Blanche's POV:
Tego dnia lekcje minęły w czasie wliczającym się w normę, odczułam to w trochę inny sposób. Dosyć szybko. Nawet się nie obejrzałam, a już wychodziłam. Na szczęście, bo nie musiałam dłużej udawać w jego obecności, że go ignoruje. Domyślam się, pewnie śmiesznie to ujęłam.
Meave chorowała, a więc zostałam sama z Serenity. Razem po szkole poszłyśmy do drogerii, ona potrzebowała szamponu, a ja z racji, że miałam wolny czas, zero planów, potowarzyszyłam jej.
Stałyśmy akurat przy półkach z perfumami, kilka centymetrów dalej były rzeczy codziennego użytku i dekoracje do domu.
— Jak myślisz, cieszyłabyś się z tego, jakbyś była dziadkiem? – zapytałam, trzymając przed nią kwadratową poduszkę z tandetnym nadrukiem mówiącym „najlepszy dziadek".
Usłyszałam śmiech dziewczyny. Trzymała w rękach jakieś perfumy.
— Może ona nie i może nie powinienem się wtrącać w waszą rozmowę, ale gdybym to był ja – na pewno bym się ucieszył.
Uśmiechnęłam się. Uśmiech sam wlazł mi na wargi.
Wysoki chłopak miał na sobie czarną zimową kurtkę, spod której dostrzegłam skrawek koszulki w tym samym kolorze opinającą jego pierś i brzuch. Dolną część ciała okrywały spodnie z charakterystycznym dla mundurówki wzorem i wojskowe buty na stopach.
Nie zdążyłam przyjrzeć się jego twarzy, bo w kilku sekundach odwrócił się i odszedł. Jedynie zobaczyłam szeroki uśmiech równych zębów na jego twarzy, tył jego głowy i nieład czupryny w naprawdę ciemnym odcieniu brązu.
Odwróciłam się do Serenity, która szeroko się do mnie szczerzyła. Zmarszczyłam brwi na jej widok.
— Co?
— Jak to „co"? Nie widziałaś jak na ciebie patrzył?! — zapytała spokojnie, choć w jej głosie namacalne były wyrzuty fal podekscytowania, czegoś w tym stylu.
— Właśnie nie! — przyznałam się krzycząc szeptem. I się zaśmiałam, tak po prostu.
A ona jedynie pokręciła z uśmiechem głową.
— Był w twoim typie — szepnęła pod nosem.
***
Płakałam trzeci raz w ciągu trzech dni.
Możliwe, że ktoś uznałby to za mało, ale bardzo długo nie płakałam. Nie wstrzymywałam nigdy emocji, bo te najczęściej napływały do mnie, gdy byłam już w domu. Teraz jednak łzy samowolnie spływały z moich policzków, nawet nie wiem z jakiego powodu.
Poświęciłam jedną sekundę chłopakowi, który nie chciał na mnie patrzeć. Myślałam o pieprzonym Louisie Davenporcie i nie mogłam go wyprzeć z umysłu. Myśli świadomości jego stanu, w którym teraz był zarazem kazały mi płakać, jak i śmiać się. Twierdziłam, że się staczał, próbowałam go nienawidzić i myślę, że wychodziłam powoli na prostą.
Z drugiej strony nie potrafiłam nie odczuwać niczego podczas, gdy on zabawiał się i żył pełnią życia.
Wiedziałam, że nie chciałam w swoim życiu żadnego faceta, oprócz tych z mojej rodziny. Co gorsza, jeśli w tamtym momencie miałam być szczera, sama ze sobą to czułam potrzebę jego codziennego pisania, życzenia miłego dnia, pytania, jak minął mi dzień.
Brakowało mi tego.
Nie wiedziałam jak, ale musiałam się pozbierać na jutrzejszy dzień. Nie malowałam się zbyt często, dlatego (przynajmniej w moim mniemaniu) dziwne byłoby to, gdybym przyszła do szkoły w makijażu.
Udało mi się nie myśleć. O nim.
CZYTASZ
Trying to Retrieve
RomancePrzetrwanie młodocianych lat, okresu dorastania czasami zdaje się nie być takie proste, jak myślą co niektórzy dorośli. Dorośli, którzy już zapomnieli jak to jest mieć szesnaście lat i kilka załamań na koncie, oczywiście nie tym bankowym. Życie każ...