ROZDZIAŁ 24: STRAŻNICZKA

1.4K 94 56
                                    

Na szczęście rodzina i najbliżsi przyjaciele Adriena i Marinette nie mieli im za złe tego, że wzięli ślub po kryjomu i to w trakcie ich przyjęcia zaręczynowego. Rzecz jasna było im nieco przykro, ale zaakceptowali powody młodej pary i nie kwestionowali ich w żaden sposób. Tom i Alya odetchnęli jednak z ulgą, gdy dowiedzieli się, że w planach nadal jest urządzenie wesela - z zaznaczeniem, że na znacznie mniejszą skalę.

Zanim jednak miało do tego dojść, świeżo upieczonych małżonków czekała jeszcze jedna misja.

- Naprawdę chcesz pojechać do Tybetu? - Adrien był w trakcie rozpakowywania zakupów, ale przerwał czynność, słysząc dość nieoczekiwane ogłoszenie Marinette. - Po co? - spytał, marszcząc brwi. - Przecież się odnaleźliśmy.

- Żeby wyjaśnić tę sprawę raz na zawsze - odparła, układając wyjęte z toreb produkty w odpowiednich szafkach. W niebieskich oczach lśniła determinacja. - Nie odpuszczę im. Nie ma takiej opcji. Chcę się dowiedzieć, dlaczego nam to zrobili.

Adrien ciągle nie wyglądał na przekonanego. Skrzyżował ramiona na piersi i przyglądał się swojej żonie z pochmurną miną, zastanawiając się, jak wyperswadować jej ten pomysł.

- Świątynia jest obłożona jakąś dziwną magią - spostrzegł. - Nie ma żadnej gwarancji, że się tam dostaniemy. Wierz mi, próbowałem wszystkiego.

- Jestem Strażniczką - przypomniała. - Mam wszelkie prawo, żeby tam wejść. I zamierzam z niego skorzystać.

- Nadal nie widzę sensu, żebyśmy tam jechali...

- My? - podchwyciła, zerkając na niego szybko. - Chcesz pojechać ze mną?

Popatrzył na nią, jakby wyrosła jej druga głowa.

- Oczywiście, że tak! Jeśli myślisz, że pozwolę ci pojechać do Świątyni samej, to jesteś w błędzie. Nie ufam Niebiańskim Strażnikom za grosz. Nie zamierzam znowu cię stracić.

Świetnie rozumiała jego obawy. Podeszła do niego i lekko dotknęła policzka męża, chcąc dodać mu otuchy.

- Chciałabym, żebyś ze mną pojechał, ale ktoś musi zająć się Lou - spostrzegła przytomnie. - Nie planowałam go zabierać w taką podróż. Szczególnie w tamto miejsce.

Zgodził się z nią pomrukiem i odruchowo zerknął w stronę synka, który namiętnie uderzał pałeczką w kolorowe cymbałki i wyśpiewywał tylko sobie znaną piosenkę. CJ-owi niespecjalnie podobał się ten hałas, dlatego schował się w sypialni, gdy tylko Louis zasiadł do zabawki. Ogólnie kociakowi średnio podobały się wszystkie głośne zabawki Lou, a szczególną nienawiścią darzył książeczkę imitującą odgłosy pojazdów. Adrien musiał przyznać, że nie jest to także jego ulubiona zabawka, ale Louis obecnie uwielbiał wszystko, co grało, piszczało i tańczyło.

- Możemy poprosić Alyę, żeby się nim zajęła przez kilka dni - powiedział, odrywając wzrok od Louisa. - Założę się, że będzie walczyła o prawo do opieki z twoimi rodzicami, gdy tylko powiemy, co mamy w planach.

- Ale czy Lou wytrzyma bez nas obojga tak długo? - martwiła się dalej Marinette, zerkając niespokojnie na synka. - To nie potrwa jeden dzień. Sama już nie wiem...

- Nie wyjeżdżamy przecież jutro. Tak właściwie, to wolałbym pojechać najpóźniej jak się da. Może jak Lou pójdzie do szkoły?

Marinette uśmiechnęła się do niego szeroko, a potem splotła palce na jego karku i wspięła się na palce, żeby móc go pocałować.

- Wiem, że się boisz, że znowu nas rozdzielą - szepnęła, czule gładząc go po włosach. - Ale nie tym razem. Nic nas nie rozłączy.

- Ostatnio też tak myśleliśmy - mruknął, zamykając oczy i stykając się z nią czołem.

Szukaj mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz