„If you are going through hell, keep going."
Halvor i Marius nie postarali się w swoich skokach i w szybkim tempie życzyli powodzenia Johannowi i ruszyli do ich szatni. Odnaleźli Anne i ruszyli w kierunku taksówek. Wbiegli na teren szpitala, gdzie były już pojedyncze osoby ze sztabu. Chłopcy podeszli do sztabu, aby zapytać co z Danielem, a dziewczyna usiadła na krzesełku obok trenera.
Marius miał okazję poznać bliżej dziewczynę, ale nigdy nie widział jej w takim stanie. Siedziała zapatrzona w jeden punkt. Bez żadnych emocji. Już nie płakała, ale on wiedział, że właśnie toczyła ze sobą walkę, którą jak się domyślał, miała przegrać. Nie był zadowolony z tego co usłyszał. Był przerażony. Nie wiedział co ma jej powiedzieć. Prawdę czy kłamstwo.
Telefon Anne ciągle wibrował, ale nie chciała go sprawdzać. Najbardziej bała się, że być może swoją ostatnią rozmowę, wykorzystała w najgorszy możliwy sposób. Skarciła siebie za tą myśl, on musi żyć.
W końcu zdecydowała się odebrać telefon. Widząc na wyświetlaczu uśmiechniętą Anje, przełknęła gulę i wcisnęła zieloną słuchawkę.
— Jak dobrze, że odebrałaś! Wszystko z nim w porządku?!
— Nie wiem. - powiedziała łamiącym się głosem. - dopiero przyjechaliśmy, chłopaki rozmawiają z kimś ze sztabu, nie wiem nic Anja.
— Jak będziesz wiedzieć to dzwoń. Jutro z samego rana mamy przylot do Lublany.
Marius porozmawiał z trenerem i dosiadł się obok dziewczyny. Spojrzała na niego z nadzieją, że przekaże jej dobre wieści, ale tak nie było.
— ...Oprócz tego roztrzaskany obojczyk.
— Wyjdzie... z tego? Będzie mógł skakać?
— Nic nie wiadomo.
Anne oparła się o ramię Mariusa i po raz kolejny tego dnia, wypuściła z siebie morze łez. Chłopak objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie. Gdy dziewczyna uspokoiła się całą trójką wyszli na zewnątrz. Blondynka odeszła od chłopaków i odpaliła papierosa. Pierwszy raz od dawna. Pierwszy raz od Titisee. I znowu smakował jak rozszarpana dusza czy zszargane nerwy. Jak ból.
Norwedzy patrzyli na dziewczynę z niemałym zdziwieniem i zmartwieniem. Marius bardzo martwił się o dziewczynę. Była na lekach uspokajających, które podali jej lekarze. Jak widać nie zadziałały.
— Musimy wracać.
— O nie. Ja zostaję tutaj.
— Anne, wróć z nami. - zaczął Halvor. - spakujesz wszystkie swoje i Daniela rzeczy. Pomożemy ci z hotelem w Lublanie. Tylko wróć z nami teraz.
— No dobrze. Ale jutro rano tutaj wracamy, tak?
— Tak.
Następnego dnia wszyscy Norwedzy byli jak cienie samych siebie. Wszyscy na stołówce milczeli i nie odzywali się do siebie. Anne wyglądała jak duch. Blada z cieniami pod oczami. Jak usiadła przy stole położyła na nim głowę i głośno westchnęła. Mariusowi udało się przekonać dziewczynę, aby została do końca konkursu.
Konkurs w ich odczuciu był dosyć dziwny. Marius nie dostał się do drugiej serii, więc z kolegami i Anne oglądał kolejną część konkursów. Tak jak obiecali razem z Anne znajdowali się w Lublanie i pomagali jej z walizkami. Nie byli zadowoleni z takiego obrotu spraw. Nie chcieli zostawić dziewczyny samej. Nie wiedzą co się może wydarzyć.
— Jutro po konkursie, wracamy do Lublany. Zostaniemy z wami kilka dni.
— Dziękuję. - uśmiechnęła się wdzięcznie Anne. - dziękuję też za pomoc i powodzenia jutro w konkursie drużynowym.
— Trzymaj się. - odpowiedział Halvor.
Konkurs drużynowy w wykonaniu Norwegów, nie wyglądał najlepiej. Marius nie pokazał swojej najlepszej strony. Postanowił odpuścić konkurs indywidualny. Po skonsultowaniu się ze sztabem, ruszył w stronę szatni.
Anne wraz z rodziną Daniela i kilka osobami ze sztabu czuwali przy szpitalnej sali. Wszyscy byli zmartwieni jego stanem, który był niezmienny. Martwili się o jego stan, ale byli dobrej myśli. Wierzyli, że jeszcze będzie skakać.
Odeszła od wszystkich i odebrała telefon widząc zdjęcie Mariusa na wyświetlaczu. Zrobiła je kiedyś z ukrycia podczas jednego z ich spacerów.
kilka miesięcy wcześniej...
Kwalifikacje dla Norwegów były bardzo przyjemne i udane. Willingen w tym roku pokazuje się z dobrej strony dla Norwegów. Anne i Marius po udanej serii postanowili ruszyć na spacer. Mühlenkopfschanze jak co roku prezentowała się pięknie w oczach chłopaka. Z racji, że blondynka uwielbia gorącą czekoladę, Marius zabrał ją na jarmarki przy skoczni. Anne usiadła na ławce i obserwowała chłopaka, postanowiła zrobić mu zdjęcie jak wracała z kubkami. Uśmiechnął się do obiektywu widząc co dziewczyna ma w planach.
— Słucham?
— Co robisz?
— Jestem w szpitalu.
— To chodź.
Rozłączył się. Dziewczyna spojrzała z uniesioną brwią na wyświetlacz. Wróciła po swoje rzeczy, prosząc o kontakt, gdyby coś się stało i wyszła przed budynek. Zobaczyła chłopaka, który stał oparty o barierkę schodów. Uśmiechnęła się na jego widok i ruszyła w jego kierunku.
— Co ty tu robisz? Powinieneś skakać teraz.
— Postanowiłem zrezygnować z konkursu. Nie najlepiej poszło mi w drużynówce, więc przyjechałem. Chciałem zobaczyć jak ma się Daniel, a przy okazji poprawić ci humor, więc zabieram cię na gorącą czekoladę.
Dziewczyna uśmiechnęła się w jego kierunku po czym kiwnęła głową. Zrobiło jej się ciepło na sercu, na myśl, że chłopak przyjechał tu z myślą o niej. Poczuła jak jej policzki zaczęły się rumienić.
— To jak wam poszło w drużynowym?
— Kiepsko. Zajęliśmy piąte miejsce. Odbyła się tylko jedna seria. I oczywiście mi poszło najgorzej.
— Ej, nie ma się co zamartwiać. Trochę nam teraz spadło na głowę, więc jest to normalne. A w następnym sezonie będzie tylko lepiej. W końcu sezon olimpijski. - uśmiechnęła ukazując rządek białych zębów.
Marius automatycznie uśmiechnął się. Cieszył się, że w jakimś sensie humor blondynki poprawił się. Usiedli z kubkami na ławce przy stoisku.
— A jak ty się czujesz?
— Dobrze, ale strasznie się o niego martwię. Lekarze mówią, że powinno być już tylko lepiej. Mam nadzieje, że wróci do swojej formy sprzed wypadku.
— Skoro lekarze mówią, że będzie dobrze, to tak powinno być. Bądźmy dobrej myśli.
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Jeśli idziesz przez piekło, nie zatrzymuj się
Dziś krótszy rozdział, ponieważ kilka mocnych przed nami.
Możliwe, że następny z nich pojawi się jeszcze w tym tygodniu
Miłego dnia, wasza multivesx <3
CZYTASZ
TEARS of LOVE / ML
FanfictionBól a znikąd pomocy? Problemy? Coś z czy zmagają się na co dzień. Walka ze sobą, jest normą w ich przypadku. Oni są definicją słowa "ból". Ale czy są w stanie wyjść z nich? Nie jest to takie łatwe jak się wydawało, lecz wzajemna pomoc wiele może dać...