6

716 80 23
                                    

Aonung tamtego dnia zrozumiał, że Neteyam Sully wcale nie jest jego przyjacielem i nie będzie stał po jego stronie, nawet jeśli miał rację. Lo'ak wciąż był dla niego ważniejszy, wciąż go chronił mimo wszystko.
Może i zaczepił Kiri by wylądować swoją frustrację i nieco się zabawić, może i zrobił źle, ale potem się wycofał. Odpuścił i chciał się rozejść!

Lo'ak nie miał większego prawa ich zaatakować, to co Aonung zrobił potem, było jedynie obroną, a mimo to Neteyam wciąż był na niego wściekły. Jakże było jego zdziwienie, gdy siedząc w swojej chacie usłyszał, że ma gościa.
Gdy wrócił do domu niespecjalnie chciał rozmawiać z rodzicami o tym co się stało. Nie chodzi nawet o reprymendę, czy ilość pytań jaką zostałby zasypany. On po prostu nie miał ochoty o tym mówić. Siedział sam na swoim hamaku słysząc z zewnątrz delikatne dźwięki okrzyków dzieci i szum morskich fal. Obracał w dłoni owalny kamyk, który często ściskał gdy intensywnie myślał, w dodatku był chłodny, a to pomagało gdy przykładał go do wciąż obolałych ust.

- Aonung- Ronal stanęła w przejściu.- Masz gościa.

Wstał ospale, bo nie spodziewał się nikogo więcej niż Rotxo, jakże się jednak dziwił gdy zobaczył przed sobą ciemno niebieską postać.
Neteyam z wyraźną skruchą wpatrzony był w podłogę, a ręce założył za plecy. Oddychał nierówno, ale co cieszyło Aonunga to fakt, że na jego ciele nie było wtedy ani jednej skazy. Nie dał ponieść się emocjom i go nie uderzył, nie mógłby.

Przynajmniej nic go teraz nie bolało.

- Przyszedłem przeprosić- nie podniósł wzroku.- Za tą bezsensowną walkę.

Aonung wzruszył ramionami.

- W porządku.

- Oraz za to, że cię uderzyłem- tym razem podniósł nieśmiało wzrok.- Musi boleć.

- Nie zaprzeczę, trochę boli- przyznał. Potem jednak wstał i podszedł do nowego kolegi zmuszając go do popatrzenia sobie w oczy.- Twój ojciec cię przysłał?

Powiedz nie, po prostu powiedz nie...

- Tak.

Coś w klatce piersiowej młodego Metkayina zabolało.

- Więc możesz sobie odpuścić puste przeprosiny i powiedzieć mu, że je przyjąłem.

- Nie są puste bo naprawdę nie chciałem cię skrzywdzić. Szczególnie, że...

- Że cię nie uderzyłem?- Dokończył za niego.- Tak i co z tego? Nie bądź takim płatkiem śniegu, zrobiłbym to gdybym chciał.

- No właśnie o to chodzi- zaczął nieco głośniej i złapał Aonunga za nadgarstek kiedy ten odwrócił się do niego plecami. Zatrzymał się, ale nie zmienił pozycji.- Dlaczego tego nie zrobiłeś?

- Bo nie chciałem cię bić, nie zasłużyłeś na to ty, tylko twój brat. Nie będę wyżywał się na tobie bez większego powodu.

- To dlaczego robisz tak Kiri?

- Dlaczego kazałeś Tsireyi zamienić się ze mną parą?- Nie wytrzymał kiedy Neteyam tak długo udawał, że nie rozumie w czym leżał problem jego złości.

Neteyam zamilkł na chwilę, a potem położył ciepłą dłoń na jego ramieniu i obszedł go dookoła tak, że teraz znowu stali naprzeciw siebie.

- Nie wiedziałem, że w ogóle zwrócisz na to uwagę. Zrobiłem tak bo chciałem go ukarać za to co o tobie mówił. Z jakiegoś powodu się nie lubicie i nie zmuszę go do zmiany zdania, ale nie może tak po prostu cię wyzywać za plecami.

Aonung otworzył szeroko oczy. Nie chodziło o nich? Neteyam nie chciał świadomie się od niego odsunąć, a to zmieniało absolutnie wszystko w tej sytuacji. Lo'ak za to... Był większą kulą u nogi niż myślał. Zniżał się do tego poziomu by go obrażać? Nawet pod jego nieobecność?

Ma Teyam ¤ Neteyam x AonungOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz