𝕖𝕟

86 5 0
                                    


~The soul becomes dyed with the colour of its thoughts~


Kolejny konkurs, który chłopak zalicza do udanych. Miejsce w pierwszej dziesiątce, bardzo satysfakcjonuje chłopaka. Zmierza w kierunku chłopaków z kadry z szerokim uśmiechem na twarzy. Nieszczerym. Wczoraj bał się skoku tutaj. Już zmierzał w kierunku pokoju sztabu, aby to powiedzieć,aby powiedzieć, że to nie dziś, nie jutro, ale ostatecznie postanowił wykorzystać szansę, którą dostał, mimo, że nie zaczął dobrze. Pogratulował Halvorowi, który zajął pierwszą lokatą. Bardziej cieszył się z sukcesu przyjaciela niż swojego. Umiał czerpać radość z większego sukcesu jego bliskich. Nie wszyscy tak potrafili. Skocznia w Engelbergu miała swój urok. Jak każda skocznia, ale to tu było pięknie i uroczo. Jedno z niewielu miejsc gdzie chłopak czuł spokój.

Po konkursie w Szwajcarii skoki przeniosły się do Oberstdorfu. Turniej Czterech Skoczni. Wielkie wydarzenie. Marius nie zaczął go całkiem dobrze. Dwudzieste miejsce w kwalifikacjach nie podobało się chłopakowi. Mierzył wysoko. Za wysoko. Obwiniał się za nie wykorzystywanie tej marnej szansy na którą nie zasłużył. Twierdził, że są lepsi. Lokata mocno wstrząsnęła Mariusem. Po wróceniu do hotelu, zamknął się w łazience i nie wychodził aż do kolacji. Halvor nie próbował wyciągnąć przyjaciela z czterech ścian. Wiedział, że teraz musi przebywać sam. Nie wiedział, że on jednak potrzebował pomocy. Braki powietrza, które powodował atak paniki, który był tylko oliwą do ognia, zapalnikiem, aby znowu wymazać wszystko co dobre. A on nie chciał pomocy, mimo, że bardzo jej potrzebował.

Anne dzisiejszego wieczoru miała w planach usiąść na kanapie, delektować się winem i spokojem dzisiejszego dnia. Dziś pierwszy raz od dawna czuła wewnętrzny spokój, nie czuła potrzeby płaczu, zapalenia papierosa czy upicia się aby zapomnieć. Dzisiaj wino miało smakować jak spokój. Rozmawiała z Danielem. Pierwszy raz od dawna uśmiechała się szczerze do ekranu. Lecz coś, a raczej ktoś postanowił przerwać jej plany. Do mieszkania dziewczyny weszli znajomi. Ludzie. Anne próbowała ich wszystkich wyprosić, niestety bezskutecznie. Kobieta zaczęła panikować. Tłumaczyć, że nie dziś, że czeka na kogoś. Co poskutkowało, że znajomi w końcu opuścili oazę dziewczyny. Osunęła się na ziemię, aby opanować niepokój, atak. Jej ataki paniki wyglądały różnie. Czasami wyglądały tak jak dziś, czyli trzęsące się ręce i nogi, albo szybki i płytki oddech, który prowadził niemal do uduszenia się. Gdy Anne uspokoiła atak, wróciła na poprzednie miejsce i znowu wybrała numer do Daniela, który z niepokoju przemierzył już kilometry spaceru w swoim pokoju.

Wybierając numer włączyła przednią kamerę sztucznie się uśmiechając, nie pokazując mężczyźnie, że coś miało miejsce. I jej spokojny dzień, już nim nie był.

— Nawet nie wiesz jak się martwiłem. Już miałem dzwonić do Anji, aby sprawdziła czy żyjesz.

— Nie przesadzaj.

— Co się stało?

— Nic.

— Ktoś dzwonił do drzwi. Próbujesz mnie oszukać?

— Wpadli... znajomi.

— Wiesz, że nie możesz się izolować przed wszystkimi.

— Nie potrafię się przełamać. - powiedziała i spuściła głowę w dół.

— W takim razie, jedziesz z nami do Titisee.

— Nie ma takiej opcji. Tam będzie za dużo osób.

— Masz jeszcze coś do powiedzenia? Świetnie. Siódmego stycznia wyjeżdżamy. Trzymaj się. Nie panikuj już. Będzie wszystko dobrze. Pa.

TEARS of LOVE / MLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz