Rozdział siódmy

229 10 1
                                    

W ciągu dwóch dni moje rozgoryczenie wciąż nie minęło, a wręcz powiedziałabym, że jeszcze bardziej stresowałam się i denerwowałam przez brak zeszytu. Miałam tam mnóstwo spisanych rzeczy cennych dla mnie, tak jak i zwykłych bazgroł, ale najbardziej jest mi wstyd, że napisałam tam o wszystkich osobach, z którymi mam styczność. Jeśli kapturnik zobaczy co o nim napisałam, to zapadnę się pod ziemię. Szczerze, nie ma tam nic nieodpowiedniego, niby zwykle rzeczy, opis postaci, cechy charakterystyczne dla charakteru, jak wygląda, niby z pozoru normalne informacje. Ale niestety dla mnie bardzo krępujące. Jeszcze sobie pomyśli, że mam obsesję na czyimś punkcie. Przez to nawet nie mogę normalnie spać, czy myśleć. Trudność sprawia mi skupienie się na czymkolwiek innym niż to.
-Widziałeś tego chłopaka?-spytałam pokazując kolejnej już dzisiaj osobie mój autorski rysunek kapturnika. Wykorzystałam do tego jakąś przypadkową kartkę i długopis, który mam ciągle przy sobie.
-Niestety, ale nie...-chłopak w wieku mniej więcej mojego, posiadający okulary, oraz przylizane włosy do tyłu lekko zawstydził się ukrywając to uśmiechem.
-Ma na sobie białą bluzę, zazwyczaj stoi z daleka od reszty i milczy. Jesteś tego pewien? Łatwo go nie przeoczyć-dopytałam bardziej, z nadzieją, że może jednak się myli.
-Przykro mi...-jakby wyczuwał moje poddenerwowanie i wycofał się o krok. Westchnęłam zabierając kartkę spod jego nosa.
-Nic tu po mnie...-mruknęłam sama do siebie chowając ją do kieszeni.
-Ale...-zatrzymał mnie kiedy już chciałam odejść-...może ty powiesz mi gdzie znajdują się wszyscy ludzie?-po jego minie wnioskowałam, że bardzo mu na tym zależy. Nie chce marnować swojego czasu, bo mam w tym momencie ważniejsze rzeczy dla siebie. Jednak kiedy mu się przyjrzałam z jakiegoś powodu zrobiło mi się go szkoda.
-Nie jest to zbyt bezpieczne miejsce...-zaczęłam- Podejdź do jakiejś gry i spróbuj przeżyć. Tak trzeba tutaj funkcjonować. A co do ludzi...-przystałam na moment-Są tutaj, ale w innym miejscu.
-To znaczy?-zestresował się moim wyznaniem. Unikałam odpowiedzi na to, bo skąd miałam wiedzieć co się z nimi wszystkimi stało? Jedyne co wiem, to to, że niektórzy już są po drugiej stronie, a inni wciąż walczą w grach.
Rozejrzałam się w koło siebie, by móc zlokalizować jakąś najbliższą grę. Jedyne co zauważyłam, to kobietę wchodzącą na teren szkoły. Zgaduje, że nie idzie tam bez powodu. Zresztą, widziałam tu już wcześniej ludzi zbierających się w tym miejscu.
-Idź tam.-wskazałam na budynek uczniowski-Weź jeden z telefonów i przystąp do gry, reszty się tam dowiesz.-skinęłam mu głową pocieszająco. Chłopak tylko odpowiedział krótkim "dobrze", a ja pozwoliłam sobie na odejście. Ruszyłam w dalszą drogę poszukując kapturnika. Kiedy o nim pomyśle, od razu coś się we mnie gotuje. Mogłam go bardziej nastraszyć i nacisnąć aby opuścił moją przystań. Teraz muszę się za nim uganiać i coraz bardziej irytuje mnie ta sytuacja.
-Niech tylko cię złapie, a pożałujesz swojego głupiego czynu.-moje zaciśnięte zęby zaczęły powoli boleć od nacisku- Zresztą, co ja sobie myślałam?-parsknęłam aż na swoje zachowanie- Ten człowiek od samego początku powinien wzbudzić moje podejrzenia. Cichy, trzymający się z daleka odludek nie może być normalny.-sama karciłam się za swoje głupi postępek. Szłam tak długo odciągnięta umysłowo od świata rzeczywistego, że nawet nie wiem, w którym momencie znalazłam się tam gdzie nie powinnam. Ocknęłam się dopiero kiedy jakieś światło oślepiło mnie w oczy. Zamknęłam je i zasłoniłam ręką chroniąc tym samym przed natarczywy błyskiem.
-Co do...-już miałam zadać to pytanie, kiedy zdałam sobie sprawę, że światło zbliża się w moim kierunku w zastraszającym tempie. Po upływie kilkudziesięciu sekund wiedziałam już z czym mam do czynienia. Rzuciłam się na bok by uciec od samochodu rozpędzonego do dużej prędkości. Z włosami na twarzy obróciłam głowę w stronę pojazdu. Zauważyłam, że zatrzymuje się i zaczyna cofać w moim kierunku. Moja pierwsza myśl: "Co za debile". Odwołałam to kiedy z okna zobaczyłam wycelowaną we mnie broń. Dlaczego wszyscy tutaj chcą się zabijać?!
Przerażona rzuciłam się w ucieczkę. Głośne śmiechy i wiwatowanie jeszcze bardziej utwierdziły mnie, że mam do czynienia z jakimiś nienormalnymi ludźmi. Rozejrzałam się na prawo i lewo by znaleźć drogę ucieczki. Przede mną sama ulica i polany. Skąd ja się tutaj wzięłam?! Nawet nie wiem, w którym momencie przekroczyłam las.
Na szczęście udało mi się wbiec w drzewa zanim zdążyli mnie potrącić, ale brakowało już niemało by do tego doszło. Wjechali oni praktycznie do środka i zapewne zauważyli, że ilość drzew może im leciutko utrudniać sprawę. Nie rozmyślając ani obracając się za siebie pobiegłam głębiej.
-Mam już dość biegania...-syknęłam z bólu czując palące mnie mięśnie. W ciągu prawie tygodnia miałam już wystarczająco treningów wytrzymałościowych. Z daleka usłyszałam tylko krzyki:
-Brać ją!
A towarzyszące im śmiechy doprowadzały mnie do paniki. Jak oni mogą robić sobie jakieś polowania na ludzi?! Przecież ja nawet nikomu się nie narażałam.
-Zabawmy się trochę.-salwa wiwatów bębniła mi w uszach, a zaraz potem doszły do tego strzały. Chowałam się w tej sytuacji za drzewami, bo co innego mi pozostało?W tamtym momencie miałam chwilę by zobaczyć jak daleko są ode mnie. Miałam ochotę krzyknąć do nich, że są nienormalni, ale moja podświadomość i intuicja nakazywała mi aby uciekać. Postanowiłam się jej posłuchać. Kiedy zaprzestali natarcia ruszyłam dalej przed siebie. Bieganie po lasie nie należy do moich specjalności, ale będąc do tego zmuszona nie mam innego wyjścia. Mijałam kolejne drzewa, aż w pewnym momencie, kiedy miałam postój, gdyż znowu zaczęło strzelać zdałam sobie sprawę, że jestem otoczona. Kroki szły z każdego kierunku.
-Co mam robić?-to jedyne pytanie, które drążyło mi umysł w tej sytuacji. Ponownie rozejrzałam się dookoła siebie, lecz to był mój błąd. Nagle zostałam pociagnięta za prawą nogę, co spowodowało mój upadek. Ktoś zaczął ciągnąć mnie przez kilka metrów. Starałam się złapać czegokolwiek co mogło mnie uratować, ale poza drzewami nie było innych szans. Pomyślałam, że jedyną rzeczą, którą mogę zrobić w tym momencie to krzyk i szarpanie się.
-Zostaw mnie!-wrzasnąłam starając się kopnąć napastnika. Na początku na nic się to zdało, jednak po kolejnych szarpnięciach napastnik puścił mnie.
-Bądź grzeczna to nic ci się nie stanie.-wypowiedział je napewno mężczyzna.
Kiedy już myślałam, że zostanę wypuszczona, albo chociaż będę miała szansę teraz na ucieczkę poczułam jak czyjeś ręce przykuwają mnie do ziemi, a ciało również naciska bliżej podłoża-A to ci dopiero.-teraz mogłam spojrzeć na twarz osoby, która postanowiła się mną zabawić. Był to jakiś facet z długimi, ciemnymi włosami oraz kilkoma kolczykami, w czym jeden w nosie. Wygląda jakby nie należał do najprzyjemniejszych rodzaju człowieka.-Takiej jeszcze nie mam w swojej kolekcji.-uśmiechną się wpatrując mi się w oczy. Przeszło mnie jednocześnie obrzydzenie jak i dreszcz z powodu jego dotyku na mojej twarzy. Złapał jedną ręką moją brodę i uniósł do góry. Jego uśmiech stał się jeszcze szerszy. Chciałam już rzucić go obelgami, kiedy oboje mogliśmy usłyszeć czyjś głos.
-Niragi...-brzmiało to jak upomnienie od surowefo i zdyscyplinowanego osobnika. Kiedy ten obrzydliwy facet usłyszał go jego mina zrzędła, a przy otwartych ustach język dotkną jedynki-Mam ci pomóc?- bezemocjonalny głos znowu się odezwał. W tej sytuacji facet siedzący na mnie chamsko puścił moją twarz, powodując lekkie zadrapanie paznokciem na policzku i podniósł się na nogi. Założył swoją broń na jeden bark i staną obok reszty grupy. Szybko podniosłam się do pozycji siedzącej czekając na dalszy obrót spraw. Przede mną była ogromna ilosć facetów z bronią, a ja jedyne co mogłam zrobić to uzbroić się w cierpliwość. Może nagle stanie się coś co będę mogła wykorzystać przeciwko nim. Zatrzymałam swój wzrok na jednym z pierwszych mężczyzn stojących z przodu. Był to prawie ostrzyżony na łyso facet w ciemnej bluzce na ramiączkach, surowym wyrazem twarzy oraz blizną na jednym z oczu. Patrząc na niego czułam jeszcze większe przerażenie. Widziałam go już gdzieś wcześniej...
-Pakujcie ją.-kiwną głową do jednego z mężczyzn za mną, ale ciągle nie odrywał ode mnie wzroku. Jego surowy wyraz twarzy był ostatnią rzeczą, którą widziałam, bo zaraz zostało nałożone mi coś na głowę. Oddech przyspieszył mi jeszcze bardziej, a ciśnienie wskoczyło tak, że aż rozbolała mnie głowa.

Alice in Borderland- Ostatnia szansa Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz