Rozdział pierwszy

416 11 5
                                    

Siedziałam pod latarnią już jakiś czas i nadal nikogo nie spotkałam. Nic co się działo nie miało żadnego sensu. Jedyna stosowna myśl, która przychodzi mi do głowy to atak kosmitów, co brzmi całkowicie absurdalnie. Sama nie wierzę, że mogłam o czymś takim pomyśleć... Przecież to niedorzeczne.
-A więc jednak koniec świata...-podpierałam swoją twarz prawą ręką, a drugą schowałam przy brzuchu. Słońce oślepiło mnie na tyle, że musiałam zamknąć oczy- Nie przypuszczałam, że dożyje do tego momentu...-mruknęłam kiedy moja wizja powróciła. Kiedy już znowu miałam powrócić do swojego własnego wymysłu i kolejnych teorii spiskowych, moją uwagę przykuł jeden wielki napis. -"Początek gry"...-odczytałam na głos by bardziej zdać sobie sprawę z tych słów- Jakiej gry?-spytałam sama siebie podnosząc się na nogi. Przyjżałam się jeszcze chwilę, by zdecydować czy napewno chce się tam udać. Nie miałam wątpliwości, że działo się tutaj coś niewyjaśnionego, ale czy chciałam coś z tym zrobić? Nudziło mnie to, że musiałam żyć z dnia na dzień, gdzie nic się nie działo. A teraz gdy istnieje jeszcze większą pustka niż ostatnio i tym bardziej nic się nie dzieje, jest jakiś sens by w to brnąć? Tak strasznie mi się nie chce.... Po co mam to niby robić? Nie muszę sobie nic udowadniać, bo właściwie nie mam co. Nie mam co robić, znowu... Jest tylko jedna rzecz, która mnie zachęca aby tam iść. Ciekawość, która zawsze była moja piętą achillesową.
Moje nogi same ruszyły w kierunku budynku, nad którym wisiał transparent. Będąc już na tyle blisko by widzieć wszystko dokładnie stanęłam przed drzwiami. Były szklane, więc mogłam przez nie zauważyć, co kryje się po drugiej stronie. Była tam ustawiona na środku platforma, która przypominała mównice. Coś na niej leżało, ale niestety nie mogłam zauważyć co. Moja czujność ani na moment nie uciekła. Musiałam mimo wszystko uważać na siebie jeśli miałoby znaleźć się tutaj jakieś zagrożenie. Mimo, że ludzie zniknęli, coś innego mogło je zastąpić. Chociaż w głębi duszy chciałam aby wszystko okazało się koszmarem, który dla "mnie sprzed wczoraj" byłby kojącym snem. Nie chce aby moje zmartwienia okazały się słuszne, więc może lepszym rozwiązaniem będzie nie myślenie o tym.
Zdobyłam się by wejść do środka. Skupiona na przedmiocie przede mną ruszyłam w jego kierunku z jeszcze większym zaciekawieniem. Dopiero widząc za nim jakąś postać, zatrzymałam się czując jak podnosi mi się ciśnienie. Zastanawiałam się czy uciekać, czy stać w miejscu i czekać na śmierć.
Z cienia tajemnicza postać zamieniła się w przerażoną kobietę, która bliska płaczu szła w tym samym kierunku co ja. Miała nie więcej niż 30 lat i naprawdę wyglądała na przestraszoną. Kiedy tylko mnie zobaczyła jej zaszklone oczy rozszerzyły się z zaskoczenia, a na ustach mimowolnie pojawił się uśmiech.
-Boże, jak dobrze zobaczyć człowieka.-złożyła ręce w modlitwie i powoli ruszyła w moim kierunku. Kompletnie nie wiedziałam jak się zachować. Nie dość, że zestresowała mnie tym nagłym wejściem, to jeszcze mimo iż wcześniej narzekałam na nieobecność ludzi, nagle znowu zaczęło mi to przeszkadzać.
-Ciesze się, że ktoś jeszcze żyje.-bez przerwy się uśmiechała, a kiedy stanęła przede mną już bliska by dotknąć moich rąk, odsunęłam się skołowana.
-Żyje...?-spytałam patrząc na nią spod kaptura ledwo przełykając ślinę.
-Myślałam, że wszyscy umarli kiedy nikogo nie widziałam...-wyznała łącząc swoje dłonie razem- Cóż...czyli nie wiesz co się tutaj dzieje? Dlaczego nie ma nigdzie ludzi?
-Nie...-odparłam po chwili ciszy, która nastała zaraz po zadanych przeze nią pytań. Czemu czuje się jednocześnie zdezorientowana i jednocześnie obojętna na to co się dzieje? Chwilę temu byłoby nie do pomyślenia abym czuła obojętność, przecież zostałam sama na przestrzeni kilkunasto kilometrów. Może fakt, że jednak ktoś istnieje oprócz mnie spowodował, że w jakimś stopniu odetchnęłam i moje poprzednie emocje wróciły...
Dopiero po niezręcznej ciszy znowu przeniosłam wzrok na obiekt, który wcześniej mnie tu sprowadził. Wyminęłam kobietę i podeszłam bliżej. Zauważyłam osiem telefonów oraz następującą informacje : "Jeden telefon na osobę, proszę zaczekać na resztę osób".
-Co się tutaj wyprawia?-znowu przemówiłam sama do siebie. Nim zdołałam zacząć nad tym rozsądnie myśleć zaraz przy mnie pojawiła się znowu tą kobieta.
-Myślisz, że powinnyśmy brać w tym udział?-ciche pytanie rozniosło się po pustym pomieszczeniu, a dłoń kobiety ruszyła w kierunku telefonu.
