Naszym śniadaniem była gorzka, zielona herbata. Zasiedliśmy na drewnianej podłodze mojego balkonu przy małym, równie drewnianym stoliku. Wiatr był chłodny, a temperatura raczej zimna. Pewnie według ludzi z chodnika wyglądaliśmy jak idioci. Ja - bez koszulki, za to w kurtce zimowej, w długich skarpetach i klapkach. On - w niebieskiej jedwabnej piżamie, w zimowej czapce eskimosa.