ROZDZIAŁ 18: POWRÓT DO DOMU

1.1K 82 75
                                    

Nieobecność Adriena się przedłużała. Alya, Nino i Félix uparcie powtarzali, że wróci, ale Marinette nie była już tego taka pewna. Minęły dwa miesiące, a on nawet raz się nie odezwał. Gdyby chciał wrócić, do tego czasu na pewno nawiązałby z kimś kontakt. Jego milczenie było oczywistym sygnałem, że nie chce mieć nic wspólnego z nią i wszystkim, co ich wiązało. I wcale mu się nie dziwiła. Na jego miejscu, też nie mogłaby na siebie patrzeć.

Nie mogąc wysiedzieć w pustym mieszkaniu, które przypominało jej tylko o tym, jak głupia była, postanowiła wpaść w odwiedziny do rodziców.

– Dobrze cię widzieć, skarbie – odetchnęła Sabine, na jej widok. – Mamy pełne ręce roboty. Pomożesz?

– O ile Lou pozwoli – odparła Marinette, ustawiając wózek z synkiem w kuchni przy sklepie. – Hej, tatku – przywitała się z piekarzem, który otrzepywał właśnie ręce z mąki i biegł przywitać się z wnukiem.

– A kto to przyszedł w odwiedziny do dziadka? – zagruchał, łaskocząc chłopczyka po policzku.

Ten uśmiechnął się na moment, ale zaraz zaczął rozglądać się dookoła, skubiąc niemrawo swój gryzaczek. W niczym nie przypominał roześmianego szkraba, którym był jeszcze dwa miesiące temu. Marinette poważnie się martwiła, że chłopczyk może mieć przez nią traumę do końca życia. Aktywnie kształtował mu się charakter i chłonął wszystko jak gąbka, nie wiedząc, ile takich drobiazgów, których nie będzie nawet pamiętał, ukierunkuje go w przyszłości.

Jeszcze nie wyrósł z pieluch, a Marinette już się bała, że zniszczyła mu życie. Była gorsza od Gabriela.

– Chodź tu do mnie, mój kochany. – Sabine zgrabnie rozebrała wnuka z kurteczki i wzięła na ręce. – Rośniesz jak na drożdżach. Jeszcze chwila i dościgniesz dziadka.

Rozległ się dzwonek przy drzwiach, co oznaczało, że ktoś właśnie wszedł do piekarni. Zielone oczy Louisa rozbłysły.

– Daaaa–daaaa! – zawołał, wyginając się całym sobą w stronę sklepu.

– Pójdziemy zobaczyć wystawy, tak – powiedziała Sabine, zabierając ze sobą malucha, który entuzjastycznie podskakiwał w jej ramionach.

– Interes chyba ci się kręci, skoro tak dawno cię u nas nie było – powiedział wtedy do córki Tom, wracając do ugniatania ciasta.

– Przepraszam – westchnęła, odbierając to jak przytyk, że ich nie odwiedzała. – Miałam dużo na głowie.

– Adrien chyba też – zauważył Tom, totalnie nie zdając sobie sprawy z tego, jaki cios właśnie zadał swojej córce. – Nie widziałem go od świąt. Powiedz mu, że brakuje mi mojego ulubionego klienta.

Z trudem przełknęła ślinę i przywołała na twarz uśmiech, próbując zwieść ojca.

Nie powiedziała rodzicom o rozmowie z Adrienem i o tym, że wyjechał bez słowa. Próbowała udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Oczywiście wiedziała, że w końcu będzie musiała powiedzieć prawdę, ale odwlekała to jak długo się dało. Pozwalała im żyć w błogiej nieświadomości, jaką to kretynkę mają za córkę.

Nagle usłyszała znajomy szloch Lou i Sabine pospiesznie wróciła do kuchni, mocno tuląc poirytowanego chłopca, który ronił wielkie łzy.

– Co w niego wstąpiło? – spytał się Tom, gdy Lou grzmotnął gryzaczkiem o podłogę i zaniósł się płaczem. – Ząbki?

– Pojęcia nie mam – odparła Sabine, marszcząc niespokojnie brwi. – Zobaczył klienta i ni z tego, ni z owego zaczął płakać, jakby mu serce pękło.

Szukaj mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz