Głębokie westchnienie obiło się pomiędzy czterema ścianami pokoju, w którym panowała niezmierna cisza. Nie przeszkadzało mi to, ponieważ w moich uszach i tak słyszałam brzmienie jednej z moich ulubionych piosenek. Bezwładnie leżałam na łóżku patrząc się tępo w sufit. Kompletna pustka.... Z dnia na dzień coraz bardziej przytłaczała mnie myśl, że moje życie jest zwykłą poczekalnią do śmierci. Nic kompletnie nie dawało mi szczęścia, przy czym nawet moje pasje stały się niczym dla mnie istotnym. Nie wiedziałam co ze sobą robić, raz czułam, że to moment na zmianę, że muszę coś zrobić aby przestać się tak czuć, a raz było to kompletnie czymś normalnym, bo przecież taka była moja rutyna od dwóch lat. Mimo braku sił i motywacji do wstania podniosłam się i usiadłam na łóżku.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu i widząc postawioną na biurku do połowy wypitą wodę, chwyciłam za nią. Po napiciu się od razu wyjęłam słuchawki i ponownie westchnęłam.
Musiałam wstać i chociaż zrobić sobie zakupy na kolejne dni, mój zapas zupek na szybko skończył się. Mimo, że na rękę mi iż nie mam w domu jedzenia, ponieważ również miewam od jakiegoś czasu problemy i z tym, jakoś chcąc funkcjonować muszę jeść. Z trudem i z natychmiastową ochotą powrotu do łóżka udałam się do drzwi, a następnie poza mój pokój. Na szczęście dzisiaj wypada dzień wolny od pracy i nie musiałam tam iść. Nie, że ona mi nie odpowiada, całkiem jest znośna w porównaniu do moich poprzednich. Dobrym określeniem będzie spokojna, nic za specjalnie się tam nie dzieje, ludzie również nie robią kłopotów. Poprostu ciężko jest iść gdziekolwiek mając świadomość, że to nie jest szczyt własnych możliwości oraz najzwyczajniej jest to bez sensu. Dom, praca, dom, praca i tak w kółko. Również moja niechęć do ludzi powoduje, że nawet zwykłe wyjście na miasto wczesną porą, czy chociażby wieczorem jest niemożliwe. Najlepiej jest wyjść w nocy gdzieś gdzie nikogo nie ma, gdzie nikt nie będzie chciał mnie zaczepiać czy chcieć porozmawiać.
Idąc ulicą musiałam przybrać zwyczajny, niczym nie wyróżniający się wyraz twarzy, nie chce aby wyglądało, że mam dość swojego życia. Od razu kiedy zaczęło się wymijanie wszystkich ludzi, na widok ich w koło mnie, nabrałam ochoty do powrotu do domu. Tak bardzo nienawidzę być wśród ludzi.... Zapomniałam jakie to uczucia bo ostatnio kiedy byłam do tego zmuszona było tydzień temu. Zapytacie pewnie czemu, skoro mam pracę? Na szczęście znam specjalne skróty, którymi dotrę do pracy bez spotykania się z ludźmi. Pożyteczne i wygodne.
-"Dasz radę, przecież to nic dla ciebie"-wmawiałam to sobie przez całą drogę do sklepu. Na moje szczęście jedyną rzeczą, która mnie teraz uratowała był jakiś pokaz fajerwerek. Kompletnie nie zwracając na niego uwagi oraz wiedząc, że wszyscy się teraz zatrzymali by podziwiać latające światełka, weszłam, zatrzymując swój oddech do sklepu. Dopiero pozwoliłam sobie na to gdy zniknęłam z zasięgu sprzedawcy. Przez tą sytuację aż zakręciło mi się w głowie, zmuszona byłam zamknąć oczy i kucnąć, ponieważ ciężko mi było utrzymać się na nogach. Otworzyłam je dopiero po kilku sekundach uspokajając się. Takie sytuacja okropnie mnie stresują, do tego stopnia, że czasami zapominam o oddychaniu. Po otworzeniu oczu zaskoczyła mnie idealna cisza. Wcale mi nie przeszkadzała, wręcz przyjemnie pobudziła moje endorfiny. Wstałam lekko gibocząc się na nogach i wychyliłam z za półki by zobaczyć czy pan za kasą się mi przygląda. Nie zastałam tam żadnych oczu, a nawet i osoby. Zmarszczyłam brwi i powoli wyszłam z za szafy z jedzeniem. Rozglądając się uważnie zrobiłam kilka kroków do przodu.
-Czemu tu tak cicho...?zapytałam sama siebie dalej nie mogąc powstrzymać zdziwienia. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że sklep, w którym się znajduje jest kompletnie zniszczony.
Przecież jeszcze chwilę temu wyglądał normalnie, jak ja tego nie zauważyłam?
Moje serce biło jeszcze szybciej niż chwilę temu. Czułam, że zaraz dopadnie mnie panika.
-Może...gdzieś poszedł...?-starałam się sama siebie uspokoić, wmawiając mojemu mózgowi, że to co widzi nie istnieje, a prawdą jest to co sobie wymyśliłam.
Wypuściłam powietrze z ust i postawiłam sobie twardo, że muszę się opanować i zobaczyć co się tutaj dzieje. Czułam, że drżą mi ręce, ale chowając je w kieszeń starałam się to powstrzymać. Podeszłam bliżej kasy chcąc sprawdzić, czy może pan udał się gdzieś i nadal znajduje się w pomieszczeniu tylko, że postanowił może pójść do łazienki, albo zobaczyć coś. Jednak nie chcąc zrobić z siebie głupka zrobiłam to z taktem podchodząc do półek w celu szukania czegoś. Jeśli jest tu gdzieś, to wydurniłabym się kompletnie, gdybym tak z nikąd podeszła i zajrzała do jego miejsca pracy. Nadal nie słysząc go ani widząc stałam kurczowo przy jednej półce z zupkami, które swoją drogą leżały zwyczajnie, lecz tym razem postanowiłam wkońcu tam podejść. Nie wołając nikogo zetknęłam do środka. Nikogo nie było... Żadnej żywej duszy...
-Halo?-zawołałam czując coraz bardziej, że rzeczywiście nikogo tutaj nie zastanę. Teraz wiem, że napewno nikogo tu nie ma. Powoli przekręciłam twarz na szybę, za którą zaobserwowałam latające kartki. Poczułam się jakbym była w jakimś mieście duchów. Przecież takie rzeczy dzieją się tylko w horrorach albo filmach...
-O matko...-zawołałam rzucając się na drzwi, które przeprowadziły mnie na zewnątrz. Nie było tam żadnych ludzi, żadnych samochodów, zwierząt... -Chyba sobie żartujecie ze mnie.-parsknęłam przerażona śmiechem, chcąc jakoś odreagować całą sytuacje- Boże...-przeczesałam swoje włosy dłońmi. Znowu parsknęła zdając sobie sprawę, że nie ma tutaj nikogo-To jakiś żart, prawda?-to zdanie wypowiedziałam do siebie, kręcąc wciąż zszokowana głową. Zaczęłam kręcić się w koło własnej osi w celu znalezienia kogokolwiek. Wciąż cisza...
Jak zwykle cisza wcale mi nie przeszkadzała, tak teraz doprowadzała do szału. Mimo, że nie lubię ludzi i duszę się przy nich, to, że wszyscy zniknęli wcale mnie nie pociesza. To nie jest normalne. Zaczynam się powoli zastanawiać czy ja nie oszalałam i żyje we własnej, wykreowanej wyobraźni. Pewne jest jedno, kompletnie nie spodziewałam się, że kiedyś będzie mi dane, a raczej będę zmuszona uczestniczyć w czymś tak nierealnym.
CZYTASZ
Alice in Borderland- Ostatnia szansa
FanfictionKiedy wszyscy znikają jedyne o czym się myśli to "Czy ja oszalałam/em? Trzeba wtedy stanąć na twardej powierzchni, otrzeć pot z czoła, powstrzymać narastającą panikę i chwycić za ostatnią szansę. Walka nie będzie łatwa, ale trzeba podjąć to ryzyko...