☯️Rozdział 2

482 45 3
                                    

Minął tydzień odkąd moja drużyna w dziesięciominutowej przerwie oglądała występ cheerleaderek. Dziewczyny dawały z siebie wszystko. Szczególnie przykładała się Camila, która miała najmniej wprawy. Widać jednak, że bawiła się przy tym świetnie. Jakby czuła, że to jej miejsce i czas. Chłopakom niezbyt się do podobało, ponieważ trening cheerleaderek korygował z naszym, a nie ich. Śmieszył mnie najbardziej Shawn. To on próbował przekupić ich kapitankę, by przychodziła na męskie treningi. Nikt nie chciał się na to zgodzić, dlatego też zostali z niczym. Po raz pierwszy poczułam, że z nim wygrałam.

Koncentruję się na grze, przyjmując piłkę od Dinah. Po wyminięciu obrony, strzelam prosto w siatkę. Na mój gol cheerleaderki podrywają się do góry i wymachują pomponami. Uśmiecham się, przybijając piątkę z przyjaciółką. Zerkam na widownię. Przez chwilę wydaje mi się, że to Camila jest pod największym wrażeniem moich umiejętności. Zakrywa się jednak szybko i coś mówi do koleżanki. Śmieją się, a ja przygryzam wnętrze policzka.

- Może umówię się z tą czarnoskórą obok Cabello – mówi dumnie Hansen, trącając mnie łokciem. Krzywię się jedynie i mamroczę coś pod nosem. Nasza trenerka gwiżdże, ogłaszając koniec meczu. – No weź, ty przy okazji byś się zbliżyła do swojej wielkiej miłości.

- Zamknij się już, Dinah Jane – warczę. Ta tylko się śmieje. Cheerleaderki tańczą jeszcze na zakończenie. Camila ledwo nadąża za układem, ale wydaje się tym nie przejmować. Uśmiecham się na to i oglądam ich występ do końca. Później razem ruszamy do szatni.

Na trybunach obok przejścia do łazienek zauważam chłopaków, m.in. Shawna. Czeka, aż brunetka wpadnie w jego ramiona. Kiedy ta tego nie robi, tylko wita się z nim machnięciem dłoni, koledzy zaczynają się naśmiewać. Gdy kilka obraźliwych komentarzy leci w stronę dziewczyny, nie wytrzymuję i rucham na nich z pełnym rozpędem.

- Powiedziałbym, że cnotka świętoszka ma cię w dupie, jednak twój kutas nawet tam nie sięga – nabija się Malik. Powalam go jednym ruchem, nawet się nie zastanawiając. Nie orientuje się w ogóle, co się dzieje, więc dosiadam go i chwytam za przód koszulki.

- Przeproś panią, bo inaczej urwę ci jaja – warczę, potrząsając nim. Uderza głową o podłogę, przy okazji zalewając się krwią z rozbitego nosa. Spogląda na mnie martwym wzrokiem, krztusząc się przez chwilę.

- Przyszła Jauregui, obrońca sierot – mamrocze. Zaciskam szczękę. Nienawidzę tego określenia, co zresztą nie uchodzi uwadze chłopakowi. – Niech ci będzie. Przepraszam, Cabello. A ty, Jaguar, nie powinnaś się mieszać w sprawy, które cię nie dotyczą.

- Muszę, bo jej chłopak by tego nie zrobił – wskazuję na Mendesa i wstaję, otrzepując spodenki. – Nie wierzę, że uwaliłeś mnie krwią, Malik. Zaraz każę ci ją wylizać – cmokam z obrzydzeniem. Chłopak zbiera się z podłogi, a koledzy od razu podają mu chusteczki. Wywracam jedynie oczami i ruszam do szatni.

Po drodze zatrzymuje mnie Camila. W jej oczach zauważam przerażenie, do tego cała się trzęsie. Mam ochotę ją objąć, lecz nie robię tego. Staję tępo i spoglądam na nią. Wydaje się taka zagubiona, że jest mi jej szkoda. Niestety, nie dostanie wsparcia od swojego chłoptasia.

- To już drugi raz – posyła mi lekki uśmiech. Oblizuję usta, nie wiedząc, co zrobić z rękoma. – Wiedziałam, że jednak masz dobre serce.

- Masz zbyt wysokie mniemanie o mnie – stwierdzam twardo. Dziewczyna nie wydaje się ani trochę zniechęcona, wręcz przeciwnie.

- Na pewno nie. Chciałabym ci podziękować, Lauren. To było bardzo szlachetne z twojej strony – widzę, że próbuje się zbliżyć i mnie objąć, ale odsuwam się nieznacznie. Wbrew pozorom wcale nie jest zaskoczona.

Labirynt miłości Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz