12

13 0 5
                                    

Blanche's POV:

Odwlekanie od problemu każdy z nas doświadczył, takie miałam zdanie. Lecz czy dobry był jeden ze sposobów; otóż uciekanie do używek, czy wtapianie się w złych ludzi.

Jeżeli miało to jakiś sens. Uciekanie do ludzi. Niekoniecznie tych dobrych.

Tylko skąd miałam ich odróżniać jeśli przebywałam z nimi od dzieciństwa lub na codzień w domu?

Poprzedniego dnia o dokładnie drugiej czterdzieści siedem zadzwoniłam do Ezry. Odebrał niemal od razu.

Rozmawialiśmy dość długo, ale przynajmniej jakoś poprawił mi humor, albo inaczej – pomógł nie myśleć o trudnościach.

Najwyraźniej musiałam trochę za głośno mówić, bo rano rodzice spytali z kim tak zawzięcie o tak późnych porach gadam. Zbyłam im szybkim „nikt".

     Trzasnęłam drzwiami mając kompletnie gdzieś w związku z tym, czy poniosę jakieś konsekwencje.

Od wczoraj rozmawiałam z nimi jedynie, gdy mnie o coś pytali, zazwyczaj zdawkowo i nie przeszkadzało im to. Najwyraźniej.

Nie widziałam z ich strony zaangażowania, a ja tym razem nie zamierzałam wyciągać pierwsza ręki, jak robiłam w zwyczaju.

Jeśli im nie zależało, mnie też.

Mimo wczesnej pory pogoda aż nazbyt dopisywała. Prognozy, które zdążyłam sprawdzić zapowiadały bardzo ciepły dzień, który osiągnąć może nawet granice trzydziestu stopni.

I na to też wyglądało. Przyjemny wiaterek smagał gałązki wysokiej wierzby, której listki imitowały burze włosów.

Jako dziecko tak sobie ją wyobrażałam, gdyż płacząca swoją nazwą wydawała się zbyt szara, jak dla pięciolatki.

Mimo obiecujących warunków atmosferycznych na kremowy podkoszulek z cienkimi ramiączkami narzuciłam rozpinaną old schoolową bluzę z flagą USA.

Gdy minęłam drzewo, a tym samym płot składający się jedynie z drewnianych desek i gwoździ, jak wiele innych ranch w pobliżu, ujrzałam kryjącego się w cieniu Ezre.

Znowu z tym swoim pieprzonym crossem, o którego się podpierał.

Miał na sobie biały t-shirt z jakimiś czarno-czerwonymi napisami, czarne sportowe spodenki, dzięki którym mogłam ujrzeć jego muskularne uda. I jordany 4, wyglądał po prostu dobrze.

Odwróciłam się ostatni raz przez ramię, by upewnić się, czy czasem nikt nie wygląda przez okno domu, a gdy wróciłam wzrokiem w poprzednie miejsce odezwałam się.

— Nawet nie usłyszałam jak podjechałeś — zaczęłam na powitanie.

Kąciki jego ust podniosły się widocznie ku górze, nawet się z tym nie krył.

— Mam te zdolności. To chyba lepiej, nie? Nie chciałbym w ten sposób poznawać teściów.

Zmarszczyłam na ostatnie zdanie brwi, ale zaraz wybuchłam cichym i krótkim śmiechem. Ta miał poczucie humoru, to trzeba było mu przyznać, śmieszny żart.

W chwili, gdy zbliżyłam się do niego na odpowiednią odległość przyciągnął mnie do ciebie na powitanie.

     — Masz ładny makijaż, przepiękne oczy — powiedział uważnie potem skanując moją twarz.

     — Dzięki.

    Uśmiechnęłam się. Faktycznie tego dnia postanowiłam skorzystać z kosmetyków, które przywiozłam, bo czasem lubiłam bez powodu się pomalować, a fakt, że Ezra jako chłopak, co było bardzo rzadkim zjawiskiem zauważył moje dzieło odrobinę bardzie podbudowało moje ego.

Trying to Retrieve Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz