Rozdział czwarty

261 12 0
                                    

Wszyscy roznieśli się w każdym możliwym kierunku panikują i z jakiś niewyjaśnionych dla mnie powodów rzucili się na przód jakby mieli zaraz umrzeć. Prawdą jest, że od teraz każdy może stracić życie, ale nie sądzę aby takie zachowanie dało jakieś rezultaty. Wyszłam jako jedna z ostatnich, powoli przemieszczając się do przodu. Wybrałam całkiem inną drogę niż reszta.
-Oszaleć można przez to wszystko.-pokręciłam głową nie zwalniając kroku- Berek... Gdzie on jest?-rozejrzałam się na wyższe piętra. Zaczęliśmy od najniższego, a nad nami znajdowało się jeszcze co najmniej siedem nowych pięter. Wyglądało to jak jakaś dzielnica mieszkalna, tylko, że bardziej w stylu hotelowym. Z każdego miejsca można było zaobserwować gdzie wszyscy się znajdują, jedyną naszą ochroną były murki na każdym piętrze, które mogły pomóc nam przed nagłym upadkiem na dół. Z podanych informacji mamy dwie minuty na przygotowania. Wygląda na to, że znowu czeka mnie nie łatwy przeciwnik. Praktycznie cały swój wolni czas poświęciłam na eksplorowaniu, poznawaniu tego nowego miejsca. Może uda mi się znaleźć tu jakąś poszlakę przypadkowo? Nie sądzę, ale warto spróbować, może dzisiaj będzie sprzyjało mi szczęście.
-Hm...przemyślmy to...-zaczęłam swój własny monolog- Berka nigdzie nie widać, ale to kwestia dodanego nam czasu.-odnotowałam na swoim palcu- Nie wiem gdzie może to wszystko się zacząć, muszę znaleźć jakieś drzwi i jeszcze do tego przetrwać?-uniosłam brwi- Cel osiągalny, jak najbardziej.-westchnęłam- Ciekawe jak mamy odróżnić Berka? Ma jakieś specjalne ubranie, a może...-moją rozmowę samą ze sobą przerwała tajemnicza syrena. Chyba się zaczęło....
Postanowiłam chwile poczekać tutaj, by zaczekać na rozwój zdarzeń. Jak się okazało, nie był to dobry pomysł. Po jakimś czasie czekania usłyszałam ogromny chałas. Skuliłam się przestraszona chowając za murkiem. Wyglądając z za niego zauważyłam czarną postać w masce celującą z broni w moim kierunku.
-Jasna cholera!-wydusiłam ponownie się chowając, a po moim działaniu zostały wystrzelone kolejne strzały-Chyba sobie naprawdę żartujecie?! Mam walczyć przeciwko niemu?!-spojrzałam na boki zauważając innych ludzi, którzy byli na tym samym piętrze co ja. Jeśli to przeżyjemy, to chyba zacznę wierzyć w cuda.
Kolejny wystrzał został skierowany w inne osoby. Trafiły one jakąś kobiete, a ja na sam ten widok aż się wzdrygnęłam.
-Drzwi.... Muszę znaleźć drzwi.-ocuciłam się i dalej chowając się za murkiem, na kucaku poszłam jak najszybciej przed siebie. Widząc kolejny zakręt podniosłam się na nogi i biegiem rzuciłam się przed siebie. Usłyszałam tylko wystrzał z broni.
-Tutaj!-przede mną słychać było głosy mężczyzn, a zaraz potem wyłonili się przede mną. Stanęli jak wryci, tak samo jak ja, kiedy siebie zauważyliśmy. To ci sami, którzy przyszli prawie jako ostatnia. A może i nawet ostatni...
-Sprawdźmy tutaj.-blondyn z koszulą szturchnął drugiego, by potem pokazać na drzwi. Również popatrzyłam na te same drzwi. Kiedy brunet obudził się pokiwał twierdząco głową i obaj zaczęli otwierać każde drzwi. Postanowiłam się przyłączyć. Robiłam to samo tylko, że od mojej strony, aby szybciej móc odchaczyć błędne wyjście. Co kolejne drzwi czułam zawiedzenie, bo żadne nie były otwarte. Skupiona praktycznie straciłam czujność, co mogło się skończyć dla mnie bardzo źle.
