Odetchnęła z ulgą, kiedy w końcu zdjęto jej szwy, bo ciężko było funkcjonować z jedną sprawną ręką, szczególnie mając małe dziecko wymagające nieustannej uwagi. Na szczęście Adrien wziął na siebie wszystkie obowiązki, które wymagały od niej użycia obu dłoni. I robił to z uśmiechem na ustach.
Czym też ona sobie na niego zasłużyła? Pomijając spotkanie Czarnego Kota i narodziny Lou, bez dwóch zdań był najlepszym, co w życiu ją spotkało. I z dnia na dzień tylko utwierdzała się w tym przekonaniu.
– Ale jesteś pewien, że to nie problem? – panikowała nerwowo poprawiając włosy przed lustrem i pospiesznie nakładając na usta różową pomadkę.
Spotkanie z klientką wypadło jej niespodziewanie. Młoda piosenkarka, wschodząca gwiazda estrady, którą skierował do niej Jagged, musiała skrócić swój pobyt w Paryżu, a to oznaczało przełożenie daty spotkania na wcześniejszą. Marinette zgodziła się tak szybko, że zapomniała sprawdzić, czy w tym czasie będzie miała kogo zostawić z Louisem. Jej rodzice odwiedzali jednak ciotkę w Londynie, Alya i Nino pracowali, babci nie było w Paryżu, a dziadek doglądał piekarni w imieniu Toma i Sabine. Wiedziała też, że Adrien miał zaplanowane jakieś spotkania w fundacji, ale gdy tylko usłyszał, że potrzebuje pomocy, natychmiast zmienił swój grafik i poprosił ciotkę o zastępstwo.
– Mari, przecież wiem, jak zajmować się Lou – westchnął Adrien, obracając ją twarzą do siebie, żeby spojrzeć w oczy. – To nie pierwszy raz, gdy mnie z nim zostawiasz. Poradzę sobie przez tych kilka godzin. Idź wreszcie podpisać tę umowę.
Patrzyła na niego przez chwilę, próbując posegregować uczucia, które zalały ją niespodziewaną falą. Najpierw poczuła palącą wdzięczność, a zaraz za nią nadeszły zachwyt, uwielbienie i jakaś dziwna, nieokreślona tęsknota. Nie chcąc się zbytnio nad tym zastanawiać, po prostu zarzuciła mu ramiona na szyję przytuliła się tak mocno, że jej stopy straciły kontakt z podłożem. Adrien sapnął cicho, bo ścisnęła go z taką siłą, że na moment odcięła mu dopływ tlenu do płuc. Objął ją jednak oburącz w pasie i opowiedział na uścisk.
– Co ja bym bez ciebie zrobiła? – usłyszał.
– Wynajęła nianię – zażartował, na co zaśmiała się cicho i odsunęła. – Biegnij, albo się spóźnisz. Będzie dobrze, zobaczysz. To tylko formalność, przecież wiesz.
– Ale i tak się denerwuję – westchnęła, wspinając się na palce i całując go w policzek. Zaraz potem pobiegła pożegnać się z Lou. Zaśmiał się, gdy obsypała go pocałunkami. – Wrócę zaraz po spotkaniu! Najszybciej jak się da! Kocham, pa!
– Pa! – odpowiedział, patrząc z uśmiechem, jak w pośpiechu wybiega z mieszkania.
Starał się zignorować to dziwne ciepło, które ogarnęło go po usłyszeniu jej słów. W końcu mówili sobie "kocham" tak często, że naprawdę nie było to nic nienormalnego. Czemu więc zareagował inaczej? Nie miał ku temu żadnych logicznych powodów.
Mniejsza. Po prostu był ostatnio złakniony uwagi. Rocznica zniknięcia Biedronki ciągle dręczyła jego duszę i Adrien zwyczajnie potrzebował, by ktoś okazał mu minimum zainteresowania i czułości. Nic dziwnego, że reagował silniej nawet na zwykłe, przyjacielskie "kocham". Poza tym, może mówiła do Lou, a nie do niego?
Nie wiedząc czemu, ogarnęło go rozczarowanie. Naprawdę musiał wziąć się w garść.
– No i zostaliśmy sami, mój Mały Książę – ogłosił, podchodząc do leżącego w kojcu Lou, który gaworzył sobie cicho i wpychał grzechotkę do ust. – Jak się zapatrujesz na nasz męski dzień?
Lou wypluł grzechotkę i powiedział coś w swoim dziecinnym języku, przebierając w powietrzu nóżkami. Wyciągnął też rączki w stronę blondyna, jakby próbował dosięgnąć jego twarzy. Było to bardzo możliwe, bo ostatnio po prostu uwielbiał łapać go za włosy.
CZYTASZ
Szukaj mnie
FanfictionWładca Mroku pokonany! Co to oznacza dla naszych paryskich superbohaterów? Rzecz jasna koniec z sekretnymi tożsamościami! Po latach ukrywania swojego związku przed rodziną i przyjaciółmi Biedronka i Czarny Kot nie mogą doczekać się chwili, gdy wresz...