-Może pocz...-moje słowa skierowane do niej byśmy zaczekały na rozwój zdarzeń zostały przerwane kiedy to on zbliżyła ekran ku twarzy. Czytnik zeskanował jej twarz a informacja, która jeszcze chwilę temu wskazywała 0/8 zmieniła się na 1/8.
-Chyba to już nie ma znaczenia, musi pani brać udział.-wyznałam jej wciąż wpatrując się w ilość osób, a po chwili spojrzałam na telefony. Wydaje się, że jako jedyna myśle z rezerwą.... Ale w jaki sposób mam ją winić, została sama i napewno nie wie co ze sobą robić. Mimo wszystko przez mój umysł przemknęła myśl związana z głupotą jaką się podjęła. Ludzie naprawdę w takich sytuacjach nie potrafią myśleć...
Obok mnie usłyszałam przyspieszony oddech kobiety.
-Cóż...chyba nie mam wyjścia.-zaśmiała się lekko. Zerknęłam na nią kątem oka i zauważyłam, że mi się przygląda. Znowu ta niezręczność...
-Masz ładny kolor włosów.-wyznała ciepło się uśmiechając-Ciekawi mnie jakich farb użyłaś.
Na te słowa zamarzłam. Ta koieta w takiej sytuacji potrafi znaleźć naprawdę całkiem inny temat do rozmów niż ten, o którym powinnyśmy jak już rozmawiać. Wydaje mi się, że rozsądniej byłoby jeśli chciałabym już ze mną rozmawiać, to na temat tego miejsca, a nie pytać się o coś związanego ze mną. Chociaż to może kwestia tego, że nie lubię o sobie rozmawiać. Zwłaszcza, że zadała pytanie, którego się całkowicie nie spodziewałam i nie miałam ochoty na nie odpowiadać.
-Nie są farbowane.-odparłam po dłuższej chwili chowając je za bluzę.
-Czyli...nie pochodzisz stąd? Tak myślałam... Twój język zdradza, że nie jesteś rdzenną japonką.-uśmiechnęła się przyjaźnie. Patrzyłam na nią jeszcze chwilę.
-Może skupmy się na tym co się tutaj dzieje.-szybko odwróciłam wzrok zawstydzona i z jak największą chęcią ucięcia tej rozmowy.
Kobieta już nic nie powiedziała. Najwyraźniej zrozumiała moje intencje.
Po jakimś czasie dołączyła się do nas grupa trzyosobowa, składająca się z samych nastoletnich chłopców. Zachowywali się jakby właśnie przytrafiło im się coś cudownego, jakby to co się działo było zwykłą zabawą. Chodzili wszędzie z aparatem i nagrywali śmiejąc się. Szczerze ledwo co zdołałam tam wytrzymać. Ja rozumiem... Chociaż nie, wcale tego nie rozumiem. Nawet nie wiem dlaczego staram się to wytłumaczyć. Oczywiście od razu zeskanowali się nie zastanawiając się nad konsekwencjami. W ten sposób było nas już 5, z czego 4 miejsca zajęte. Jak na razie nic się nie stało, ale kto wie, może zaraz nagle wszyscy zemdleją albo zaczną krwawić. Wiem, dość drastyczne myśli. Później przyszły jeszcze dwie osoby. Jedna kobieta, drugi mężczyzna. Kobiet o imieniu Misaki, od razu przyszła do nas i zaczęła rozmowę z wcześniej poznaną przeze mnie osobą. Okazało się, że wcześniejsza kobieta nazywała się Youko, posiadała męża i dwójkę dzieci, zanim się wszystko zaczęło. Szła do sklepu jak ja... Misaki to kobieta po pięćdziesiątce, wdówka i posiadaczka pięcioro kotów. Cóż, jakie to stereotypowe. Chyba się polubiły w jakimś stopniu bo nie przestawały rozmawiać. Jeśli chodzi o mężczyzne... Wyglądał na młodego, ale ciężko było określić. Miał podobne podejście do mnie, wolał stać w rogu i się przyglądać. Rozsądnie. Jedyna rzecz jaka mnie zastanawiała to dlaczego co jakiś czas zerkał w naszym kierunku. Rozglądanie się dla mnie wygląda całkiem inaczej. Zliczyłam ludzi i spojrzałam na panel. Zostały trzy telefony. Mój, tego mężczyzny i ktoś jeszcze musi dołączyć. Moja myśl rozmyła się od razu, bo do pomieszczenia wszedł dość duży, umięśniony mężczyzna, ogolony na łyso. Jego wyraz twarzy mówił sam za siebie. Kryminalista. Jeśli to rzeczywiście jakaś gra, muszę uważać na niego tak samo jak na tamtego cichego mężczyznę. Kiedy kryminał z uśmiechem odszedł od panelu, bez zastanowienia tam ruszyłam. Jak widać nie tylko ja postanowiłam zaczekać do końca. Cichy również podszedł tam. Zabraliśmy po jednym wymieniając się spojrzeniami. Po zeskanowaniu usłyszeliśmy nieznajomy głos jakiejś kobiety.
-Rekrutacja zakończona.
Poziom: 2 pik
Zasady:Przebiegnij przez labirynt śmierci uważając na pułapki i wroga. Znajdź pięć karteczek z kodem i wyjdź z labiryntu.
Twój czas: 30 minut.
Powodzenia.
Z zakończeniem słów kobiety, słysząc słowa labirynt, łącząc to z grą i zasadami, nie miałam czasu myśleć. Jeśli to labirynt i mam 30 minut, lepiej tego nie marnować. Skoro wszyscy ludzie od tak sobie zniknęli, nie zdziwiłabym się jakby były jakieś konsekwencje przegranej. Czas działać, a nie myśleć.

Alice in Borderland- Ostatnia szansa Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz