ROZDZIAŁ 11: OCZKO W GŁOWIE

731 73 25
                                    

Od powrotu ze szpitala większość czasu spędzała, wpatrując się w Louisa i porównując go do Kota. Żałowała, że nie ma żadnych zdjęć z dzieciństwa narzeczonego, ale tak właściwie ich nie potrzebowała. Maluch kompletnie jej nie przypominał, więc oczywiste było, że wrodził się w swojego tatę. Jego główkę pokrywał delikatny złoty meszek, a oczy kształtem też przypominały Kota, podobnie zarys noska. Na razie były niebieskie, ale głęboko wierzyła, że za jakiś czas staną się zielone.

W pierwszych dniach była przerażona, że zrobi mu krzywdę najlżejszym nawet dotknięciem. Był taki malutki i kruchy, a ona czuła się bardzo niepewnie. Wystarczyło jednak kilka dni, by nabrała wprawy i nauczyła się rozpoznawać reakcje malucha. Wiedziała już, kiedy płacze, bo jest głodny, a kiedy potrzebuje zwykłego przytulenia. Teraz, niespełna miesiąc po narodzinach Lou, czuła się jak weteran.

– Miau!

Marinette westchnęła, gdy CJ po raz kolejny postanowił przecisnąć się przez szczeble i wskoczyć do łóżeczka. Chyba uważał się za prywatnego obrońcę Louisa, bo drapał każdego, kto zanadto próbował się zbliżyć, dopuszczając do dziecka tylko ją i Adriena. Nawet cierpliwość Toma zdawała się na wyczerpaniu, kiedy kociak rzucił się na niego z pazurami, gdy próbował wziąć wnuka na ręce. Marinette musiała zamykać kotka w innym pokoju, gdy tylko przychodzili do niej goście.

– Wiem, że go kochasz, ale nie możesz z nim spać – powiedziała, wyjmując kociaka z kołyski i tuląc go do piersi. – Pójdziemy na kompromis? Ustawię twoje legowisko obok kołyski. Będziesz go pilnował z podłogi.

CJ liznął ją po policzku i zaczął cicho mruczeć. Musiała jednak odłożyć go na łóżko, bo Louis zaczął cicho popłakiwać, wyraźnie domagając się jedzenia. Obecnie głównie jadł i spał, nabierając sił i energii. Marinette już teraz widziała pewne oznaki, które mogły oznaczać, że Lou będzie bardzo żywiołowym dzieckiem. Gdy nie spał, cały czas był w ruchu, wymachując rączkami i nóżkami. Spodziewała się, że będzie miała z nim pełne ręce roboty.

– Już, już, mój Koteńku – szepnęła, biorąc synka na ręce i siadając z nim w fotelu pod oknem. – Smacznego, kochanie – powiedziała, podsuwając mu pierś do ust, którą Lou zaraz zaczął gorączkowo ssać. – I czas na twoją bajeczkę.

Korzystała z każdej okazji, by opowiadać Louisowi o Czarnym Kocie. Przeklinała fakt, że blokada nie pozwalała jej powiedzieć wprost, że mówi o jego tacie, ale liczyło się, że w ogóle może o nim mówić. Nauczyła się to robić w odpowiedni sposób. O ile historia była ogólnikowa, mogła powiedzieć dużo. Kiedy jednak próbowała wdać się w szczegóły, magia pętała jej struny głosowe. Nie skutkowała zmiana imienia Kota na inne – blokada zawsze włączała się wtedy, gdy była o nim mowa bezpośrednio.

Kiedyś ją przełamie, a wtedy wykrzyczy światu całą prawdę. Koniec sekretnych tożsamości. Strażnicy będą mogli się pocałować w...

– To o czym dzisiaj chcesz posłuchać? – zastanowiła się na głos, słuchając, jak Louis cicho postękuje. Był to wyraźny znak, że się najada. – Hmmm... Może opowiem ci o tym, jak poznałam twojego tatusia? Oczywiście głupia magia nie pozwoli mi powiedzieć wszystkiego, ale zobaczymy, co z tego wyjdzie. Od czego by tu zacząć...

Lou odwrócił buźkę, dając tym samym sygnał, że już się najadł. Zapięła koszulę, wstała i zaczęła powoli chodzić po pokoju, układając małego na ramieniu tak, by mu się odbiło.

– Kiedy pierwszy raz zobaczyłam twojego tatę, do głowy mi nie przyszło, że się w nim zakocham. Uważałam, że jest niepoważny. Przez długi czas był niepoważny – podsumowała, gładząc go lekko po pleckach. Lou przytulił się do niej mocniej i sapnął. – Ale przy tym był niemożliwie uroczy. I oddany. Nie znam drugiego bardziej lojalnego człowieka. No, może poza Adrienem – zachichotała. – Ale wracając do tematu. – Przycisnęła policzek do czubka głowy synka, który znowu zapadał w sen. – Gdyby twój tata ci opowiadał tę opowieść, powiedziałby, że spadłam mu z nieba. I można powiedzieć, że tak właśnie było. Zwyczajnie zwaliłam go z nóg. Byłam kompletnie zażenowana, a on tylko uśmiechnął się do mnie i powiedział, że to nic takiego. Sporo razem tego dnia przeszliśmy. To wtedy nauczyłam się mu ufać. A on... on się we mnie zakochał. Ja i on kontra cały świat.

Szukaj mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz