrywał nasze rany. Zawsze czułem lekki niepokój, gdy miał użyć na mnie magii. Nie chodzi o to, że mu nie ufałem, byliśmy w końcu przyjaciółmi, ale jakaś część mnie nie ufała demonom.
Tego dnia po treningu wróciłem do obozu - trenowaliśmy na uboczu, żeby nic nie zniszczyć - cały poparzony. Usiadłem przy ognisku.
- Nie ruszaj się - skarcił mnie Błękitek, pod łapałem to przezwisko od Billa.
- Staram się - na prawdę starałem się. Za każdym razem, gdy mnie leczył próbowałem się skupić na jedzeniu. To prostsze niż mierzenie się z traumami.
- Jak skończycie, to musimy porozmawiać na osobności - szepnął blondyn.
I faktycznie, gdy tylko Will uporał się z naszymi ranami weszliśmy do naszego namiotu.
- Wiem, czemu strażnicy w kapturach zaatakowali - powiedział ściszonym głosem złotowłosy. - Ktoś ukradł kryształ.
Dłuższą chwilę nie wiedziałem o czym mówi, aż przypomniałem sobie o fioletowym kamieniu na środku jaskini, który podobno ukrywał ich przed wrogiem.
- Ale kto go ukradł? - spytałem.
- Ciii - syknął Will. - Ciszej.
- Nie wiadomo - szepnął jego brat.
- No to po co nam to mówisz - dopytałem ściszonym głosem.
- Żebyście uważali, mamy w szeregach zdrajcę.
- O czym tak gadacie? - szepneła Mira, wchodząc do namiotu.
- Oo... - zastanowił się Will. - Związku Billa i Dippera - palnął.
Spojrzałem zawstydzony na blondyna. Jego policzki pokryły się czerwienią. Z pieczenia na twarzy, wywnioskowałem, że moje też. Obaj płoneliśmy ze wstydu.
- Czemu to powiedziałeś?! - bulwersowałem się kilka minut później, gdy siedzieliśmy we trójkę przy ognisku. Jedliśmy upieczone mięso i owoce.
- A co miałem powiedzieć? - bronił się biorąc do ręki szary, trójkątny owoc.
- Cokolwiek innego! - poparł mnie złotowłosy.
- Nie marudźcie. Od razu widać chemie między wami.
- Ej - cały czerwony Bill uderzył brata pięścią w ramie.
***
Gdy wieczorem leżałem na posłaniu, zastanawiałem się kto to zrobił. Kto ukradł kryształ? Podejrzanych nie było dużo. Nasz mały obóz liczył ledwie czterdzieści osób, z czego większości daleko do wojowników. Większość nawet nie jest demonami! Nie licząc rodzeństwa Cipherów, tylko Mira nalerzała do tego gatunku.
Wszyscy w namiocie już spali twardym, spokojnym snem. Słyszałem nawet chrapanie Kirra.
Postanowiłem wstać i się przejść. Założyłem futro - w namiocie nie musiałem go nosić, bo chroniło go zaklęci ciepła. Gdy wyszedłem na zewnątrz chłód uderzył w moją twarz.
Spacerowałem dłuższą chwilę po obozie. Cztery księżyce - jeden w pełni - oświetlały okolicę. Było tutaj pięknie. Nowe gwiazdozbiory do zbadania, fluorescencyjne rośliny, małe stworzonka kryjące się w mroku. Ten świat dawał tyle możliwości.
- Co robisz? - wzdrygnąłem się słysząc głos za sobą.
- Nie umiem spać - przyznałem.
- To może się przejdziemy - zaproponowało Aled.
Zgodziłem się. Przeszliśmy przez cały obóz mijając namiot jeno* watachy.
- To bezpieczne się tak oddalać? - spytałem.
- Taa, nie wiem w czym widzisz problem, ta wojna to ich sprawa rodzinna - wzruszyło ramionami.
- Czekaj... Czyja sprawa rodzinna? - zatrzymałem się w szoku.
- Cipherów - ono również się zatrzymało.
- To czemu pomagasz Billowi, skoro cię to nie interesuje? - wziąłem się pod boki.
- Po prostu wole stać po wygranej stronie - odwróciło się i wróciło do swojego namiotu.
Nagle wszystko nabrało sensu. To ono zniszczyło kryształ! Ono stało po stronie, która wygrywała.
*872 słow*
CZYTASZ
Pierdolone Demony | Billdip | ZAKOŃCZONE✅
FanfictionJeżeli szukasz kolejnego ff, w którym Dipper nie ufa Billowi, ale dwie minuty później są best friends, w następnym rozdziale lemon, a historia zaczyna się od ,,hej jestem Dipper Pines"... To źle trafił*ś. Ale może od początku; od dziwnogedonu mija 5...