Aonung miał pewien problem z odróżnieniem tego jak naprawdę wyglądał świat, a jak wyobrażał go sobie on sam, we własnej głowie. Czasem mylił i mieszał te dwa pojęcia, zapominał co było w sferze jego snów, a co naprawdę się działo.
Tak było chociażby z Tsireyą, która w jego głowie grzecznie trzymała się z daleka od Lo'aka, momentami całkiem zapominał, że nie jest już jego własnością, a staje się powoli należeć do leśnego Na'vi.Nie godził się z tym, nie mógł znieść patrzenia jak uśmiecha się przy nim i powabnie przeczesuje swoje skręcone, ciemne włosy. Gdy widział jak przymyka oczy i rozmarzona wpatruje się w jego ciemną skórę, on sam nieświadomie wbijał sobie paznokcie w dłonie.
W końcu skaleczył się zbyt mocno, kilka kropel krwi wypłynęło na jasny piasek, a on skrzywił się nieprzyjemnie.- No i co ty najlepszego robisz?
Lubił Neteyama, ale nienawidził gdy ten za sprawą niewyjaśnionej magii, pojawiał się akurat wtedy, gdy go potrzebował. Nie przyznałby tego oczywiście prost.
- Nic- odburknął i zasłonił rękę drugą.
Neteyam jednak nieugięty uklęknął obok kolegi i nie patrząc nawet na jego ciche protesty, złapał za błękitny nadgarstek podnosząc go wyżej. Spojrzał wtedy piorunującym wzrokiem na Aonunga i sięgnął bliżej wody, by nabrać jej nieco, a potem przemyć ranę. Aonung syknął cicho.
- To boli.
- Teraz cię boli? A jak sobie to robiłeś to nie bolało?
Był zły i nie dziwne, Aonung nie miał większych powodów, by nie ufać jego bratu, uprzedzenia wzięły się całkiem z niczego.
Wbił wzrok w swoją siostrę, która oblewała wodą nic nieświadomego chłopca, by potem zwinnie uniknąć odwetu z jego strony. Znów spiął wszystkie mięśnie.- Dosyć Nung! Przestań żyć czyimś życiem.
- Ale ona nie...
- Myślisz, że kiedy widzi nas, to zachowuje się tak samo jak ty teraz?
Spojrzał swojemu przyjacielowi prosto w jasne oczy, oczekiwał odpowiedzi, choć nie do końca wiedział czy ją dostanie. Aonung poczuł się wtedy taki mały i bezbronny. Nie rozumiał do końca co Neteyam chciał mu powiedzieć, równie dobrze mogło być to pierwsze głupstwo, które przyszło mu do głowy.
- Nas?- Zaśmiał się ironicznie pod nosem.- To nie to samo Neteyam.
Wymówił jego imię z pewną dozą niechęci, nawet jeśli sam poczuł się dziwnie z tym faktem.
- Jasne, że nie to samo- mruknął puszczając skaleczoną dłoń. Znacznie większej od tych jego zresztą.- Ale myślę, że nie miałaby nic przeciwko gdybyś... Nie wiem, zalecał się do mojej siostry.
- Nie zalecam- wypluł to z prędkością światła.- I nie będę.
Neteyam starał się nie patrzeć mu w oczy, co było nieco dziwne, zazwyczaj wcale się tak wobec siebie nie zachowywali. Coś było nie tak i chłopak to czuł. Dlatego bez słowa wstał i zaczął iść w kierunku domu, by zając się czymś co odwróci jego uwagę. Odchodząc, nieśmiało wyjrzał przez ramię i dostrzegł, że Neteyam nie ruszył się nawet o milimetr.
Aonung nabrał wtedy w płuca trochę powietrza, zebrał się w sobie, a raczej przestał się na chwilę ograniczać i stłumionym krzykiem zawołał go po imieniu. Neteyam podniósł się z piasku w ułamku sekundy, spojrzał na Aonunga z nadzieją i zamachał w powietrzu swoim cienkim ogonem, jakby właśnie na to liczył, jakby spełniły się jego błagania.- Przyjdziesz w nocy?
Tylko na tyle zdołał się zmusić. Gdy jednak zobaczył uśmiech na twarzy wyższego, zrozumiał, że zrobił dobrze.
Chciał z nim rozmawiać, być przy nim, mieć go dla siebie, ale to uczucie było nowe, kompletnie inne od tych, które do tej pory poznawał.
CZYTASZ
Ma Teyam ¤ Neteyam x Aonung
FanfictionAonung choć nie był zawsze najgrzeczniejszym dzieckiem, zawsze trzymał się jednej surowej zasady postawionej przez ojca- nie zapuszczać się do lasu w głębi lądu. Ich dom był w morzu, ono dawało im życie, a on tego przestrzegał. Pewnego dnia jednak d...