4

11 1 0
                                    

Blanche's POV:

Meave zniknęła za drzwiami klasy chemicznej. Musiała oddać pani zaległą pracę, a tylko na tej przerwie jeszcze była w szkole.

Zabawnym trafem zaraz obok tej sali lekcyjnej siedziała na ławce Milene Harrington, do której my obie pałałyśmy nienawiścią.

Nawet gdybym nie chciała, stojąc po przeciwnej stronie korytarza i czekając, usłyszałam jej rozmowę z psiapsiółami. Próbowałam powstrzymać śmiech pchający się w usta.

— Louis nie napisał mi życzeń! — powiedziała z oburzeniem i smutkiem w piskliwym głosie. — Jest skończonym debilem.

Na szczęście brunetka będąca moją ukochaną powierniczką niedługo potem wyszła i razem ruszyłyśmy na niższe piętro budynku.

Nieważne, jak bardzo próbowałabyś go odzyskać, on cię i tak zostawi.

    W ciągu dwóch tygodni zdążyłam się pozbierać do kompletnej kupy. Tak, aby wszystko wyglądało idealnie, bez jakichkolwiek luk, które ktoś mógłby dojrzeć, zapełnić.

    Nienawidziłam śród, gdyż właśnie w te przeklęte dni mieliśmy długo lekcje i geografię, na której nie wiedziałam, co się dzieje.

Nieraz, tamtego dnia również choć próbowałam się dowiedzieć nie miałam pojęcia, o czym mówi nauczycielka, tak samo, jak reszta klasy.

Po lekcjach razem z Meave poszłyśmy na trening. Trenowałam już ponad dwa lata, piwnooka trochę dłużej — lekkoatletykę. Prościej ujmując biegi.

Tamtego dnia robiłam wszystko, co kazał trener na szybko (czego nie lubię robić) i niestety nie było to zależne ode mnie, a od mojej mamy.

Bieganie było dla mnie, podobnie jak książki czymś w rodzaju odcięcia się od rzeczywistości. Gdy robiłam trening z kimś, najczęściej z przyjaciółką, to po prostu mile spędzałam z nią czas, wytwarzając w organizmie jeszcze większe endorfiny i tworząc nowe miłe wspomnienia w pamięci.

Wręcz wpadłam do szatni, od razu skupiając oczy na swoich rzeczach.

Dostrzegłam kątem oka dziewczynę, z którą czasem gadałam.

— Jezu! Ale dzisiaj chujowy dzień, wszystko na szybko! — zaczęłam się burzyć.

Zaśmiała się jedynie, co puściłam mimo uszu. Średnio ją lubiłam. Na całe szczęście nie widywałam jej zbyt często.

— Kurwa mać — burknęłam pod nosem, kiedy wypadł mi z rąk but, który wkładałam do torby. Niemal zawsze klęłam w podobnych momentach, gdy się denerwowałam. — Która jest godzina?

— Yy... — podwinęła rękaw, spojrzała na zegarek — za minutę szesnasta.

— Ja pierdole!! — powiedziałam. — Jak zawsze nie zdążę, a miałam być na szesnastą — podzieliłam się, choć wiedziałam, że zapewne ją to nie obchodziło.

    Była jakaś dziwna. Zawsze przymulona, nieskora do rozmów. Jedyne, co potrafiła powiedzieć, jak się „odpaliła" to zdołała się pochwalić w ilu krajach była i gdzie jej jakże bogata siostra mieszka.

    Nie lubiłam takich ludzi.

    Na prawdę raptem co, to nadymała wszystko co było dookoła niej. Co więcej głosem ociekającym wyższością. Woda się wtedy we mnie gotowała i słowa paliły w język, chcąc się wyrwać, ale powstrzymałam się.

    Może powinnam umniejszyć jej poglądy i powiedzieć, że się przymknęła i zaczęła coś robić na treningach.

Resztę szybkiej rozmowy poświeciłyśmy na narzekaniu na to, jak tamtejszy dzień jest chujowy i szybko lecą kolejne godziny.

Trying to Retrieve Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz