Aonung był ciekawskim dzieckiem. Od kiedy tylko zaczął panować nad oddechem, rzucał się na głęboką wodę, zresztą bardzo dosłownie. Raz nawet nadwyrężył zaufanie ojca, miał może dwanaście lat gdy samotnie zapuścił się po raz pierwszy za rafę. Tak, było to skrajnie nieodpowiedzialne, ale naprawdę wierzył, że sobie poradzi. Miał harpun, dużo determinacji i pewności siebie, a to wystarczyło, by samotnie mógł zapuścić się w nieznane. Trochę się bał, choć nie dał tego po sobie poznać. Jeszcze pod osłoną nocy wymknął się z domu i niczym morska bryza, bezszelestnie przemykał po delikatnych falach. Stanął na moment na granicy rafy, wziął głęboki wdech i nie myśląc nawet o odwrocie, popłynął przed siebie.
Jego ojciec naprawdę się martwił, w końcu nie zastał syna w domu o poranku, nie znalazł go też na wybrzeżu i rafie, a opcje były już tylko dwie. Mógł wypłynąć na głębokie wody, albo udać się do lasu. To drugie przerażało wodza niemal na śmierć, jego syn choć odważny i sprytny, nie poradziłby sobie sam w lesie, w końcu był jedynie dzieckiem.Dlatego gdy Aonung sam powrócił do wioski, w dodatku ze zdobyczą, Tonowari poczuł ulgę. Nie groziło mu takie niebezpieczeństwo jakie zakładał, dalej był na niego wściekły, ale ze szczęścia jakie czuł widząc go zdrowego, nie mógł gniewać się wiecznie. Kara była surowa, ale od tamtej pory jeździł z ojcem na każde polowania, więc cel został osiągnięty.
Podobne uczucie towarzyszące mu tamtego dnia, czuł teraz gdy zagłębiał się w otchłań podwodnych korytarzy. Jak wtedy też nie dał poznać po sobie niepewności jaka czasem delikatnie wychodziła z jego nerwowych ruchów.
Gdy przy jego twarzy pojawiła się mała rybka o lśniących łuskach, prawie odskoczył na jej widok, powstrzymując się w ostatniej chwili. Mógł tylko liczyć na to, że Neteyam tego nie widział.
Odwrócił się na chwilę, by zobaczyć czy jego przyjaciel za nim podąża i odkrył, że jest nawet bliżej niż sądził.Neteyam uśmiechnął się ochoczo pod wodą, a jego drobne warkoczyki zasłoniły mu oczy. Szybko odgarnął je w zdenerwowaniu co bardzo rozśmieszyło drugiego Na'vi.
Postanowili płynąć dalej, przeciskali się tak przez wąski korytarz, aż nie dostrzegli wyraźnej granicy wody z powietrzem.
Aonung wynurzył się pierwszy, tuż obok niego Neteyam i obaj oniemieli widząc w jak pięknym miejscu się znajdują. Jaskinia była naprawdę duża, a przynajmniej większa niż można było przewidywać. Z sufitu zwisało dużo lśniących w ciemności roślin, ich przyjemny fioletowy kolor nadawał barwy nawet ścianom. Wyszli więc z wody, by rozłożyć się na plaskich kamieniach.- Wiedziałeś o tym miejscu?
- Nie byłem tu nigdy bez ciebie- odparł również zdziwiony Neteyam.- Nie miałem pojęcia. Poza tym to ty odkryłeś tunel.
- Macie takie rzeczy w lesie?- Spojrzał mu w oczy rozbawiony i trochę dumny z tego, co właśnie znalazł.
- Nie. Chyba nie- poprawił się.- Zazwyczaj nie szukam takich przygód więc nie wiem, ale nie słyszałem żeby ktoś był w podobnym miejscu. W każdym raze- dodał znacznie bardziej ochoczo- podoba mi się.
- Tak, mi też.
Obaj westchnęli w tym samym czasie co wywołało na ich twarzach uśmiechy. Leżeli ramię w ramię patrząc się na wijące się liany. W końcu Neteyam wstał i wyciągnął do nich dłoń, dotykając kilka aż nie zaczęły świecić intensywniej.
- Która jest godzina?
- A co to ma za znaczenie. Takich rzeczy nie ma w wiosce- uśmiechnął się jeszcze mocniej.- Jak nazwiemy to miejsce?
- Słucham?
Chłopak znowu się zaśmiał i pokręcił głową.
- No, jak nazwiemy nasze odkrycie? Znaleźliśmy je więc jest nasze. Twoje, to znaczy.
CZYTASZ
Ma Teyam ¤ Neteyam x Aonung
FanfictionAonung choć nie był zawsze najgrzeczniejszym dzieckiem, zawsze trzymał się jednej surowej zasady postawionej przez ojca- nie zapuszczać się do lasu w głębi lądu. Ich dom był w morzu, ono dawało im życie, a on tego przestrzegał. Pewnego dnia jednak d...