Sprawdzając trzecie już drzwi nie obracałam się za siebie, ani nasłuchiwałam, dlatego też, nie zauważyłam kiedy ktoś staną za mną.
-Padnij!-głos jednego z otwierających drzwi chłopaków uderzył do moich uszu. Szybko zerknęłam na niego. Kiedy patrzył na mnie wiedziałam, że słowa skierował w moim kierunku. Rzuciłam się jak najszybciej na podłogę, a strzały przeleciały tuż obok mnie. Czułam, że jest praktycznie za mną, dlatego też skorzystałam z mojego wzrostu i przeturlając się, na czworaka wycofałam się do tyłu. Berek był teraz przede mną. Wstałam na równe nogi. Po przemyśleniu swojej kiepskiej sytuacji w ciągu sekundy podjęłam decyzję by zeskoczyć na dół. Tak też zrobiłam. Ledwo, resztką sił chwyciłam się o murek na dole i krzycząc z bólu podniosłam się do góry, by przeskoczyć nad nim. Padłam zmęczona opierając się o zimną ścianę, która mnie chroniła. Oddychałam szybko i prawie, że nie widziałam na oczy, ale podniosłam się na nogi, by uciec z celu berka. Przytłumiona, jedynie jakie słowa dopuściłam do siebie, to krzyk tego chłopaka z góry:
-Berek ma słaba widoczność, to jego słaby punkt! Musimy mówić sobie o jego położeniu jeśli chcemy wygrać!
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że w jakimś stopniu ten chłopak pomógł mi. A być może i nawet uratował życie... Sądziłam, że coś takiego tutaj nie istnieje.  Jednak z jakiegoś powodu ostrzegł mnie.
Odsunęłam od siebie tą myśl i ruszyłam do przodu. Muszę znaleźć się niżej, albo przejść od drugiej strony, by berek mnie nie zauważył. Chociaż skoro dostrzegł mnie z drugiej strony, z dalszej odległości... Wiem tyle, że naprawdę jeśli chcemy to wygrać, musimy posłuchać rad chłopaka i współpracować.
Postanowiłam, że przejdę się na górę od drugiej strony.
-Skoro oni znajdują się w tamtym kierunku-kiwnąłam głową na prawo-To muszę iść w lewo. Przewiduje, że rzucił się teraz na nich, więc ta część powinna być czysta.-mój oddech zdążył się już lekko opanować, ale dalej czułam, że w każdym momencie mogę stracić możliwość oddychania. Minęłam schody, zakręt i przed soba miałam już korytarz.
Chwilę ciszy przerwało wtargnięcie pewnej osoby.
-Jest na 5 piętrze.-obok mnie nagle z góry zeskoczyła ta dziewczyna, z ciemnymi krótkimi włosami, na którą się wszyscy z początku patrzyli.
-W porządku, rozejrze się tutaj za drzwiami.-odkiwałam jej, a ta zeskoczyła jeszcze niżej. Chyba mamy do czynienia z jakąś dobrze wysportowaną dziewczyną. Skoro ona tak sobie zeskakuje z jednego murka na kolejny bez trudu, a dla mnie taka jedna przygoda była kosztowna, to nie mam pytań. Dobrze, że umiem szybko biegać, bo to akurat mi się tutaj przyda. Może nie umiem się bić, ale za to uciekać doskonale.
Przebiegłam się wzdłuż tej części otwierając wszystkie drzwi po kolei. Nic a nic, żadne się nie ruszyły. Z daleka usłyszałem wystrzał w broni. Automatycznie popatrzyłam w kierunku źródła dźwięku. Zauważyłam tego bruneta co mi pomógł. Chyba starał się odwrócić jego uwagę. Chociaż...
-Chwila...-zauważyłam blondyna w kapturze zmierzającego w jakimś kierunku. Całą rozgrywke go tutaj nie widziałam... -Co ty kombinujesz?-spytałam sama siebie. Stanęłam opierając się o murek. Miałam chwilę na przemyślenia.
-Pan w białym kapturze jest dość cichy i ...dlaczego wydaje mi się, że wie gdzie iść?-podparłam swoją brodę ręką nie odrywając od niego wzroku-Ciekawe...-przeniosłam swój wzrok na bruneta- A ty z drugiej strony jakbyś go stąd odciągał...-puzzle powoli zaczynały się łączyć- Będąc na tym piętrze berek strzelał do mnie z daleka. Dlaczego? Przecież ma większe szansa trafić kogoś z bliska, jego widoczność jest podobno ograniczona... Być może...-w moim umyśle nastała chwila ciszy.- Chroniłeś tego miejsca. Eureka!-pstryknęłam w palce z uśmiechem. Z jakiegoś powodu odgadnięcie tej zagadki dało mi niesamowite uczucie satysfakcji. Zmierzyłam w kierunku prawego końca piętra, na którym się znajdowałam. Cieszę się, że wreszcie udało mi się coś osiągnąć. Miejmy nadzieję, że to nie będzie ostatni raz...
Do celu dotarłam wraz z brunetem i blondynem w kapturze. Wszyscy spojrzeliśmy po sobie.
-Czyli ktoś też do tego doszedł z wyjątkiem mnie.-pierwszy raz usłyszałam głos kapturnika. Posłał nam delikatny uśmiech pełen uznania.
-Zróbmy to szybko, bo zaraz ktoś zostanie postrzelony -ostudziłam jego poczucie wygranej ściągając go na ziemie- Nie chcemy aby ktoś umarł przy samym końcu.-popatrzyłam po reszcie. W mojej głowie wróciły wspomnienia z pierwszej gry. Umarł praktycznie przy samym końcu...
-Too...kto otwiera?-blondyn popatrzył to na mnie to na bruneta. Widząc, że żadne z nas się nie rwie chłopak, który przedtem mnie ostrzegł, chwycił za klamkę biorąc głęboki wdech. Po chwili napięcia jednak puścił klamkę.
-Dlaczego nie stał tu, skoro te drzwi prowadzą do wyjścia?-na jego pytanie odpowiedziała mu cisza, która sugerowała, że każde z nas się zastanawia nad jego sugestią.
-Może o czymś nie wiemy.-mrukną blondyn chowając swoje ręce w kieszenie-Ale jeśli teraz ich nie otworzymy...-wyjął telefon, który wskazywał trzy minuty do końca-Wszyscy wylecimy w powietrze.-zakończył, a mnie aż przeszedł dreszcz. Nie po to się tyle męczyłam aby nagle teraz umrzeć.
Przepchnęłam się do przodu sięgając po klamkę.
-Wchodzicie zaraz za mną.-zerknęłam na każdego z nich i obaj odparli mi kiwnięciem.
Nabrałam dużo powietrza i wypuściłam je nosem próbując się opanować. Teraz albo nigdy.
Nacisnęłam delikatnie klamkę i pchnęłam powoli drzwi do przodu. Zobaczyłam tylko ciemne ściany oraz brak światła. Z narastającym napięciem powoli udałam się przed siebie. Za sobą słyszałam jedynie oddechy moich towarzyszy. Szliśmy nic się nie odzywając. Zobaczyłam obok siebie jakieś drzwi, ale nic kompletnie nie widziałam. Na szczęście blondyn posiadał jakieś światło, więc zaświecił nim przy drzwiach. Już miałam chwycić za klamkę, kiedy poczułam jakąś inną obecność w tym pomieszczeniu. Nagły ruch i wystrzał, spowodował, że rzuciłam się do ucieczki, jak reszta. Schowałam się w tym małym pomieszczeniu zaraz za zakrętem, który prowadził do ślepej uliczki. Nagle wszystko jakby się zatrzymało, a ja jedynie prosiłam o to aby za głośno nie oddychać. Strach towarzyszył mi tutaj jeszcze większy niż kiedykolwiek.

Alice in Borderland- Ostatnia szansa Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz